W Avengers tom 8: Wejście feniksa Phoenix przybywa na Ziemię, szukając nowego awatara. Jean Grey i skoligacone z nią panny chwilowo nie biorą udziału w castingu, za to aktywnie przymuszeni zostają do niego herosi. Mamy Avengers, Namora, Wolverine'a i kilkoro innych peleryniarzy. Cała fabuła kręci się wokół swoistych sparingów między nimi, mających w finale wyłonić czempiona. Tylko tyle i aż tyle, bo tę prostą opowiastkę Jason Aaron przedstawił w miły i skoczny sposób. Jest jeszcze epizodzik z Knullem i wampirami, stanowiący miłe zwieńczenie phoenixowego zamieszania.
Twórca Skalpu ma zadatki na wielkiego scenarzystę. Ale z drugiej strony dobrze czuje się też w lekkich, widowiskowych historiach, gdzie może trochę zaszaleć i to w fanowski sposób. Autor nie stara się być tu mądrzejszy od czytelnika. Nie udaje, że herosi zawsze muszą być skomplikowanymi jednostkami, a ich przygody mają ociekać mrokiem. Można się pobawić konwencją, przemycając przy tym materiały pod coś większego, jak choćby cała prehistoryczna historia pre-Mścicieli.
Ten, kto myśli, że Avengers Aarona to blockbusterowa jazda bez wizji, może się pomylić. W tym tomie otrzymujemy historię pierwszej awatarki Phoenix, kobiety łudząco podobnej do Jean Grey. Jak wszystkie inne opowieści o prehistorycznych Avengers, tak i tu jest trochę brutalnie niż w XXI wieku. Ale pojawia się pewna, dość sporna, kwestia. Wszystkie dzieci wiedzą, że pierwszym homo superior był En Sabah Nur, zwany Apocalypsem. Tu pojawia się sugestia, że nie do końca tak było... Ale Aaron nie mówi też tego wprost, raczej kreśli pewne odważne założenie. I to mi się podoba, bo są to teoretycznie niegroźne zmiany, które mogą wydać dobre owoce. Albo wprost przeciwnie - co nieco podtruć...
Komu nie podobały się projekty Piątki Phoenix, czyli grupki mutantów z Avengers kontra X-Men, gdzie ich wygląd naznaczony został phoenixowymi motywami? Płomieniste złoto i ptasi symbol sprawiały, że przez chwilę nawet poczciwy Scott Summers wyglądał jak badass. I jest tego więcej. Mamy Czarną Panterę z gorejącą koroną, złotego Kapitana Amerykę i Namora, chwilami przypominającego Saiyan z mang niezapomnianego Akiry Toriyamy. Jest więc to, czego oczekiwałem po takim komiksie. Show, widowisko. PhoenixMania.
Lubię Avengers Jasona Aarona. A Avengers tom 8: Wejście feniksa utwierdza mnie w przekonaniu, że superbohaterowie i dziś mogą robić wrażenie w nieskomplikowanych, ale buchających ogniem opowieściach. Nie myślcie jednak, że ten tom to jedynie wielkie łubudu. Nowa awatarka Phoenix to jedna z najciekawiej nakreślonych postaci Marvela, a jej wybór do tej roli to duże zaskoczenie. Nieoczekiwanie pozytywne, bo całe jej dziedzictwo ładnie spaja się z kosmicznym ptaszydłem i rokuje dobrze na przyszłość. Avengers Aarona jeszcze na jakiś czas pozostaną z nami i cieszmy się lekturą równie mocno co autor podczas tworzenia swych scenariuszy. Choć przydałaby się też odrobina klasyki z Mścicielami.
Tytuł oryginalny: Avengers vol.8: Enter the Phoenix
Scenariusz: Jason Aaron
Rysunki: Dale Keown, Javier Garrón, Luca Maresca
Tłumaczenie: Marek Starosta
Wydawca: Egmont 2024
Liczba stron: 160
Ocena: 70/100
Dziennikarz, felietonista. Miłośnik klasyki SF, komiksów i muzyki minionych bezpowrotnie dekad.