Najnowsza odsłona serii Call of Duty trafi na półki sklepowe już za półtora miesiąca! Jak to już bywa co rok, odbyły się zamknięte beta testy, które dały nam mały przedsmak tego czego możemy oczekiwać w pełnej wersji gry. Po zmarnowaniu kilkunastu godzin w owych beta testach mogę z całą pewnością stwierdzić, że seria Call of Duty po raz kolejny skręca na niewłaściwe tory...
Niedawno odbyły się zamknięte beta testy
Call of Duty: Vanguard, kolejnej części z kultowej serii FPS-ów. Po kilku/kilkunastu dobrych godzinach rozgrywki stworzyłem sobie jakieś zdanie na temat tego tytułu i właśnie teraz się nim z wami podzielę.
https://www.youtube.com/watch?v=Bqey-zOzxzg
Wtrącę jednak moją opinię na temat testów alfa, które odbyły się kilka tygodni temu. Odpalając grę, nie spodziewałem się niczego zadziwiającego i rewolucyjnego, liczyłem po prostu na dobre
Call of Duty, które nie obudzi we mnie Hulka. Czy to jednak otrzymałem? Oczywiście, że nie. Nowy tryb o nazwie Wzgórze Mistrzów to istny horror, przepełniony graczami, którzy grają tak, jakby mieli przystawiony pistolet do głowy, a ich przegrana wiązałaby się z pociągnięciem spustu. Jeżeli planujecie się zrelaksować i postrzelać do kilku wirtualnych postaci, to nie zbliżajcie się do ostatnich kilku części
Call of Duty. Toksyczni gracze i streamerzy z Twitcha to jednak nie wszystko, co złe. Słaba grafika, mechanika poruszania, strzelania i praktycznie wszystkiego innego została wzięta prosto z
Call of Duty: Warzone. Jedyne co "nowe" to osadzenie akcji w II Wojnie Światowej. Seria
Call of Duty w tamtym momencie wydawała się być jeszcze większym oszustwem niż ostatnie części
FIFY. Co jednak z testami beta? Czy one okazały się być lepsze?
https://www.youtube.com/watch?v=ssKVIvyDR1w
Odpalając beta testy, nie czułem żadnej ekscytacji. Wiedziałem już, jak wygląda rozgrywka oraz grafika, dlatego ani to trochę nie miałem chęci ogrywać ten tytuł. Całe szczęście,
Call of Duty: Vanguard trochę się uratowało tymi beta testami. Niedużo, ale jednak. Zaczynając od plusów, muszę przyznać, że grało się dużo przyjemniej niż w alfę. Gracze co prawda, dawali z siebie wszystko i każde spotkanie przypominało mi walkę z małpą, która nie może ustać w miejscu, ale jednak udawało mi się wspinać na wyższe miejsca w tabelce rankingowej. Zazwyczaj nie ginąłem 5 sekund po odrodzeniu się, a moja broń wydawała się być prawdziwym karabinem, który strzela pociskami, a nie gumowymi nabojami Nerf. Dodatkowo nie było już tego uczucia, że jest to tylko reskin
Call of Duty: Warzone... znaczy zazwyczaj. Czasami wydawało mi się, że już w to kiedyś grałem, ale jednak mówimy tutaj o
Call of Duty, serii, która jedyne co zmienia to okres, w którym została osadzona akcja.
Call of Duty: Vanguard, Activision
Wspomniałem o broniach, dlatego wgłębmy się na chwilę w ten temat. Jako że jest to gra o II Wojnie Światowej, do wyboru mamy dość zwięzłą selekcję karabinów, pistoletów czy wyrzutni rakiet. Mamy tutaj oczywiście klasyczne MP-40, StG-44 czy Kar98k. Nic nowego, ale jednocześnie nic złego. Co jednak z rozgrywką/gunplayem? Jak wspomniałem, jest całkiem dobrze. Przeciwnicy nie padają po dwóch strzałach z 1911, czy też po 10 z Bara. "Time to kill" został całkiem dobrze wymierzony, chociaż momentami zastanawiałem się czemu mój rywal z M1928 zabił mnie tak szybko z 50 metrów. Całe szczęście to zawsze można naprawić małym updatem.
Call of Duty: Vanguard, Activision
Nie jest jednak tak pięknie, gdyż powrócił jeden ogromny błąd, który pojawia się w każdej odsłonie
Call of Duty. Większość graczy używa jednej lub dwóch broni. StG-44 i M1928 to dwie bronie, które mnie zabijały praktycznie za każdym razem. Rzadko kiedy napotkałem się na kogoś ze snajperką, a już w ogóle z shotgunem. Przez to rozgrywka stawała się strasznie nużąca, a granie snajperką stawało się bezsensowne. Mam jednak nadzieję, że to wszystko jeszcze się zmieni. Kolejnym wielkim minusem są serwery. Dwa pierwsze dni to były czyste tortury. Wielu wkurzonych graczy (w tym ja), nie mogli płynnie grać w żaden tryb na jakiejkolwiek mapie, ponieważ jeden krok do przodu wiązał się z błyskawicznym moonwalkiem do tyłu. Momentami czułem się jak Flash, który w ciągu sekundy przechodzi przez 3 ściany. Na szczęście w niedziele było o niebo lepiej, a "lagi" stały się rzadkością.
Call of Duty: Vanguard, Activision
Przejdźmy jednak do wisienki na torcie błędów. Który wariat ze Sledgehammer Games wpadł na pomysł, aby stworzyć tryby z 40 oraz 48 graczami? W sensie na papierze brzmi to jak dobry pomysł. Duża mapa, 40 graczy, czołgi, samoloty... a nie zaraz to nie
Battlefield, to
Call of Duty. W beta testach otrzymujemy 3 mapy, które wielkością przypominają zwykłe mapy z poprzednich części. Wiecie, nie za duże, nie za małe. Wszystko fajnie, dopóki nie rzuci się na ciebie 6 graczy z M1928, zaraz po tym jak to ty pokonałeś inną 6 graczy. Tryby na 40 i 48 graczy na tych mapach to moim zdaniem jakaś pomyłka, która wdarła się do gry. Przypomina mi to bardziej żart na Prima Aprilis, a nie tryb w
Call of Duty...
Nie ma tutaj czasu, aby choć trochę pooddychać, gdyż na twoich plecach może już się odradzać cały oddział przeciwników. Wcale tego nie wymyślam. Przytoczę nawet przykład. Grając na mapie Hotel Royal, odrodziłem się i zginąłem praktycznie od razu, ponieważ po mojej prawej, jakiś metr obok, odrodziła się 5 przeciwników... Czy może być jeszcze gorzej? Ależ oczywiście, że tak. Nie dość, że zostałem zniszczony przez 5 graczy, to nawet nie byłem w stanie powiedzieć, z której drużyny są owi gracze. Dlaczego? Ponieważ w wersji beta każda drużyna wygląda tak samo. Nie mamy żadnego podziału np. na Nazistów i Sowietów, czy Amerykanów i Japończyków. Za każdym razem, gdy gracz wyskoczył mi przed twarz i nie widziałem jego nicku, to nie miałem pojęcia co robić.
Call of Duty: Vanguard, Activison
Podsumowując,
Call of Duty: Vanguard, a przynajmniej tryb wieloosobowy, nie wnosi nic nowego do serii. Jest to po prostu reskin
Call of Duty: Warzone i muszę przyznać, że jeszcze nigdy tak bardzo nie nienawidziłem kierunku, w którym zmierza ta franczyza. Po wydaniu
Call of Duty: Modern Warfare i
Warzone, Activision stworzyło z tej kiedyś naprawdę dobrej serii coś w stylu gier na telefon. Wszystko teraz kręci się wokół
Warzone'a... gameplay, gunplay, grafika i wszystko inne musi być dostosowane pod wspomniany tryb battle royale, który jest niczym więcej jak tandetną maszynką do robienia pieniędzy. Patrząc na skiny, emotki i inne wirtualne ozdoby, które wyceniane są na ok. 80 zł, chce mi się płakać. Szczerze powiedziawszy, wolałem już zrzuty zaopatrzenia, niż słynne battle passy. Przy skrzynkach przynajmniej nie trzeba było wydawać pieniędzy, aby zdobyć coś fajnego. Teraz co tydzień wypuszczany jest nowy pakiet za 80 zł, który możesz zdobyć tylko jeśli wydasz prawdziwe pieniądze. Nie miałbym z tym takiego problemu, gdyby podstawowa wersja gry miała coś więcej do zaoferowania.
Ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe