Nikt nas tak nie zrozumie jak własna rodzina, prawda? Ile osób, tyle doświadczeń. Czasem najbliżsi dają bezwarunkowe wsparcie i miłość, innym razem konsekwentnie wykańczają każdą, nawet najdrobniejszą pozytywną myśl w głębi ludzkiego umysłu. Opuszczając gniazdo rodzinne, zaczynamy widzieć siebie jako jednostkę, która jest odpowiedzialna za swoje życie. Szukamy też swojego stylu, osobowości. Gdy po latach wrócimy do domu, może się okazać, że najbliżsi nam niegdyś ludzie zupełnie nas nie rozumieją. Jak zostałam perliczką daje widzowi do myślenia i zadaje pytanie: kim jesteś i czego oczekujesz od swojej rodziny?
Główną bohaterką tej filmowej opowieści jest Shula, młoda kobieta, która staje twarzą w twarz ze skutkami tragicznego wypadku. Wracając nocą z imprezy, natrafia na zwłoki swojego wuja na środku drogi. Szybko wykonuje kilka telefonów i posłusznie czeka na pomoc. Gdy służby zajmują się już sprawą, Shula próbuje wrócić do normalnego życia. Nie pozwalają jej jednak na to liczne ciotki i inne członkinie rodziny, które stawiają na swoim i zabierają kobietę do jej domu rodzinnego. Tam śledzimy przygotowania do pogrzebu wuja, obserwujemy zambijskie tradycje i zwyczaje, a także stajemy się powiernikami przerażających sekretów. Przypada nam najtrudniejsze zadanie, aby w ciszy kina przepracować z bohaterkami traumy z zakamarków nocnych koszmarów.
Akcja filmu zaczyna się z wysokiego c. Od pierwszych minut wiemy, że nie będzie to lekka historia szczęśliwej rodziny. Pozornie błahe interakcje między bliskimi z czasem zaczynają mieć coraz więcej sensu. Bierzemy w ręce różne elementy układanki, które na koniec możemy ułożyć w bolesny pejzaż przeżyć. Wujek wspominany jest na inny sposób przez każdego członka rodziny. Mama Shuli nie chce słyszeć narzekań na temat swojego brata, w jej oczach był niczym święty. Trzyma się też mocno przekonania, że nie wolno źle mówić o zmarłych. Inne ciotki wtórują jej wypowiedziom. Shula i kuzynki nie chcą marnować swojego czasu na pomoc przy pogrzebie. Nie podobają im się staroświeckie zwyczaje i przede wszystkim gloryfikacja zmarłego. Wdowa po wujku milczy, pogrążona we łzach i wstydzie. Jej strona rodziny wykłóca się o każdą złotówkę z rodziną Shuli. W domu panuje chaos i zgiełk. Wszyscy wydają się być zbyt zajęci sobą, żeby pamiętać o powadze sytuacji.
Poza wątkiem pogrzebu film porusza temat traum, które wydają się posiadać wszyscy członkowie tej rodziny. Gwałt, napastowanie seksualne, pedofilia, grooming, seksizm, zacofanie. Problemy można wymieniać i wymieniać. Okryte są oczywiście tabu, przez co nikt nie mówi o nich głośno. Może kiedy się o nich usłyszy, staną się prawdziwe? Krok po kroku widzimy jak emocje narastają w bohaterkach, aby pod koniec dać im upust i przeżyć osobiste, a nawet rodzinne katharsis.
Aktorstwo, którego doświadczymy w tym filmie, wydaje się być tak naturalne i niewymuszone, że momentami ma się wrażenie, że oglądamy dokument. Kolorowe stroje charakterystyczne dla tego kręgu kulturowego, wystrój wnętrz, wygląd bohaterów. Wszystko składa się na opowieść, która stanowi dowód na niezwykły talent reżyserki i scenarzystki, Rungano Nyoni. Twórczyni zambijskiego pochodzenia czerpie ze swojego dziedzictwa dużą inspirację i pokazuje w swoich filmach szacunek do miejsca, z którego się wywozi.
Jak zostałam perliczką to propozycja dla zagubionych, szukających siebie i tych, którzy dobrze czują się w miejscu, w którym są. Daje widzowi do myślenia, porusza każdą strunę stwardniałego serca i napawa nadzieją, że każdy problem da się rozwiązać. Obejrzenie tego filmu na wrocławskim festiwalu było przyjemnością i zaszczytem. Jak wrócić do normalności, kiedy przeżyło się półtoragodzinny maraton cierpienia rodzinnego? Nie jestem wam w stanie na to odpowiedzieć.
Studentka dziennikarstwa, miłośniczka szeroko pojętej popkultury. Fanka filmów Marvela, krwawych horrorów i Szekspira. W wolnej chwili czyta książki, robi zdjęcia i chodzi na koncerty. Od niedawna zapalona widzka dokumentów. Marzy o prowadzeniu zajęć filmowych dla dzieci i młodzieży.