Movies Room - Najlepszy portal filmowy w uniwersum

cinema

Zabójczo dobre seriale w BBC First

Rocznica - recenzja amerykańskiego filmu Jana Komasy! Nie śnij, że to koniec

Autor: Łukasz Kołakowski
26 października 2025
Rocznica - recenzja amerykańskiego filmu Jana Komasy! Nie śnij, że to koniec

Nucę sobie po wyjściu z kina Don’t Dream It’s Over zespołu Crowded House, które było ulubioną piosenką pary obchodzącej tytułową Rocznicę. Wsłuchuję się i myślę, o czym właściwie jest ta piosenka. Padają w niej słowa, które nawet nie definiują, a wręcz dosłownie streszczają przekaz filmu Jana Komasy. Myślę sobie, a wspomniany fakt umacnia mnie w tym przekonaniu, że temu twórcy nigdy nie była obca pretensja i dosłowność. W Rocznicy momentami dalej nie jest. Mam jednak wrażenie, że na przestrzeni lat i kolosalnego (a tego słowa akurat użyć się nie boję) rozwoju, jaki poczynił i który zaprowadził go tam, gdzie jest, nauczył się dużo lepiej z niej korzystać. 

Od Miasta 44 minęła ponad dekada. Wychowali się już kinomani, którzy mogą nie pamiętać premiery tego filmu. Leitmotiv, o którym słyszeli jednak na pewno, to scena pocałunku debiutującej na dużym ekranie Zofii Wichłacz i Józefa Pawłowskiego w ogniu niemieckich kul. Wyrażał on, z perspektywy czasu, przede wszystkim jedno. Że nadszedł twórca z własnym głosem, który bardzo mocno chciał wykrzyczeć na naszym wtedy nieco bardziej skostniałym poletku. Jego kino weszło na wyższy poziom dopiero w momencie, gdy ta mania została okiełznana, a filmy bardziej powściągliwe w manifestowaniu tego typu rozwiązań. Współpraca z młodym i zdolnym scenarzystą, Mateuszem Pacewiczem, choć zarówno Boże ciało, jak i Hejter nie uniknęły moralizatorskiego tonu, poskromiła zapędy reżysera. Te dwa dzieła, dostrzeżone również na zachodzie sprawiły, że przy następnych filmach Musiałowskiego, Bielenię czy wspomnianą Zofię Wichłacz (w żadnym stopniu nie umniejszając im talentu, który uważam za ogromny), zastępują aktorzy znani szeroko w świecie. Świetnie też, że karierę zaczyna robić twórca bardzo wyrazisty. 

Rocznica jest zupełnie inna. Wchodząc na amerykański rynek na szczęście Komasa ograniczył swoje moralizatorsko-dydaktyczne zacięcie do minimum. Choć film poprowadzony jest bardzo poważnie i opowiada o rzeczach trudnych i ważnych, żadne umoralnianie by tu nie przeszło. Widownia zza oceanu mogłaby go odrzucić, uznając przyjeżdżającego zza wielkiej wody twórcę szaleńcem, który chce nam mówić, jak powinniśmy sobie radzić z naszą rzeczywistością. Polski reżyser uznał więc, że ze swoją kamerą w konwencji thrillera psychologicznego stanie trochę w progu wielkiego domu amerykańskiej rodziny. Że będzie starał się jak mógł, aby przyjrzeć się jak najdokładniej jej rozkładowi. A potem pozwoli nam zastanowić się nad nim samemu, bo potwierdzi wyraźnie, że nic nie wie. 

Z tą rodziną poznajemy się w tytułową rocznicę, srebrne gody dwójki bohaterów, Ellen i Paula. Tworzą oni co do zasady zgrany związek, mają czwórkę dzieci, a sami dogadują się świetnie. Syn pary (nawet nie pamiętam czy najstarszy, ale szczerze mówiąc, nie ma to żadnego znaczenia), na uroczystości z tej okazji chce pokazać rodzinie wybrankę swojego serca. Okazuje się ona starą znajomą matki, która w czasach uczelnianych była jej wykładowczynią. Obie panie miały ze sobą na pieńku, a istotę sporu stanowił młodzieńczy radykalizm tej młodszej. Coś, co dla zacietrzewionej w swoich przekonaniach Pani domu jest absolutnie nie do zaakceptowania. 

Kolejne wydarzenia obserwujemy na przestrzeni kilku następnych lat, kiedy w domu rodzą się nowe problemy, takie jak zaginięcie jednej z córek, pojawienie się wnuczki czy chęć dokonania aborcji. Rozkład postępuje, a wszyscy bohaterowie dalej nie są w stanie na podstawowym choćby poziomie załagodzić sytuacji. Cały czas widzimy, jak kolejne interakcje między członkami dolewają oliwy do ognia. No i to, co najważniejsze. Bohaterowie są budowani sprytnie, nie jak żywi ludzie, ale bardziej jako wzorce coraz to bardziej radykalnych postaw. Diane Lane gra matkę, dla której wartości są ponad relacje, Phoebe Dynevor nową buntowniczą członkinię rodziny, anty czarny charakter, który nie idzie na kompromisy, a Kyle Chandler przytłoczonego i bezradnego wobec zastanej sytuacji męża. To właśnie z bohaterem granym przez niego najłatwiej się tu utożsamić. Potem jednak warto zastanowić się, czy aby na pewno najbliżej nam do jego postawy. 

Komasa swój pierwszy (chociaż to zależy jak spojrzeć, bo festiwalową premierą wyprzedza Rocznicę Good Boy, czyli jego brytyjski film, do zobaczenia w kinach w przyszłym roku) międzynarodowy projekt zrobił wraz z operatorem, z którym nakręcili nominowane do Oscara Boże ciało i jest to kolejna nad wyraz udana współpraca. Piotr Sobociński Jr. operatorsko dobrze podkreśla aurę tajemniczości Rocznicy i wspomniane wcześniej, niezbyt przenikliwe stanie w progu. W dodatku atmosferę wspomaga świetny wybór palety kolorystycznej, jednocześnie zimny we wnętrzach posiadłości, w której spędzamy czas z bohaterami, jak i bardziej krzykliwy w strojach, które noszą. '

I wszystko byłoby bardzo pięknie, gdyby nie kilka zgrzytów, które zauważyłem podczas tego seansu i mam wrażenie, że rozwodniły to, co Komasa miał do przekazania. Film zawiera bowiem kilka dość czołobitnych ujęć i topornej symboliki. Przykładem niech będzie motyw z obrazem, workami na głowie czy ten znany z trailera, w którym dużymi literami z użyciem pasożyta chce nam wyjaśnić, o co mu chodzi. Naprawdę, czasem nie trzeba. W dodatku tym, co po czasie zaczęło mi przeszkadzać jest właściwie całe umiejscowienie tej historii w realiach rodziny silnie akademickiej. Uniknięcie tego typu wyżyn społecznych mogłoby wzmocnić uniwersalny przekaz. Wykładowczyni i jej radykalna studentka służą wyłącznie temu, aby TA postać w finale mogła zrobić TĘ rzecz. Tego typu vibe kieruje widza w stronę szukania kolejnego filmu, w którym europejski twórca przychodzi z krytyką elit. Zostawmy Ostlundowi co ostlundowe.

Moją główną obawą, znając zarówno tematykę hollywoodzkiego debiutu Komasy jak i jego wcześniejszą twórczość, było to że zachodnia publika odrzuci moralizatora ze wschodu, a on sam utrzyma swój film w tym tonie. Na szczęście reżyser Bożego ciała pokazał się za oceanem z innej strony. Rocznica to film stworzony przez obserwatora, który społeczne problemy USA śledzi z zewnątrz z zaciekawieniem, nie czuję się jednak w pozycji do ich oceniania. Przygląda się, po czym pole do interpretacji i przełożenia na własne doświadczenia pozostawia widzowi. Pozostaje nam zatem tylko życzyć Jankowi Komasie wszystkiego dobrego w dalszej karierze, bo w pierwszym podejściu w Stanach, mówiąć patetycznie, w żadnym wypadku nie przyniósł polskiej kinematografii wstydu. Czekam z niecierpliwością, aż w końcu uda mi się zobaczyć, jak wypadła ekspansja na rynek brytyjski. 

Przeczytaj inne recenzje kinowych hitów na Movies Room:

Seks dla opornych – recenzja filmu! Zaczynamy przełamywać tabu

Po polowaniu – recenzja fimu! Moralność pani Imhoff

Smashing Machine – recenzja filmu! Chłopaki niech wiedzą, że wolno im czuć

Chcesz nas wesprzeć i być na bieżąco? Obserwuj Movies Room w google news!

Od 2015 w Movies Room, od 2018 odpowiedzialny za działalność działu recenzji filmowych. Uwielbia Wesele Smarzowskiego, animacje Pixara i Breaking Bad. A, no i zawsze kiedy warto, broni polskiego kina. Kontakt pod [email protected]

Komentarze (0)
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.

Ocena recenzenta

75/100
  • Jan Komasa jest powściągliwy w dydaktyźmie, to ważne biorąc się za film na taki temat
  • Dobry scenariusz
  • Pozostaje w głowie na długo po seansie
  • Świetne zdjęcia
  • Czasami stosuje nachalną symbolikę
  • Ta opowieść, mocno uniwersalna, mogłaby wybrzmieć w mniej “elitarnym” domu

Movies Room poleca