Movies Room - Najlepszy portal filmowy w uniwersum

Kino Świat

Banishers: Ghosts of New Eden – recenzja gry. Uwierzyć w ducha i w ludzi z Don't Nod

Autor: Mateusz Chrzczonowski
13 lutego 2024
Banishers: Ghosts of New Eden – recenzja gry. Uwierzyć w ducha i w ludzi z Don't Nod

Fantastycznie się patrzy na takie przypadki, gdy studio trochę już zapomniane i trochę skazywane na porażkę, postanawia zacisnąć zęby i przygotować kolejną grę, stawiając na to, co wychodzi im najlepiej – na opowiadanie porywających i jednocześnie ludzkich historii. Don't Nod za sprawą Banishers: Ghosts of New Eden uciszy chyba wszelkie narzekania, bo oto twórcy z mocno ograniczonymi możliwościami dostarczają nam grę mogącą śmiało rywalizować z takim gigantami jak God of War czy The Last of Us. Jak to możliwe? 

Powstać z popiołów

Z czego możecie kojarzyć studio Don't Nod? Przede wszystkim z produkcji, która wybiła twórców na szersze wody, czyli Life is Strange, tytuł znany chyba każdemu graczowi, a nawet osobom na co dzień stroniących od tej formy rozrywki. To była prosta technicznie i gameplayowo gra, jednak wyróżniająca się gdzie indziej – w warstwie narracyjnej. Opowiedziana tam historia zachwycała, łapała za serce i zaskakiwała dojrzałością emocjonalną. Ostatnią dużą produkcją francuskiego studia był Vampyr – tytuł o wiele większy, bo mieliśmy do czynienia z RPG akcji. Ja wyszło? Powiedzmy, że nie było idealnie. Ponownie błyszczała historia, ale widać było brak doświadczenia w kwestii stworzenia o wiele bardziej rozbudowanej rozgrywki. Ostatecznie tytuł nie spełnił oczekiwań graczy, a twórcy musieli przełknąć gorycz nieudanej inwestycji. Po czymś takim można albo podkulić ogon i wrócić do prostych gier narracyjnych, albo spróbować jeszcze raz, ale tym razem wyciągnąć wnioski i zbudować coś więcej na podstawie zebranego doświadczenia. Jak się cieszę, że twórcy wybrali tę drugą ścieżkę. 

Screen z gry Banishers: Ghosts of New Eden

Uwierzyć w ducha w kolonialnej, mrocznej rzeczywistości

Historię zaserwowaną nam w Banishers: Ghosts of New Eden trudno jest porównać do jakiejkolwiek innej znanej mi z filmów, gier czy książek. Już samo to, w erze niekończących się remake’ów, remasterów i odgrzewanych kotletów, powinno z miejsca uplasować produkcję w pozycjach wartych uwagi. Oto bowiem śledzimy losy dwójki bohaterów, Antei oraz Reda, którzy pod koniec XVII wieku udają się w podróż w kierunku nowego lądu, a dokładniej do kolonialnej Nowej Anglii w Ameryce Północnej. Co jednak najciekawsze, nie płyną oni tam w poszukiwaniu lepszego życia czy bogactw, ale na wezwanie starego przyjaciela, który potrzebuje wsparcia doświadczonych pogromców. Para głównych bohaterów to bowiem profesjonalni pogromcy duchów, którzy zajmują się zwalczaniem głodnych widm oraz rozwiązywaniem zagadek dusz z niedokończonymi sprawami w świecie doczesnym. 

Screen z gry Banishers: Ghosts of New Eden

W taki sposób Antea oraz Red zostają ściągnięci do Ameryki, choć dotąd nie narzekali na robotę w Szkocji. Nie wiedzieli jednak, że ich miejsce docelowe, czyli tytułowe New Eden, będzie wiązać się z wyzwaniem dotąd im nieznanym. Całkowicie nieświadomi niebezpieczeństwa, napotykają na swojej drodze Koszmar zrodzony z licznych przewinień obecnych tam osadników. Efektem tego jest tragiczne wydarzenie, z którego skutkami musimy mierzyć się przez całą grę. Naszym jedynym celem staje się od teraz rozwikłanie sieci powiązań ludności New Eden z powstałym Koszmarem. Co takiego wydarzyło się w tym miejscu, że przyczyniło się do zrodzenia zła o sile dotąd nieznanej pogromcom? Opowieść przedstawiona w grze zachwyca od pierwszych chwil – początkowe godziny po prostu wgniatają w fotel. A potem przychodzi czas na rozwiązanie tajemnicy oraz poznanie wielu ludzkich tragedii okraszonych ogromem mistycznej otoczki. Aby zachęcić Was jeszcze bardziej, powiem, że zwieńczenie historii (u mnie po około 40 godzinach zabawy) zdecydowanie nie pozostawia obojętnym. Tyle, więcej nie zdradzę. 

Przeżyjmy (albo i nie) to razem

Głównym motorem napędowymi całej opowieści bez wątpienia jest wspomniana już para pogromców. Dwójka od początku zachwyca relacją, jaka ich wiąże. Chcemy im kibicować już od pierwszych minut. Nic więc dziwnego, że szybko się z nimi zżywam i szczerze zaczyna nam na nich zależeć. Najlepsze jest jednak to, że przez wydarzenia w grze i trudną sytuację, w jakiej się znaleźli, stajemy się świadkami, gdy ich relacja na nowo dojrzewa. Para odkrywa przed nami skrywane lęki oraz nieznane nawet im nawzajem trudne fakty z przeszłości. Przez całą drogę zaczynają dostrzegać nowe oblicze drugiej osoby, przez co ich relacja się zacieśnia, a my lubimy ich coraz bardziej. Przekłada się to na jeszcze trudniejsze decyzje, które musimy podejmować podczas tej przygody. 

Zobacz również: Suicide Squad: Kill The Justice League - recenzja gry. Lepsze niż Avengers

Screen z gry Banishers: Ghosts of New Eden

Jak to na Don't Nod przystało, również w Banishers: Ghosts of New Eden zafundowali nam oni masę trudnych do podjęcia decyzji moralnych, które realnie wpływają na ostateczne rozstrzygnięcie fabularne. Przez całą grę, podczas rozwiązywania zagadek związanymi w duchami oraz ich żywymi bliskimi, możemy bawić się w sędziego – poznajemy poszlaki, zeznania świadków (często duchów), a na koniec wydajemy wyrok. Możemy zdecydować o spokojnym odesłaniu duszy w zaświaty (gdy sprawa jest rozwiązana i nic jej tu nie wiąże), jej unicestwieniu (jeśli miała sporo za uszami) albo na ukaranie żywych poprzez pozbawienie ich życia. Przekłada się to na dalsze wydarzenia w lokacjach oraz w rezultacie na rozstrzygnięcie finałowe. Co najważniejsze, spotkamy tu świetnie napisane postacie drugo- i trzecioplanowe. Na wzór tych misji, po świecie gry zostały rozsiane dodatkowo tak zwane misje nawiedzenia, które sprowadzają się również do rozwiązywania spraw „duchowych” osadników. Ktoś może powiedzieć, że to tylko głupie zapychacze – jednak nie tym razem. Każda taka misja to intersująca historia, poruszająca trudne tematy rodzinnych tragedii, romansów, nienawiści, zazdrości i tak dalej. Jest tu cała masa ciekawych spraw. Naprawdę czułem tu poziom trzeciego Wiedźmina, a to już o czymś świadczy. Skoda jedynie, że schemat rozwiązywania wspomnianych śledztw jest praktycznie niezmienny.

A co tam ciekawego za kamieniem? No tak, kolejna zjawa

Świat gry Banishers: Ghosts of New Eden to nie kolejny otwarty świat, po którym możemy hasać bez ograniczeń. Twórcy zafundowali nam pokaźną mapę, ale jest ona ograniczona wieloma przeszkodami (na szczęście naturalnymi). Francuscy deweloperzy zdecydowali, że obszar do eksploracji będzie składał się z sieci tuneli-dróg, a szukanie przejść i ukrytych zakamarków będzie naszym głównym wyzwaniem przy odkrywaniu nowych lokacji. Mnie osobiście takie podejście bardzo się spodobało, bo nie możemy tu bezmyślnie biegać po każdej płaszczyźnie, lecz musimy uważnie szukać ścieżek. Cała mapa gry składa się z mniejszych lokacji w formie osad, które zostały połączone dość skomplikowaną siecią dróg – co też ważne, często poruszamy się również pionie (do jaskiń czy w góry). Nie można też nie wspomnieć, że twórcy zafundowali nam kilka biomów, które są spójne z realiami. Podróż zaczniemy w dzikiej puszczy, przeniesiemy się na bagniste tereny, potem na niziny w polami uprawnymi, aż ostatecznie daleko w góry, gdzie rozwijało się górnictwo. A wszędzie małe osady z masą historii do poznania. No i tereny te potrafią wyglądać całkiem ładnie.

Zobacz również: Tekken 8 – recenzja gry. Get ready for the next battle!

Screen z gry Banishers: Ghosts of New Eden

W eksploracji zaskoczyło mnie, jak dobrze w to wszystko zostały wpasowane elementy metroidvanii. Podczas podróży będziemy bowiem napotykać przejścia, których nie da sforsować, jeśli nie posiadamy odpowiednich umiejętności. W ten sposób twórcy prowadzą nas w odpowiednie rejony, ale też zachęcają do ponownej eksploracji nowych zakątków w już odkrytych lokacjach, aby poznać nowej historie z misji pobocznych (często będących następstwami zakończonych przypadków nawiedzeń) czy zebrać nowy łup. Dzięki temu w każdym miejscu jest coś do odkrycia, nawet pod koniec głównego wątku fabularnego. A robić jest tu co – poza misjami, oczyszczamy miejsca z nagromadzonymi widm, egzorcyzmujemy pojemniki z przydatnymi rzeczami, szukamy skarbów z map, zbieramy surowce i tak dalej.

Człowiek, duch dwa bratanki

A jak wypada w grze kwestia walki? To kolejny element produkcji, który pokazuje sporo ciekawych rozwiązań. Przez większość gry podróżujemy razem z dwójką bohaterów – Red korzysta z klasycznego oręża, takiego jak miecz, ogniste licho, pięść i z czasem muszkiet. Do tego może jeszcze co jakiś czas użyć wygnania – silnego uderzenia, które spala widmo. Ciekawiej robi się jednak w przypadku umiejętności Antei. Kobieta może bowiem używać mocy bytu astralnego. Widzi na przykład rzeczy niewidzialne dla ludzi. Dzięki temu może inaczej i skuteczniej walczyć z widmami. Ta lepiej radzi sobie przede wszystkim z opętanymi ciałami. Antea w arsenale ma miedzy innymi szybkie poruszanie, naładowane uderzenia z doskoku, wybuch mocy rozrywający pobliskich wrogów, a z czasem może nawet połączyć się z ciałem Reda, kumulując w ten sposób wszystkie umiejętności. Walka Anteą jest zdecydowanie bardziej dynamiczna, lecz nie możemy korzystać z niej cały czas. Aby kobieta mogła używać tych wszystkich cudów-wianków, najpierw Red musi naładować odpowiedni pasek poprzez walkę. 

Zobacz również: Prince of Persia: The Lost Crown – recenzja gry. Muala!

Screen z gry Banishers: Ghosts of New Eden

Całościowo system walki jest naprawdę ciekawy. Musimy dobierać, czy walczymy Redem czy Anteą na podstawie przeciwników. Do tego mamy sporo opcji dynamicznego przełączania się miedzy postaciami, co daje dodatkowej efekty do ataku. Dzieje się tu dużo. Z wad można za to wymieć, że zabrakło tu ostatecznego szlifu, by walka była bardziej soczysta – niestety wszystkiemu brakuje impetu, więc na przykład podczas kierowania Redem, miałem uczucie machania na oślep cepem. Ze szczegółów, czasami przeszkadzała jeszcze kamera i brakowało trochę więcej szczegółowych animacji, a z czasem we znaki daje się jeszcze dość licha różnorodność przeciwników. No ale teraz chyba największy problem gry w ogóle – jak dla mnie produkcja jest zwyczajnie za bardzo rozwleczona. Fajnie, że jest duża mapa i masa aktywności, ale właśnie przez to miedzy innymi walka po prostu nam się przejada. Nie mamy tu aż tyle urozmaiceń, aby siekać wrogów przez bite 50 godzin. Podobnie jest z misjami pobocznymi – na początku miałem duże łał, ale z czasem za bardzo mi się obyły i zaczynałem dostrzegać coraz więcej schematów. Bardziej zwięzłą zawartość pozwoliłaby tego uniknąć. 

Screen z gry Banishers: Ghosts of New Eden

Czy to gra bardziej innowacyjna niż God of War?

Banishers: Ghosts of New Eden to przełomowy tytuł od studia Don't Nod, które kolejny raz udowadnia, że potrafi usidlić gracza bogatą narracją, jednak tym razem dorzucili o wiele, wiele więcej. Historia dwójki pogromców, Antei i Reda, prowadzi nas przez pełną tajemnic i emocji podróż, która błyszczy praktycznie pod każdym względem. Relacja między głównymi bohaterami, ich ewolucja w trakcie gry oraz trudne decyzje moralne, które musimy podejmować, tworzą silne więzi emocjonalne między graczem a bohaterami. Dodatkowo świetnie napisane postacie drugoplanowe wzbogacają świat gry. Innowacji i ciekawych pomysłów jest tu cała masa, a mój jedyny duży zarzut do tytułu to to, że zwyczajnie twórcy przesadzili z zawartością, przez co pod koniec przygody zaczynamy odczuwać pewne znużenie. Nie zmienia to jednak faktu, że francuski deweloper wyciągnął wnioski z poprzednich projektów, tworząc grę, która z powodzeniem konkurować może z najlepszymi tytułami gatunku. Już nie mogę doczekać się nowych produkcji od Don't Nod, bo coś czuję, że będą to gry walczące o najwyższe podium. 

Ilustracja wprowadzająca: materiały prasowe

Banishers_ Ghosts of New Eden_20240127175753.jpg
Banishers_ Ghosts of New Eden_20240127224441.jpg
Banishers_ Ghosts of New Eden_20240127224600.jpg
Banishers_ Ghosts of New Eden_20240127235820.jpg
Banishers_ Ghosts of New Eden_20240128003337.jpg
Banishers_ Ghosts of New Eden_20240128180240.jpg
Banishers_ Ghosts of New Eden_20240203233218.jpg
Banishers_ Ghosts of New Eden_20240204223418.jpg
Chcesz nas wesprzeć i być na bieżąco? Obserwuj Movies Room w google news!

Gra więcej, niż powinien. Od czasu do czasu obejrzy jakiś film, ale częściej sięgnie po serial w domowym zaciszu. Niepoprawny fanatyk wszystkiego, co pochodzi z Kraju Kwitnącej Wiśni. | [email protected]

Komentarze (0)
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.

Ocena recenzenta

85/100

To naprawdę kawał oryginalnej i dobrze opowiedzianej historii

Pełnokrwista para głównych bohaterów 

Intrygujący świat przedstawiony plus realia 

Postacie drugo- trzecioplanowe też potrafią skraść uwagę

System walki oraz pomysł na nietuzinkowe umiejętności bohaterów

Quasi-otwarty świat, jego budowa i elementy metroidvanii

Misje z nawiedzeniami to coś zasługującego na Waszą uwagę

Moralne wybory fabularne

Duża mapa i ogrom sekretów do odkrycia

Przyjemna oprawa i bezproblemowe działanie gry

Cena za tak pokaźną grę pozytywnie zaskakuje

Zabrakło większej różnorodności przeciwników i pomysłowości w budowie misji z nawiedzeniami 

Walka jest okej, ale po 30 godzinach zabawy mamy jej trochę dość

Twórcy przesadzili w rozmiarem gry?

Movies Room poleca