Jak wygłądał research? Z wieloma dzieciakami rozmawiałeś?
Zrobiłem to, co robi Smarzol i co zawsze mi u niego imponowało. Wierz mi, że teraz jak wychodzi Dom dobry to research do niego trwał pewnie ze dwa lata. Chcieliśmy stworzyć film, który będzie ważny dla młodych ludzi. Dlatego też gadałem z dziećmi i młodzieżą, pojeździłem po szkołach. Zorganizowaliśmy także coś, co nie dzieje się często w polskim kinie, pokazy testowe. Zapraszaliśmy panie z wydawnictwa książek dla dzieci, nauczycieli i uczniów czy ludzi odpowiedzialnych za dystrybucję zbieraliśmy feedback. Takich pokazów było 20. Teraz już, gdy film jest pokazywanych na festiwalach, widzimy ludzi którzy przychodzą z dziećmi i nie wiedzą co się dzieje. W Locarno i na innych pokzach dorośli przepraszali mnie przed seansem, że utrzymanie uwagi ich sześciolatków może być trudne i mogą biegać po sali. Nie biegały. W dodatku mówili, że dzieci rozmawiały o tym filmie jeszcze w domu.
Każdy twórca deklaruje, że chciałby, żeby o jego filmie rozmawiali.
Tak, ale to może bardzo nie wyjść. Dzisiaj już wiemy, że wyszło, choć nie oznacza to, że mamy jakiś złoty środek i wiemy jak to robić. Pewnie mamy farta debiutantów. Chociaż w tych pokazach testowych, mogliśmy upatrywać początków tego, co nas czeka.
Zacząłem sobie wyobrażać alternatywną rzeczywistość, w której w takich pokazach uczestniczą wyłącznie krytycy, ciekawe jak wtedy wyglądałoby kino…
Może nie we wszystkich, ale to mogłoby być świetne. Na koniec dnia przecież krytyk to też widz, który w dodatku obejrzał troszkę więcej filmów niż przeciętny zjadacz chleba. Wiadomo, niektórzy leczą swoje nadwątlone ego, ale w większości nie chcą dla Ciebie źle i mają naprawdę wartościowe uwagi.
Jest jedno złe zjawisko, które widziałem już kilka razy z poziomu montażysty. Jeśli pojawiają się negatywne recenzje filmu, odrzucanie ich ze stwierdzaniem, że nie, nasz film jest super, a Ci wszyscy krytycy (czasem nawet pada słowo hejterzy) to opłaceni. Nie, konkurencja tego nie robi, finalnie jedziemy przecież na jednym wózku. Wiesz, pomyślę o tym przy następnej produkcji, żeby pokazać film wcześniej filmoznawcom. Ich recenzja na etapie montażu będzie przecież dużo bardziej wartościowa, niż miesiąc po. Ja od początku nie chciałem tego filmu montować, mówiłem Dagmarze, że błagam, żeby tego nie robić. Zweryfikowała nas rzeczywistość i kwestie finansowe. Moją drugą prośbą było jednak jak najwięcej pokazów, w których film na etapie powstawania oglądało bardzo dużo ludzi. To dało niesamowicie dużo feedbacku, który przy tym montowaniu odświeżył moją głowę.
Jak mocno zaskoczył Was fakt, że film pojawia się na tak wielu festiwalach?
Jak przyszła informacja o Locarno to pospadaliśmy z krzeseł. Miałem w nim ten swój mały cel, tą misję o wpływaniu na rodziców i o tym, że ktoś po nim z dzieciakiem porozmawia, ale festiwale filmowe – zapomnij.
Wejdę na chwilę w segment spoilerowy, bo po zapozaniu się ze Skrzatem mam uwagę, która dotyczy postaci mamy głównej bohaterki, którą gra Agata Turkot i chciałbym skonfrontować swoje odczucia z Twoją myślą przewodnią. Dla mnie bowiem ta postać z ekranu nie istnieje i jest wyidealizowanym wytworem wyobraźni dziewczynki. Tak naprawdę w ogóle nie musiała być Agatą.
Dobrze to czytasz, bo też trochę tak miałem. Głównie wynika to z różnicy wieku między aktorami. Oczywiście zdarzało mi się w procesie produkcji usłyszeć, że przecież Twoich aktorów, rodziców dzieli ze 25 lat. Pytano – Czy ty tego nie widzisz? Odpowiadałem, że oczywiście że widzę, ale chce nią zagrać. Tak, że Agata jest tą idealną matką, która wcale mogła taka nie być, a tego poczciwego ojca Hania nawet nie wpuszcza w swoje wspomnienia. Często tak jest, nawet w związkach, że po stracie mamy przed oczami tylko idealny obraz tej drugiej osoby.
Nie tylko mama nie jest w stu procentach prawdziwa. Te wspomnienia też wyglądają podobnie, celowo realizowaliśmy je trochę inaczej, jak reklamę. Mają zupełnie inny rytm, wszystkie są takie magiczne.
Od 2015 w Movies Room, od 2018 odpowiedzialny za działalność działu recenzji filmowych. Uwielbia Wesele Smarzowskiego, animacje Pixara i Breaking Bad. A, no i zawsze kiedy warto, broni polskiego kina. Kontakt pod [email protected]