Blackface niewątpliwie stanowi jedną z najbardziej kontrowersyjnych form sztuki. Niedawno odniósł się do niej odtwórca roli Lando Calrissiana Billy Dee Williams. Wypowiedź aktora może wielu zaskoczyć.
Wygląda na to, że nie każdy dostrzega w metodzie blackface rasistowski podtekst. Billy Dee Williams pojawił się w podcaście Billa Mahera, gdzie postanowił stanąć w obronie aktorów, którzy korzystają z tego typu występów. Aktor odwołał się przy tym do roli Laurence’a Oliviera w filmie Otello z 1965 roku, w którym to miał pomalowaną na czarno twarz.
Kiedy zagrał Otella, padłem ze śmiechu. Wypiął tyłek i przechadzał się w ten sposób, bo czarni powinni mieć wielkie tyłki.
Prowadzący podcast Maher przypomniał Williamsowi, że dziś blackface jest na ogół zabroniony, a stosowanie go wiązałoby się z ogromną falą krytyki. Aktor jednak ma nieco inne podejście do tego tematu.
Dlaczego nie? Powinno się. Jeśli jesteś aktorem, powinieneś robić wszystko, co chcesz.
Prowadzący podcast zauważył, że Williams żył w czasach, w których nie mógł grać ról, w które powinien się wcielać. Aktor również znalazł na tę uwagę pewną odpowiedź.
Chodzi o to, żeby nie iść przez życie z myślą: «Jestem ofiarą». Nie chcę iść przez życie i mówić światu: «Jestem wkurzony». Nie będę się wkurzać 24 godziny na dobę.
Williams w głównej mierze zasłynął rolą Lando Calrissiana w filmie Gwiezdne wojny: Imperium kontratakuje z 1980 r. Aktor powtórzył swoją rolę w kolejnej części Sagi Skywalkerów zatytułowanej Powrót Jedi z 1983 r. Nie był to jednak koniec jego przygody w odległej galaktyce. W kosmicznego hazardzistę wcielił się ponownie po latach w finałowej części sagi pt. Skywalker. Odrodzenie z 2019 r .
Źródło: Club Random Podcast / Ilustracja wprowadzenia: kadr z filmu Gwiezdne wojny: Skywalker. Odrodzenie
Fan kina z gatunku Tim Burton. Poza tym miłośnik dobrego dramatu, często wracający do luźniejszych produkcji. Stara się nadrobić wszelkie zaległości serialowe, których końca nie widać. W wolnych chwilach sięga po literaturę obyczajową.