O Dragon Ballu można chyba śmiało powiedzieć, że to największa franczyza animcowo-mangowa, która nieprzerwanie od już ponad 40 lat rozpala wyobraźnie i serca fanów na całym świecie. Od czasu, gdy świętej pamięci Toriyama przelał na papier swój intrygujący pomysł, popularność Goku nie słabnie, ciągle przyciągając do serii kolejne pokolenia. Przecież nadal wychodzi mangowa kontynuacja, nowe filmy kinowe, anime czy też właśnie gry. Dziś zadamy sobie pytanie – czy Dragon Ball: Sparking! Zero spełnia pokładane w nim nadzieję i tym samym stanie się potentatem na najlepszą grę uniwersum? Poprzeczka zawieszona wysoko, ale przekonajmy się.
Trzeba przyznać, że tak jak sama franczyza Dragon Ball ma się obecnie dobrze, to gry z Goku i spółką w roli głównej w ostatnich latach mają się jeszcze lepiej. Biorąc tylko ostatnie 6 lat, mogliśmy zagrać w fantastyczną i moim zdanie najlepszą jak dotąd bijatykę ze świata Smoczych Kul, czyli Dragon Ball FigterZ, całkiem przyjemny tytuł z otwartym światem – Dragon Ball Z: Kakarot czy zeszłoroczną asymetryczna produkcję multiplayerową – Dragon Bal: The Breakers. Dla każdego coś dobrego. Nadal jednak wielu graczy czekało na produkcję w stylu gloryfikowanego Budokai Tenkaichi 3, czyli trójwymiarową bijatykę arenową, bo mimo wszystko Xenoverse nie spełniło oczekiwać fanów. I tak oto cali na biało (lub na kolorowo, niczym włosy Goku) przyszli oryginalni twórcy ze Spike Chunsoft, którzy 17 lat temu maczali palce przy powstawaniu tej wspomnianej kulowej bijatyki na PS2 i Wii. Jak obstawiacie – nadal mają to coś? Mogę Was uspokoić, że nie zapomnieli, jak robi się dobre mordobicia.
Jeśli mieliście okazję bawić się ze znajomymi przy Budokai Tenkaichi, grając w Dragon Ball: Sparking! Zero będziecie się czuć jak w domu (swoją drogą w Japonii Budokai Tenkaichi znany był właśnie pod nazwą Sparking!). Jest to kontynuacja z krwi i kości – choć minęło kawał czasu, gra nadal trzyma się swoich podwalin, rozszerzając tylko wachlarz atrakcji i dopracowując to, co obecnie można było już upgrade’ować. W ten sposób otrzymujemy dobrze znaną formułę, gdzie jednak trudno będzie dopatrzeć się rewolucji. Ponownie jest to produkcja nastawiona przede wszystkim na widowiskowe i wymagające starcia, a najlepiej na pojedynki z innymi graczami. Niestety, przedpremierowo nie udało mi się sprawdzić trybu online, bo serwery zwyczajnie jeszcze nie zostały odpalone – czekały na pierwszych graczy, którzy zakupili wersję Ultimate i dzięki temu będą mogli rozpocząć zabawę 3 dni przed światową premierą – to dość powszechne już rozwiązanie dla bardziej nakręconych fanów.
Online nie mogłem sprawdzić innych graczy, ale to może i dobrze, bo przynajmniej miałem okazję podszlifować swoje dość liche zaplecze umiejętności, a trybów offline jest tu całkiem sporo. Przede wszystkim twórcy nie zapomnieli o fabule – dostarczyli bowiem nam możliwość Bitew Epizodycznych, czyli klasycznego odgrywania znanych sag i wcielanie się w postacie, biorące udział w historii. Są wszystkie najważniejsze wydarzenia z Zetki plus historia o Black Goku z Superki, a delikatnie zahaczamy nawet o wielki turniej uniwersów. Co ciekawe, sagi o Friezie i właśnie Black Goku możemy odgrywamy z perspektyw tych złych, więc klepiemy narwanego Goku i jego armię mobów w postaci Kurilina czy Piccolo. Drugim ciekawym urozmaiceniem jest to, że podczas przechodzenia epizodów, możemy też wybrać jak ma potoczyć się historia – pojawiają się wybory bohaterów. Dzięki temu mamy okazję zobaczyć alternatywne wydarzenia, choć nie liczcie na coś bardzo odkrywczego.
Z innych offline’owych możliwości zabawy trzeba wspomnieć o szybkich walkach kanapowych i z SI lub możliwości zmierzenia się na arenie turnieju. Fajną ciekawostką jest możliwość stworzenia Własnych Bitew, gdzie ustalamy własne zasady, miejsce starcia, uczestników i tak dalej, dzięki czemu możemy stworzyć swój wymarzony scenariusz na pojedynek. Co więcej, taką już gotową bitkę da się udostępnić innym graczom lub też sami możemy zagrać w scenariusze przygotowane przez innych. Poza tym w grze znajdziemy treningi – przejście wszystkich punktów treningów to prawdziwe wyzwanie. Co więcej, dostajemy jeszcze specjalne zadania do wykonania podczas starć, za które otrzymujemy nagrody od Króla Światów oraz Whisa – na przykład stoczenie iluś walk daną postacią czy używanie konkretnych ataków. Jest też sklep, gdzie wydajemy wirtualną walutę, na stroje czy nowe postacie, oraz możemy również customizować naszych bohaterów. Ogólnie jest co robić. A między tymi trybami/opcjami przełączamy się w interaktywnym menu, gdzie Goku przeskakuje z jednej lokacji na drugą – naprawdę wygląda to super.
Najważniejsze w Dragon Ball: Sparking! Zero to oczywiście ogromna liczba znanych i lubianych postaci dostępnych do wyboru oraz złożona i naprawdę wymagająca walka. W grze mamy obecnie do wyboru aż 181 postaci, co robi ogromne wrażenie – a będą jeszcze DLC. Oczywiście nie znaczy to, że zobaczymy tu aż tylu bohaterów, bo składa się na to dużo innych wariantów danej postaci – dla Goku jest to aż kilkanaście różnych wersji „ewolucji mocy”. Mimo wszystko, choć mamy do czynienia tylko z ewolucjami tego samego bohatera, to w każdej wersji ma on inny zestaw ataków, dzięki czemu nie można powiedzieć, że jest to sztuczne podbijanie możliwych do wyboru fighterów. Musimy też pamiętać, że po uruchomieniu gry nie dostaniemy do razu do dyspozycji całego zestawu bohaterów, bo część będzie zablokowana. Możemy to zmienić, przechodząc kampanie fabularne oraz kupując postacie w sklepie (za walutę gry – którą dostajemy za wykonywanie zadań czy postępy). Dla mnie jest to sensowne rozwiązanie, aby zachęcić graczy do poznawania gry i wszystkich trybów.
Przejdźmy jednak do walki, czyli do tego, co fani Dragon Balla lubią najbardziej. Jak wspominałem wcześniej, mamy tu do czynienia z trójwymiarową bijatyką arenową, czyli z czymś, co nie jest tak powszechnie spotykane. Bez wątpienia w gatunku bijatyk od dziesięcioleci królują bijatyki dwuwymiarowe (czy też dwuipółwymiarowe), jak na przykład Mortal Kombat czy Street Fighter. Bijatyki arenowe 3D nie zrobiły większej kariery, ale wyjątkiem było właśnie Budokai Tenkaichi. Sam wielkim fanem bijatyk nie jestem, w żadnej formie, ale jak już, to więcej zdarzyło mi się grać w dwuwymiarowych przedstawicieli - patrz Dragon Ball FigterZ. Dlatego też ze Sparking! Zero miałem sporo problemów w pierwszych godzinach. System walki okazał się bowiem naprawdę wymagający, a odnalezienie się w trzech płaszczyznach oraz sprawne poruszanie też wymaga trochę wprawy. Mamy obszerny tryb treningu, ale zwyczajnie trudno było wszystko spamiętać, a wiedzę przekuć w praktykę w prawdziwych walkach.
Niestety początek przygody brutalnie sprowadził mnie na ziemię. Choć niektóre starcia udawało się przejść dość gładko, tak niektóre wymagały zaciśnięcia zębów – pokonanie Vegety w formie wielkiej małpy czy Goku i jego sprzymierzeńców, kierując Black Goku, wiązało się z dłuższymi posiedzeniami. Normalny poziom trudność jest naprawdę wymagający. Można oczywiście zmniejszyć poziom trudności, ale nadal gra nie przechodzi się sama. Trzeba opanować przynajmniej parowanie, uniki oraz kontry plus trochę kombinacji ofensywnych, aby mieć jakąkolwiek szansę. Oczywiście z czasem można zauważyć, że na przykład na niższym poziome trudności da się dość często używać ultra ataków, bo z odpowiednim pomysłem długie ładowanie Ki przestaje być niemożliwe. Tylko że nie na tym polega zabawa – fan polega tu na poszerzaniu naszych umiejętności. To wtedy gra nabiera rumieńców i daje ogrom satysfakcji.
Co tu dużo mówić, Dragon Ball: Sparking! Zero to gra, na którą zdecydowanie zasłużyli wieloletni fani serii. W najnowszej produkcji od Spike Chunsoft ponownie możemy zobaczyć, dlaczego trójwymiarowe bijatyki nadal mają rację bytu. Znajdziemy tu ogromną liczbę postaci, które możemy wykorzystać w starciach. System walki, choć wymagający, kryje w sobie w bardzo wiele dobrego, przez co starzy wyjadacze będą czuli się jak ryby w wodzie, ale świeżynki będą musiały zacisnąć zęby i nauczyć się, co da się tu zrobić. Jednak warto, bo daje to masę satysfakcji. No i jeszcze jedno, o czym bym zapomniał – gra wygląda i brzmi super. Naprawdę te epickie starcia nie mogły wyglądać i brzmieć lepiej. Jeśli nadal z łezką w oku wspominasz Budokai Tenkaichi 3, możesz przestać - Sparking! Zero już tu jest i nie bierze jeńców! Oj, to będzie gra na długie lata, a przynajmniej taką mam nadzieję.
Ilustracja wprowadzająca: materiały prasowe
Gra więcej, niż powinien. Od czasu do czasu obejrzy jakiś film, ale częściej sięgnie po serial w domowym zaciszu. Niepoprawny fanatyk wszystkiego, co pochodzi z Kraju Kwitnącej Wiśni. | [email protected]