Leonardo Odkrywca skupia się na ostatnich latach życia tytułowego bohatera. Gdy papież Leon X na każdym kroku podcina mu skrzydła, Leonardo postanawia opuścić Rzym i na zaproszenie Franciszka I Walezjusza przybywa do Francji. Ale i tam jego wynalazki nie spotykają się z takim entuzjastycznym odbiorem, jakiego by się spodziewał. Jednak wśród tłumów oczekujących magicznych sztuczek i fantazyjnych wynalazków, znajduje się jedna osoba, która docenia prawdziwie wartościowy projekt — miasto idealne. Tą osobą jest buntownicza księżniczka Małgorzata. Razem, za plecami Franciszka, starają się wnieść projekt w życie.
Choć fabuła nie jest skomplikowana (co więcej, do ideału trochę jej brakuje), można odnaleźć w niej serce i sporo pomysłowości. Fabularyzacja życia artysty przenosi go z poziomu teorii na ludzki. Przecież Leonardo nie jest idealny, ma swoje lęki, aspiracje i nadzieje… W historię mistrza można się po prostu wczuć. Kto wie, o ilu młodych malarzy, wynalazców, czy filozofów wzbogaci się świat po pierwszych fascynacjach Leonardo, które mogą zacząć się właśnie od tego filmu. Jednak dość sporym minusem Leonarda Odkrywcy jest problem z przystępnością. Jestem przekonana, że film trafi do niszowego odbiorcy i będzie zmagał się z bardzo mieszanymi opiniami. Czasami ciężko stwierdzić, jaki miał być wiek docelowy widza. Abstrakcyjne i trudne motywy momentami zaskakują. I chociaż jako dorosła fanka animacji odbieram te zaskoczenia jako atut, nie jestem pewna, jak mogą reagować na nie niektóre dzieci i ich rodzice. Mimo tego wierzę, że filmy traktujące młodych widzów jako inteligentnych i zdolnych do interpretacji na podstawowym poziomie, niosą za sobą sporą wartość.
Na pewno w Leonardzie ważny punkt oparcia stanowi tło historyczne. Twórcy inteligentnie przemycają fragmenty autentycznych wydarzeń i o dziwo nie cenzurują ich tak bardzo, jakby mogli. Odważne jak na panujące standardy jest przedstawienie papieża Leona, który blokuje Leonardowi drogę do niektórych osiągnięć. Natomiast relacje pomiędzy mocarstwami przełomu XV i XVI wieku, są zobrazowane poprzez personalne relacje władców owych państw, którzy sprzeczają się, konkurują, czy też żartują z siebie nawzajem. Ten, kto orientuje się nawet w ograniczonym stopniu w historii, będzie wiedział, do czego twórcy piją. Dzieci natomiast w przystępny sposób zdobędą ułamek tej wiedzy. Leonardo Odkrywca spełnia założenie „bawić i uczyć”. Wiedza przemycana jest nie tylko na poziomie fabuły, ale także wizualnych gagów i dobrych żartów, które czasami bywają mroczne (na przykład jeśli zna się losy Henryka VIII i jego żon). Mało co podano widzowi na tacy, wiele trzeba sobie dointerpretować, dlatego film może okazać się wymagający dla niektórych dzieci. Wymaga przede wszystkim emocjonalnej dojrzałości młodego widza (w miarę możliwości oczywiście).
Jednym z przewijających się motywów jest temat śmierci, który pokazuje się tu na wielu różnych poziomach. Obecne są na przykład sceny zdobywania trupów do sekcji. Dosadność tych obrazów ciekawie kontrastuje z uroczą kukiełkową animacją. Warto wspomnieć, że w filmie pojawiają się także piosenki. Choć wspomniane elementy nie powinny do siebie pasować, okazuje się, że po pierwszym zdziwieniu, wszystkie tworzą razem sprawnie funkcjonującym mechanizm.
Z trudnymi motywami łączy się także poetyckość obrazu. Ponieważ Leonardo jest u schyłku swojego życia, zastanawia się nad zasadniczym pytaniem, dlaczego człowiek żyje. By na nie odpowiedzieć, poszukuje duszy. Zmierzenie się z czymś tak abstrakcyjnym może się udać. Udowodnił to na przykład Pixar animacją Co w duszy gra. Jednak tutaj, pomimo mocnego startu, im bliżej końca, tym bardziej wątek kuleje. Fabuła bywa nieco monotonna. Nie ma wyraźnie zarysowanego punktu rozwinięcia i kulminacji, przez co sukcesywnie traci emocjonalny bagaż, który powinien dużo mocniej wybrzmieć. Wątek duszy natomiast rozwiązuje się w nieco zbyt prosty sposób. Twórcy zamotali się w meandrach własnej historii. Z jednej strony, zakończenie jest dla mnie zrozumiałe w kontekście dziecięcego odbiorcy. Jest nieskomplikowane, z morałem. Jednak z drugiej strony, po wprowadzeniu tak wymagających tematów, spodziewałam się tak samo wymagającego finału.
Na koniec trochę pochwał, bo tak jak do fabuły mogłam mieć pewne zarzuty, tak do animacji na poziomie technicznym nie mam żadnych. Jest przepiękna. Zawiesić oko można na genialnym stop motion, skomplikowanych mechanizmach wynalazków Leonarda, czy animacji 2D. Doceniam, że styl zmienia się wraz z potrzebami i wykorzystano to, co najlepiej w danej scenie będzie działało. Zadbano także o wszelkie detale, od ubranek lalkowych bohaterów, po najmniejsze trybiki i tła. Serce każdego fana filmów animowanych raduje się, gdy widzi taką pasję i miłość bijącą z każdej kolejnej klatki. W końcu Leonardo Odkrywca to historia wielkiej pasji do kreacji.
Choć Leonardo nie jest seansem dla każdego, na pewno jest perełką wśród filmów animowanych. Jeśli nie dla fabuły, warto zawiesić na nim oko, chociażby dla animacji samej w sobie. Wierzę, że mimo niedoskonałości, trafi na swoją niszę widzów, którzy będą umieli się nim zachwycić i docenić jego nietypowy humor, czy nawet kilka straszniejszych momentów.
Fanka filmów, literatury i popkultury, od małego karmiona klasykami kina przez rodziców- filmoznawców. W wolnych chwilach spędza czas na chodzeniu na koncerty, siedzi przy nowym cosplay'u lub dobrej herbacie i jeszcze lepszej książce. Miłośniczka Tolkiena i animacji wszelkiej maści.