Najpierw kilka słów o samym wydaniu. 1001 seriali, które musisz obejrzeć to bogato ilustrowana, przeogromna cegła licząca 960 stron, co sprawia, że jest nieco nieporęczna. Wrażenie robi również cena okładkowa – 119 zł, chociaż w przypadku tego typu pozycji i kredowego papieru to raczej norma. Należy zaznaczyć, że jest to pozycja z 2015 roku, więc wszystkich oburzonych brakiem Domu z papieru prosimy o wzięcie proszków na uspokojenie. Selekcją seriali i argumentów przemawiających za ich wyróżnieniem zajął się Paul Condon, ale nie dałby rady zrobić tego sam – pomógł mu w tym zespół ponad 60 (!) redaktorów, którzy przygotowali opisy.
Seriale podzielono na kilka sposobów, aby ułatwić czytelnikom ich odnalezienie. Na początku książki znalazł się najbardziej oczywisty, alfabetyczny spis. W przypadku rodzimego wydania uwzględniono polskie tytuły tych produkcji, które w tej czy innej formie trafiły nad Wisłę. Na końcu książki znajduje się zaś indeks według gatunków. Same seriale ułożono w kolejności chronologicznej, poczynając od czasów czarno-białej telewizji przed 1960 rokiem. Nie wiem, ilu z Was sięgnie dzisiaj po pierwszą wersję The Lone Ranger, Benny Hilla czy Alfred Hitchcock przedstawia, ale warto mieć świadomość ich istnienia i wpływu na rozwój medium. To tutaj znajdziemy też perełki takie jak The Honeymooners, niezwykle popularny serial komediowy z połowy lat 50., który był pierwowzorem nadawanego u nas kultowego sitcomu Miodowe lata. Wtedy to debiutowały takie klasyki jak The Twilight Zone czy Bonanza.
Potem autorzy przenoszą nas w lata 60., które odcisnęły niemałe piętno na popkulturze, upowszechniając kolorową telewizję oraz takie, które po dziś dzień stanowią źródło inspiracji albo powstają ich nowe wersje. A tam? Między innymi Flintstonowie (jeden z niewielu wyjątków, ponieważ produkcje dla dzieci zostały w książce generalnie pominięte), Doktor Who, Ścigany, Rodzina Addamsów, Mission: Impossible, Star Trek, Latający cyrk Monty Pythona czy Batman z Adamem Westem. Redaktorzy 1001 seriali, które musisz obejrzeć (na szczęście) uwzględnili też nieco odmienne formaty, jak teleturnieje (w tym kultowe Jeopardy!, znane u nas jako Va Banque), programy muzyczne, talk showy czy wydarzenia sportowe jak Super Bowl. To miła odmiana i dobrze, że pozycje te trafiły do książki.
Lata 70. to złota era telewizji i założę się, że najstarsze produkcje, jakie siedzą w Waszej świadomości, pochodzą właśnie z tego okresu. To właśnie wtedy rozpoczęto nadawanie tak kultowych tasiemców jak Columbo (przetrwał od 1971 do 2003 roku!), M*A*S*H, Kojak, Saturday Night Live, Aniołki Charliego, Muppety czy programy takie jak Koło fortuny. Dla mnie osobiście najważniejsze są jednak dwie kolejne dekady, pełne seriali, których nie da się zapomnieć i na których, podobnie pewnie jak wielu z Was, się wychowałem.
Nieco starsi czytelnicy, powiedzmy po 30-tce, spędzali w dzieciństwie sporo czasu przed telewizorem. Wtedy do naszych głów trafiały takie pozycje jak Drużyna A, Policjanci z Miami, ALF, Świat według Bundych, Pełna chata, Cudowne lata, Simpsonowie czy Słoneczny patrol. To wtedy telewizja zaczęła stawać się coraz bardziej zróżnicowana, miejscami nawet kontrowersyjna, otwierała się na nowych odbiorców. Tu mam osobisty żal do redaktorów, że nie uwzględnili najlepszego istniejącego serialu komediowego, którego debiut przypadł na lata 80. Mowa o Perfect Strangers z Markiem Linn-Bakerem i Bronsonem Pinchotem, absolutnego klasyka i siły napędowej stacji ABC przez wiele lat i zarazem pozycji, którą powinien poznać każdy wielbiciel slapstickowych żartów. Prawdziwe szaleństwo zaczęło się jednak w latach 90.
Na pewno pamiętacie czasy, kiedy całe rodziny gromadziły się w salonie, sąsiedzi odwiedzali sąsiadów, a podwórka pustoszały. To były momenty, kiedy w telewizji emitowano Beverly Hills 90210, Miasteczko Twin Peaks, Z archiwum X, Strażnika Teksasu, Ostry dyżur, Przyjaciół, Xenę (a gdzie Hercules? – to wstyd, że jest nieobecny), Ally McBeal, Miasteczko South Park, Jezioro marzeń, Seks w wielkim mieście, Family Guya czy Rodzinę Soprano. Autorzy 1001 seriali, które musisz obejrzeć nie pominęli też popkulturowych fenomenów, niespecjalnie znanego u nas The Jerry Springer Show, ale i bardziej rozpoznawalnych formatów jak Fort Boyard (uwielbiałem to oglądać!), Milionerzy czy Big Brother. Większość wymienionych tu pozycji stworzyła gwiazdy światowego formatu, została sprzedana do dziesiątek krajów, a niektóre nawet trwają do dzisiaj.
Siłą rzeczy najbardziej rozbudowaną sekcją jest telewizja XXI wieku, podzielona na pierwszą i drugą dekadę. Mam osobistą satysfakcję, że pierwszy z rozdziałów otwiera kadr z najlepszego (moim skromnym zdaniem!) serialu w historii – 24 z Kieferem Sutherlandem, który zrewolucjonizował telewizję rozrywkową po 2000 roku, pomógł Barrackowi Obamie wygrać wybory prezydenckie i śmiertelnie przestraszył Amerykanów, jako że jego premiera zbiegła się w czasie z zamachem na World Trade Center. Wtedy to na dobre rozpoczęła się moda na brutalne, mroczne, realistyczne seriale ze zwrotami akcji, które w każdym odcinku gwarantowały opad szczęki i wtedy to właśnie, poza 24, zadebiutowały Kompania braci, Sześć stóp pod ziemią, Świat gliniarzy, Prawo ulicy, Dexter, Breaking Bad, Synowie anarchii, czy niesłusznie i przedwcześnie zdjęte z anteny Jerycho. Ale to nie tak, że w telewizji był wyłącznie mrok. Ten okres to także lżejsze produkcje, które wykręcały wyniki oglądalności, jak żadne inne i stały się kultowe, a wśród nich m.in. Biuro, Pogoda na miłość (kolejna perełka, którą w Polsce mało kto kojarzy, a jest to pozycja obowiązkowa!), Gotowe na wszystko, House, Lost – Zagubieni, Supernatural, Prison Break, Chirurdzy, Herosi, Californication, Teoria wielkiego podrywu, Czysta krew, Współczesna rodzina, Community czy Żona idealna. Wiele z tych produkcji do dziś wymieniana jest w ścisłych czołówkach najlepszych seriali. A przecież mamy jeszcze programy telewizyjne, na punkcie których oszalał cały świat, jak Taniec z Gwiazdami, Top Model i Mam talent.
Druga dekada XXI wieku, czyli najświeższe propozycje, pewnie wielu z Was uczyniły zadeklarowanymi serialomaniakami, że wspomnę chociażby o The Walking Dead, Black Mirror, Grze o tron, Homeland, American Horror Story, House of Cards, Brooklyn 9-9, Wikingach, Detektywie czy Stranger things. Na szczególną uwagę zasługuje uwzględnienie doskonałego australijskiego Wentworth, mojego osobistego numeru dwa w rankingu najbardziej zaskakujących i porywających seriali w historii, a także zamknięcie listy seriali… Wiedźminem, jedyną produkcją, która rozpoczęła się grubo po 2015 roku. Na potrzeby polskiej edycji 1001 seriali, które musisz obejrzeć do listy dopisał go Wiesław Kot.
Książka skupia się w dużej mierze na serialach amerykańskich i brytyjskich – mógłbym zarzucić jej kiepską reprezentację produkcji z innych krajów, od biedy trafia się jakaś perełka z Azji czy Ameryki Południowej, a także z Niemiec, Włoch, Francji czy Polski (jak Dekalog Kieślowskiego). Autorzy sami przyznają, że ranking jest mocno subiektywny, a jednym z kryteriów były międzynarodowe sukcesy poszczególnych seriali. Większość wymienionych w książce pozycji okraszona jest kadrem, a także opisana gatunkiem, krajem pochodzenia, latami, w których go emitowano, jednozdaniowym hasłowym opisem, obsadą, macierzystą stacją, ewentualnymi nagrodami, jakie zdobył i rekomendacją, czyli sugestią, co jeszcze polubimy, jeśli właśnie ten serial przypadł nam do gustu. Niestety niektóre są kompletnie od czapy. Wybrane produkcje mają też ramkę z krótkim opisem jakiegoś kultowego, charakterystycznego odcinka, ale nie radzę ich czytać, ponieważ w pewnych przypadkach można się natknąć na srogie spoilery. Generalnie opisy seriali nie porywają, a że pisane są przez kilkadziesiąt osób, bywają bardzo zróżnicowane, często stawiają na odmienne, niecodzienne aspekty i wychwalają takie cechy charakterystyczne, na które być może sami nawet nie zwrócilibyśmy uwagi. Zdarza się też, że trafimy na jakąś ciekawostkę, ale i literówkę – zdarza się, że pomylone są na przykład imiona bohaterów.
Dla kogo jest 1001 seriali, które musisz obejrzeć? Ci, którzy widzieli część seriali, mogą sprawdzić, co zachwyciło w nich innych odbiorców i na jakie elementy zwrócili uwagę. Ci, którzy chcą poznać starsze kultowe pozycje, bez których w ogóle nie byłoby produkcji, którymi zachwycają się dzisiaj, dostają encyklopedię i gotową listę seriali, do których mogą w każdej chwili wrócić – na DVD, Netfliksie, Amazon Prime, HBO GO. Jest też trochę (nieprzesadnie dużo) propozycji, o których widzowie w Polsce nigdy nie słyszeli, a które mogą okazać się dla nich interesujące. Taka a nie inna forma prezentacji umożliwi także czytelnikom prześledzenie historii i ewolucji telewizji – sprawdzenie, jakie gatunki i kiedy były najbardziej popularne, w co przechodziły, które gwiazdy uczyniły wielkimi, które przetrwały dekady, a które szybko umarły śmiercią naturalną. I to jest chyba największa wartość tej książki. Jeśli macie wśród najbliższych prawdziwych serialomaniaków, jeszcze zdążycie sprawić im prezent pod choinkę.
Autor: Paul Condon i inni Tytuł oryginalny: 1001 TV Series You Must Watch Before You Die Wydawca: Publicat 2020 Tłumaczenie: Arkadiusz Czerwiński, Marcin Jedynak, Bożena Kuzawińska, Sergiusz Lipnicki, Pola Sobaś-Mikołajczyk, Urszula Szymanderska Stron : 960 Ocena: 80/100
PR-owiec, recenzent, geek. Kocha kino, seriale, książki, komiksy i gry. Kumpel Grahama Mastertona. W MR odpowiedzialny za dział komiksów, książek i gier planszowych.