Robert Pattinson od kilku lat ciężko pracuje, żeby pozbyć się kochanego przez nastolatki wizerunku seksownego wampira. Angażuje się w filmy ambitnych reżyserów, jak choćby Davida Cronenberga, albo bierze nieoczywiste role, jak ta opóźnionego umysłowo bohatera w post-apokaliptycznym dramacie Rover. Nigdy nie był jednak tak blisko wymazania stygmatu Edwarda jak teraz. Good Time może być jego najlepszą rolą w karierze.
Benny i Josh Safdie nie mogli być dalej świata blichtru, który reprezentuje Pattinson. Ich filmy skupiają się na brudnych ulicach ameryki, wyrzutkach społecznych, ćpunach, dealerach narkotyków, osobach upośledzonych umysłowo i fizycznie. Bóg wie co, ich poprzedni film, który zdobył spory rozgłos w światku festiwali filmowych, jest nieprzyjemny do oglądania nie tylko przez naturalistyczny sposób filmowania, ale przez brud i syf ziejący z ekranu. W Good Time nie zmienili się tak bardzo, a hollywoodzki aktor czuje się u nich jak ryba w wodzie.
Zobacz również: The Souvenir - Robert Pattinson, Ariane Labed i inni w nowej produkcji Hogg
Startujący w wyścigu o Złote Palmy film jest mieszanką kina gatunku, a dokładniej thrillera, z uważnymi obserwacjami społecznymi. Bohaterami są bracia Connie (Pattinson) i Nicky (Benny Safdie). Ten drugi jest upośledzony umysłowo, nosi aparat słuchowy i właśnie przechodzi terapię po wybuchu agresji w stosunku do babci, z którą mieszka. Z terapii zabiera go Connie, równie agresywny co jego brat, z planem obrabowania banku. Dwóch mężczyzn w maskach podaje kasjerce kartkę z żądaniem pieniędzy. Ta scena, równie ekscytująca co zabawna, jest jedynym elementem planu Conniego, który zrealizowany zostanie bez większych problemów. Za chwilę rozpocznie się chaos - w torbie z pieniędzmi eksploduje farba znacząca banknoty, kierowca rozbija samochód z pasażerami, którzy uciekać muszą na pieszo. Nicky nie nadąży za bratem i zostanie schwytany przez policję. Przez resztę filmu ten drugi starał będzie się naprawić swój błąd, popełniając kolejne tragiczne pomyłki i podejmując złe decyzje.
https://www.youtube.com/watch?v=pDSK5KgOQW4
Good Time nie daje nam odetchnąć ani na chwilę. Kamera skacze od szerokich planów w mastershotach po niemalże klaustrofobiczne zbliżenia, w których widać każdy por na twarzy bohaterów i ich pożółkłe, zniszczone zęby. Z długich szpitalnych korytarzy płynnie przechodzimy do brudnych, zagraconych mieszkań, celi więziennej czy lunaparku, w którym rozegra się kluczowa scena filmu. Twórcy pokazują zdeterminowanych ludzi, żyjących poza głównym nurtem społeczeństwa. Nie ma w tym obrazie ani krzty fałszu. Napędzany przez głośną, elektroniczną ścieżkę dźwiękową montaż, potęguje jeszcze wrażenie pilności i uciekającego czasu. Najważniejsze jednak, że reżyserzy nie zostawiają bohaterów samych sobie i ich film jest tak samo napędzany przez akcję, jak przez postaci. Miłość braterska, trudna przeszłość (której możemy się tylko domyślać), sprawiają, że Connie czuje się za Nicka odpowiedzialny i zrobi dla niego wszystko. Pattinson ani przez chwilę nie pozostawia wątpliwości, że motywacja i determinacja jego postaci jest jasna. Od jego ogorzałej, nieogolonej, brudnej twarzy nie można oderwać wzroku. Warto dodać, że w epizodycznych rolach pojawiają się Jennifer Jason Leigh i Barkhad Abdi (terrorysta z Kapitana Phillipsa).
Lokomotywa braci Safdie porwała Cannes i pokaz prasowy oraz opinie w mediach społecznościowych nie pozostawiają wątpliwości. Ten portretujący mało elegancki wycinek Ameryki film może zamienić się w ekskluzywne laury na lśniącej od blichtru i przepychu Riwierze.
Ocena: 88/100
Dewiza "im mniej, tym więcej" powinna zostać wytatuowana na rękach niektórych reżyserów. W kolejce po taką dziarę stanąć powinien Siergiej Łoźnica, białoruski twórca, któremu sławę przyniosły kapitalne dokumenty. Niestety, w filmach fabularnych pozwala sobie na dużo i jednym posunięciem unieważnia efekt, który budował przez dwie godziny. Dokładnie tak streścić można A Gentle Creature (Krotkaya), trwający ponad sto czterdzieści minut dramat, dziejący się we współczesnej rosji.
Główna bohaterka (Vasilina Makovtseva) to drobna, samotna kobieta o smutnym wyrazie twarzy. Obserwujemy jej codzienną rutynę, pracę, towarzyszy podróży w autobusach, na poczcie, a potem wyprawę, którą spowoduje paczka, która wróciła do nadawczyni. Jej odbiorcą miał być jej mąż, odsiadujący wyrok z syberyjskim więzieniu. Zmartwiona o jego los kobieta pakuje się i wsiada do pociągu jadącego na wschód. Trafia do miejscowości, w której są tylko dwa punkty orientacyjne: więzienie i hotel, a miastem rządzi mafia, trzymająca w ręku wszystko - od policji, przez prostytucję, po strażników w więzieniach.
https://www.youtube.com/watch?v=Sun3D8VqkGY
Łoźnica używa długich ujęć i przemyślanie skomponowanych kadrów, które zawsze wypełniają trudne do zapomnienia twarze, by ukazać podróż przez Rosję jako współczesną Odyseję. Przaśność i unikalny koloryt tego kraju i jego mieszkańców, żyjących w oparach papierosów i wódki, został oddany znakomicie. Milcząca i zgadzająca się na wszystko bohaterka jest idealnym człowiekiem rosyjskim, pochylającym głowę przed rozzłoszczonym urzędnikiem, spuszczającym wzrok na widok policjanta, całującym w rękę człowieka mafii, milczącym wobec mizoginicznych komentarzy. Rosja, którą widzimy w A Gentle Creature, nie ma nic wspólnego z takimi miastami jak Moskwa czy Sankt Petersburg. Widzimy ich peryferia, zabite dechami dziury, w których czas się zatrzymał. Gdyby nie fakt, że bohaterowie używają telefonów komórkowych, akcja tego filmu mogłaby się dziać zarówno w czasie rządów Stalina, jak i Gorbaczowa. Łoźnica pokazuje, że komunistyczna mentalność tkwi tak bardzo w narodzie, że nie zmieni ją tylko i wyłącznie podmiana flagi czy nazwa kraju. Tragikomiczny, momentami depresyjny obraz ogląda się jak połączenie późnych komedii Stanisława Bareji z natularlistycznymi dramami Wojciecha Smarzowskiego. Nie dziwie się zatem, że najgłośniej protestującymi po pokazie prasowym byli Rosjanie - ja też nie chciałbym oglądać swojej ojczyzny ukazanej w ten sposób.
Problem z filmem Łoźnicy, który zapewne wszystko sobie doskonale przemyślał, jest jego oniryczne zakończenie. Twórca przedobrzył, wyłożył kawę na ławę, powtarzając wprost to, co wynikało naturalnie z poprzednich sekwencji. Taką łopatologię niełatwo wybaczyć.
Ocena: 58/100
Zobacz również: Cannes 2017 - pozostałe sprawozdania i informacje!
Ilustracja wprowadzenie: materiały prasowe
Dziennikarz filmowy i kulturalny, miłośnik kina i festiwali filmowych, obecnie mieszka w Londynie. Autor bloga "Film jak sen".