Villain, nemezis, złoczyńca, antagonista. Nazwy różne, ale wiadomo o kim mowa. Przeciwnik głównego bohatera. Często to on, ona, robot, cyborg, a czasem sztuczna inteligencja, a nie protagonista, stanowi o sile danej produkcji i wznosi ją na wyższy poziom. W skrócie cechować powinna go barwność charakteru, inteligencja oraz najważniejsza rzecz - musi stanowić wymagającą przeszkodę i wyzwanie dla głównego bohatera. W końcu nikt nie lubi, gdy ogranicza się do bezmyślnej maszyny do zabijania albo postaci, która marzy o zniszczeniu świata, bo tak sobie ubzdurała.
Sygnowane marką Netfliksa serialowe uniwersum Marvela, w przeciwieństwie do kinowego, mogło do tej pory pochwalić się w swoich produkcjach udanymi przeciwnikami głównych bohaterów. Połączenie pracy scenarzystów, reżyserów, castingowców oraz aktorów zapewniało świetny rezultat, dzięki któremu mogliśmy ekscytować się kolejnymi scenami z Wilsonem Fiskiem, Punisherem czy Killgravem. Luke Cage, produkcja o czarnoskórym superbohaterze, przedstawia nam kilku nowych antagonistów, z których część mocno rozczarowuje, a w szczególności ten najbardziej promowany przed premierą – Cornell Stokes vel Cottonmouth, cieszący się bardzo pozytywnym odbiorem w wielu recenzjach polskich i zagranicznych. Nie bronię nikomu sympatii do tego bohatera, lecz przyjrzyjmy się bliżej tej postaci, i czy faktycznie powinna się cieszyć takim poważaniem.
https://www.youtube.com/watch?v=sSPkx294gTc
Zobacz również: Marvel's Luke Cage - recenzja 1. sezonu
Oroboros?
Po pierwsze nie mogę się oprzeć wrażeniu, iż tandem Netflix-Marvel niczym mityczny wąż Oroboros zaczyna powoli zjadać swój własny ogon w temacie czarnych charakterów. O co chodzi? Otóż patrząc uważnie na postaci antagonistów nie da się uniknąć wrażenia zaistnienia pewnego szablonu, scenopisarskiego autopliota. Przyjęty za pierwszym razem przepis na złoczyńcę, występujący każdym oprócz drugiego sezonu Daredevila, to klasyczne kopiuj-wklej, co sprytnie jest ukrywane dzięki zmienianiu detali i co próbuje się nam wcisnąć po raz trzeci, jako rzecz świeżą.
Jak wygląda większość złoczyńców w serialowych produkcjach Netflixa i Marvela? Wysublimowani, wykształceni, eleganccy, elokwentni, funkcjonujący w szarej strefie między dobrem a złem, swoiste lustrzane odbicia superbohaterów, osoby, które wybrały inną ścieżkę, aby w gruncie rzeczy osiągnąć ten sam cel. Kolejnym elementem łączącym postaci są oglądane w retrospekcjach problemy z dzieciństwa związane z patologiami rodzinnymi. U Kingpina była to przemoc domowa, u Killgrave’a bycie królikiem doświadczalnym. W podobny schemat wpisano więc Cottonmoutha. Zawsze wymuskany, ubrany w dopasowany garnitur, sączący drogie alkohole, palący cygara, a do tego kochający sztukę promotor lokalnych talentów muzycznych. Tak wygląda maska, która ma przedstawiać go w roli biznesowego giganta i filantropa. W głębi duszy jest osobą pokiereszowaną psychicznie, niezrównoważoną, niespełnioną i cierpiącą, która źródła swojego zła ma w spapranym dzieciństwie. Z retrospekcji dowiadujemy się, że wychowywał się w komórce społecznej, którą eufemicznie można określić, jako rodzinę zastępczą. Pasjonowała go muzyka, lecz innego zdania była wychowująca małego Cornella królowa przestępczego światka Mama Mabel, która bezapelacyjnie uznała, że jego przeznaczeniem jest bycie jej następcą, królem gangsterki, a nie muzyki.
Prawo Ulicy
Na podstawie powyższego opisu, nawet pomimo sugerowanej odtwórczości, jest to na papierze postać ciekawa i złożona, lecz z powodu błędów scenariusza, reżyserii i aktorstwa staje się parodią i wywołuje jedynie irytację. A stojący w kontrze superbohater Harlemu, prosty chłopek-roztropek, jeszcze bardziej uwydatnia słabość Cottonmoutha, który nie stanowi dla niego wyzwania ani fizycznego, ani umysłowego.
W wielu wywiadach twórcy przyznają się do inspiracji serialem Prawo Ulicy (The Wire). W postaci Stokesa widać wyraźnie, że miał spajać w sobie cechy gangsterskiego duetu: Avona Barksdale i „Stringera” Bella. Pierwszy był klasycznym gangsterem z getta, dla którego najważniejszy jest argument siły, drugi to nowy typ gangstera-biznesmena, wykształconego i marzącego o władzy politycznej. Cottonmouth jest jednak ich cieniem, marną podróbką.
Zobacz również: Najtrudniejsze imiona i nazwiska w Hollywood
Pewną rolę odgrywa tu pojawiające się wrażenie schizofrenii twórczej. Z jednej strony postać ma wywrzeć na widzach wrażenie wielkiego kozaka, a z drugiej strony jego fabularne losy to pasmo samych porażek. A to straci całą forsę, a to zabiorą mu cały arsenał broni, a to nie słuchają się go właśni żołnierze (patrz: strzelanina w zakładzie fryzjerskim). Irytujący jest nie tylko jego ciągły śmiech i poprawianie stroju, a to że kolejne niepowodzenia i stanie w obliczu niekonwencjonalnego wyzwania nie powodują u niego zmian myślenia, niczym się nie przejmuje, jest kompletnie nieodpowiedzialny i bardzo łatwo wyprowadzić go z równowagi. Jest królem własnego pokoju i właściwie ciężko stwierdzić jakim cudem nie tyle utrzymał się na górze, co jak doszedł na sam szczyt. Widocznie Mama Mabel musiała wykosić całą konkurencję.
Nieporozumieniem są też jego pomysły pokonania kuloodpornego wielkoluda. Jako że bić potrafi wyłącznie ludzi przywiązanych do krzesła, to kiedy bierze sprawy w swoje ręce umysły scenarzystów muszą udowodnić nam, że jest super bad-ass’em. Dlatego też misję wykonuje w sposób jak najbardziej efekciarski. Złoczyńca, prezentując swój komiksowy rodowód, postanawia przyczaić się na dachu kamienicy i… wystrzelić rakietę z bazooki. W następnych epizodach posiadając wiedzę i świadomość, że może co najwyżej podziurawić kolejną koszulkę Carla Lucasa, to i tak nie zmienia taktyki i traktuje go nie jak człowieka z nadnaturalnymi mocami, a jak zwykły, konkurencyjny gang. Z tego powodu też jego podwładni strzelają do Cage'a z broni konwencjonalnej, i to takiej o mniejszym rażeniu niż wystrzelony w trzecim odcinku pocisk.
Zobacz również: Red Skull mieszka w Wenezueli
Spośród wszystkim dotychczasowych seriali Marvela i Netfliksa Luke Cage w swojej tematyce wydaje się być najbliżej wspomnianego Prawa Ulicy. W serialu HBO ulice Baltimore były nastawione przeciwko policji i ustanowionemu przez rząd prawu, a serial pokazywał, że gangi z własnym systemem opieki społecznej stanowiły atrakcyjną alternatywę dla niewydolnego i pogrążonego w kryzysie amerykańskiego systemu. Właściciel Harlem’s Paradise i jego kuzynka przecież chcą, aby również i ich rodzinna okolica była rajem dla mieszkańców. Twórcy Luke’a Cage’a nie wychodzą poza bardzo bezpieczne granice, przez co Cottonmouth nie ma za grosz zmysłu politycznego i nie potrafi zjednać społeczności Harlemu oraz stać się najlepszą alternatywą dla mieszkańców. Broń ma przecież silną, gdyż to on zapewnia ład społeczny, pracę i godny zarobek dla osób żyjących w biednej dzielnicy, a Luke Cage swoim działaniem chce to wszystko rozwalić. Dlatego też, gdy Cornell Stokes, tak bardzo lubujący się w zwracaniu uwagi na rolę reputacji w jego życiu, ogłasza wszem i wobec, że postanawia zniszczyć opinię Power Mana, to myślimy, że będzie chciał go przedstawić w złym świetle, jako tego, który niszczy system i zwróci opinię publiczną przeciw zbiegłemu z więzienia mężczyźnie. Jednak w praktyce nastawia ludzi przeciwko sobie, gdyż jego „genialnym” pomysłem jest zrobienie wjazdu ekipą na dzielnię i okradanie ludzi poprzez zbieranie dodatkowego podatku „od Luke’a”. Na szczęście twórcy zreflektowali się w połowie sezonu i postanawili usunąć tą niestwarzającą żadnego zagrożenia postać i zastępują go o wiele ciekawszą osobą Mariah Dillard, której bez problemu udaje się osiągnąć cel w postaci zmącenia atmosfery wokół Carla Lucasa.
Aktorski awatar
Przekonywanie, że Mahershala Ali jest dobrym aktorem nie zajęłoby dużo czasu. Swoją klasę udowadniał rolą lobbysty w netfliksowym House of Cards, a w tym roku jest wymieniany jest wśród faworytów do zdobycia Oscara za rolę w filmie Moonlight. Oczywiście da się zauważyć pewne manieryzmy (npp. to obleśne i nachalne oblizywanie wargi), ale raczej nie ma wątpliwości, iż po prostu zagrał tak jak mu polecono. Dlatego też główną uwagą, jaką można mieć, to fakt, iż podszedł do kreacji postaci bezrefleksyjnie i nie zastanowiło go, że jego postać non-stop ma denerwujące napady „ironiczno-nerwowego” śmiechu, a o klasie, smaku i stylu postaci ma znamionować ciągłe poprawianie marynarki i mankietów, co stanowiło pewnie połowę jego występu w serialu. Denerwujące było również klasyczne przeszarżowanie w wielu scenach, gdy nadmiernie podnosi głos czy gestykuluje, co jest kolejnym elementem wpływającym na słabość charakteru odgrywanej postaci, która kłóci się z wizerunkiem groźnej postaci.
Zobacz również: 5 najlepszych i najgorszych seriali tej jesieni!
Wszystko powyższe składa się na to, że Cornell "Cottonmouth" Stokes to najsłabszy punkt serialu Luke Cage i moje największe serialowe rozczarowanie 2016 roku. Oczywiście nie jest to przykład "bezmyślnej maszyny do zabijania albo postaci, która marzy o zniszczeniu świata, bo tak sobie ubzdurała", a i z łatwością da się znaleźć gorsze postaci w konkurencyjnych produkcjach, lecz należące do rodziny Jessica Jones i Daredevil ustawily poprzeczkę wysoko, przez co i wymagania wobec nowych superzłoczyńców automatycznie wzrastają. Po nowym antagoniście nikt nie oczekiwał drugiego Wilsona Fiska, ale też nie powinien być to chaotycznie działający idiota w garniturze, na którego zmarnowano siedem odcinków serialu, aby posłużył wyłącznie, jako element fabularnej wolty.
Kontakt: [email protected] Twitter: @KonStar18