Movies Room - Najlepszy portal filmowy w uniwersum

Rise of the Ronin - recenzja gry. Mam dwie katany, jedną na...

Autor: Jakub Szumiński
21 marca 2024
Rise of the Ronin - recenzja gry. Mam dwie katany, jedną na...

Rise of the Ronin to tytuł, który od dłuższego czasu przyciąga uwagę miłośników RPG oraz fanów klimatu feudalnej Japonii. Gra ta oferuje unikalne połączenie taktyki, RPG z elementami strategii, wzbogacone o fabułę osadzoną w świecie samurajów. Czy to kolejny Ghost of Tsushima? A może coś innego? Przeczytaj recenzje i dowiedz się więcej.

Rise of the Ronin to zaskakująco satysfakcjonująca gra, która przenosi graczy w świat feudalnej Japonii, pełen konfliktów, honoru i walki o władzę. Gra oferuje unikalne doświadczenie, które łączy w sobie elementy taktyki, strategii i walki, tworząc niezapomnianą podróż przez czas samurajów. 

Zobacz również: Outcast - A New Beginning - rlade powraca!

Mam dwie katany, jedną na ludzi, a druga na ludzi.

Pierwszym, bardzo ciekawym elementem jest tworzenie postaci. Rozbudowany edytor, który ma chyba wszystko czego potrzebujesz do zrobienia własnych bohaterów. Dzięki temu zachowuje prostotę i nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek tak szybko i z ogromem satysfakcji stworzył idealną postać. Mamy sporo opcji, ale są precyzyjnie rozbudowane. Nawet edycja detali jak twarz czy inne elementy ma sporo możliwości, ale nie czułem się nimi przytłoczony. Tak powstał Geralt z Japonii oraz jego “Bliźniak”. Tak, w pierwszym etapie gry tworzycie dwie postacie. Wiecie, tak, żeby ciężko się było zdecydować, która jest główna, a która dodatkowa.

Chciałbym przypomnieć, że Rise of the Ronin jest grą na wyłączność na konsole PlayStation 5. Oznacza to nie mniej, nie więcej, to, że została stworzona właśnie na ten sprzęt, więc jaka myśl jako pierwsza przychodzi Wam do głowy? No dokładnie, dopracowana grafika i absolutna synergia pomiędzy grą, a padem. Niestety oba te elementy w całej produkcji wypadają w mojej ocenie najsłabiej. Grafika pozostawia wiele do życzenia, szczególnie jak na aktualne standardy, a o sterowaniu nieco więcej za chwilę.

Zanim jeszcze mogłem w zaciszu domowym wskoczyć w świat tej gry, poszperałem za najnowszymi doniesieniami. Lubię sprawdzać komentarze pod wpisami czy informacjami o grach, gdzie można z łatwością dostrzec oczekiwania oraz niejasne kwestie związane z daną produkcją. Wiecie, chodzi na przykład o pytania w stylu “Czy to kolejny Ghost of Tsushima?”, “Ciekawe jak sterowanie oraz to i tamto”. Jednak gdy dane studio czy twórcy wypuścili już kilka gier, szczególnie dobrych, pojawia się gro fanów, które będą bronić ich twórczości do ostatniego tchu lub usilnie będą przekonywać, żeby brać pre-order. Studio Team Ninja stworzyło takie produkcje jak Nioh czy Dead or Alive, ma już wyrobioną renomę w świecie graczy i to, co często powtarzało się w opiniach, to “Sterowanie i system walki na bank jest warty każdej złotówki, sprawdzam w ciemno".

Jak ujść z życiem?

Dochodzimy właśnie do kwestii grywalności, której ciężko odmówić Rise of the Ronin. Gdybym miał porównać tę grę do innych lub stworzyć zlepek tytułów nazwałbym to tak - “Soulsy” skrzyżowane z Ghost of Tsushima z dobrymi praktykami Nioh oraz elementami otwartego świata jak w Assassin's Creed. Też się zgubiliście? Niepotrzebnie. Rise of the Ronin to bardzo azjatycka gra w swoim klimacie i wyrachowaniu. Niemniej pozytywnie zaskoczy fanów masakry, flaków i dużej ilości krwi. System walki jest na bardzo wysokim i skomplikowanym poziomie, nawet jeżeli sama gra ma ustawioną najniższą trudność. Nie jest to typowy slasher, gdzie klikamy z uporem maniaka jeden przycisk i czekamy aż wszyscy polegną. Musisz sporo kombinować, aby nie tyle wygrać, co za każdym razem ujść z życiem. 

Zobacz również: Banishers: Ghosts of New Eden – recenzja gry. Uwierzyć w ducha i w ludzi z Don't Nod

Ciekawym zabiegiem jest możliwość przełączania pomiędzy postaciami. Jedną z pierwszych walk jest pojedynek dwóch (Was) na jednego (Generała) i gdy tylko przeciwnik skupia się na aktualnie wybranej postaci, Ty szybko przełączasz na drugą i robisz mu z pleców pole do krykieta. Z dalszym przebiegiem gry rozwijamy comba i inne dziwne dodatki, które pozwalają z jeszcze większa satysfakcją masakrować przeciwników. Nadal jednak pozostajemy w przestrzeni, w której tak jak to powinno być, walczymy o przetrwanie. W zanadrzu mamy też dodatkowe bronie takie jak shurikeny, broń palną czy miecze dwuręczne. Podstawowym zestawem są dwie katany. Korzystając z pobocznych “dodatków”, jeżeli nie wcelujemy prosto między oczy, skuteczność ataku jest bardzo niska. Czy to źle? Nie wiem. Robiliście kiedyś piruety, rzucając jednocześnie shurkienem? No właśnie.

Natknąłem się jednak na kilka w mojej ocenie mankamentów. System walki wzbogacony jest o “ogłuszanie” lub “łapanie oddechu”. Gdy tylko przeciwnik odda nam z nawiązką, możemy zatrzymać się na chwilę i nie jesteśmy w stanie nic zrobić. Mam wrażenie, że zmienna długość tej przerwy czy brak możliwości rozpoznania tego, sprawia, że to nie jest celowy zabieg, a coś co wymaga jeszcze optymalizacji. Jeżeli znajdą się tacy, co powiedzą, że gadam bzdury, proszę spróbować i wtedy jestem otwarty na rozmowę. Gra musi dawać Ci możliwość reakcji, a jeżeli raz zawieszasz się od takich samych ciosów na 0,5 sekundy a za innym razem na 4-5, a “buła” była taka sama, no to nie wyobrażam sobie, jak można zdobyć platynę na konsoli. Być może to domena gier typu Bloodborne czy Deamon Souls lub Eleden Ring. Każde z nich ogrywałem, nie kojarzę takiej losowości. 

Podsumowując, Rise of the Ronin to fascynująca podróż do feudalnej Japonii, która pozwala graczom wcielić się w rolę potężnych samurajów i poprowadzić ich do chwały i sławy. Oprawa wizualna w mojej ocenie pozostawia wiele do życzenia, szczególnie przez fakt, iż produkcje takie jak Ghost of Tsushima, nawet bez wersji na PlayStation 5, wypadają po prostu lepiej. Klimatyczna muzyka, system sterowania i masakra na ekranie rekompensują całość, jednak nie potrafię oprzeć się wrażeniu, że firmowanie tej produkcji jako gry na wyłączność dla konsoli PlayStation 5, jest trochę jak koncert w kinie. Muzyka leci, obraz jest, można nawet poskakać obok foteli, ale brakuje sporo. Potencjał w lokacjach, krajobrazach i świetle jest ogromny. Gdyby nie oprawa wizualna, gra mogłaby zawojować rynek na ogromnym poziomie. Obawiam się jednak, że Koei Tecmo czeka poważne rozczarowanie, gdyż jego reprezentanci oczekują milionowych sprzedaży. Życzę im szczerze, abym się mylił. Nie mniej jednak, jeżeli którykolwiek z elementów Cię zainteresował, sprawdź tę produkcje, powinieneś mieć sporo frajdy, kilka rozwalonych padów lub okien czy telewizorów, ale i kilka godzin świetnej zabawy.

Ilustracja wprowadzająca: materiały prasowe

rise-of-the-ronin-screenshot-perry-4K-en-28mar23.webp
rise-of-the-ronin-screenshot-ryoma-4K-en-28mar23.webp
rise-of-the-ronin-screenshot-riding-4K-en-28mar23.webp
rise-of-the-ronin-screenshot-bamboo-4K-en-28mar23.webp
rise-of-the-ronin-screenshot-handgun-4K-en-28mar23.webp
rise-of-the-ronin-screenshot-yokohama-4K-en-28mar23.webp

Wielbiciel kina o wszystkim innym niż szarej codzienności, gier oraz szeroko pojętej muzyki. Nie wzgardza nowinkami technologicznymi oraz wyprzedażami w Play Station Store. Gdyby Batman istniał naprawdę, wolałby chodzenie po ścianach i wielką moc, bo z nią przychodzi ...

Komentarze (0)
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.