Conan po raz pierwszy pojawił się na łamach magazynu Weird Tales w latach 30 ubiegłego wieku. Jego twórcą był Robert E. Howard, a po jego śmierci przygody Cymeryjczyka kontynuowali liczni autorzy. Conan okazał się jednak na tyle zacnym wojownikiem, iż nie ograniczył się jedynie do literatury pisanej. Jego przygody prędko zaczęły ukazywać się jako komiksy, pierw nakładem Marvela, a nieco później pieczę nad nim przejęło wydawnictwo Dark Horse Comics. Prawa do postaci hyborejskiego barbarzyńcy mają jednak wrócić do Domu Pomysłów już w przyszłym roku i gorąco liczę na to, iż postać ta przeżyje swój renesans. Polscy fani Conana nie mogą czuć się porzuceni. Regularna kolekcja z przygodami wojownika możemy spotkać nakładem Hachette, zaś prawdziwą wisienką na torcie jest wydany przez Egmont tytuł autorstwa Kurta Busieka i Cary'ego Norda- Conan. Narodziny legendy tom 1. Jeszcze jako zapowiedź komiks ten budził szerokie zainteresowanie komiksowej braci, co doskonale świadczy o tym, że postać Roberta E. Howarda nadal budzi zainteresowanie. Na łamach tego komiksu Conan autorzy ukazują między innymi dorastanie w surowym środowisku Cymerii i pierwsze starcie z jego największym wrogiem- magiem Thoth- Amonem.
Słów kilka o równie interesującej co literacka stronie Conana. Próbując sobie wyobrazić tego bohatera, mam przed sobą twarde oblicze Arnolda Schwarzeneggera. Jego silny akcent, potężne wówczas mięśnie i inne predyspozycje czyniły z niego idealnego kandydata do roli surowego barbarzyńcy. I mimo iż był on wówczas jeszcze bardziej kulturystą niż aktorem, to kreacja ta przeszła do legendy kina i nie ma sobie równych do dziś. Filmy z byłym gubernatorem Kalifornii w roli Cymeryjczyka mimo wieku nadal bowiem potrafią oczarować, czego nie można powiedzieć o wymuskanym remake'u z równie wymuskanym Jasonem Momoą. I tak, jak jedynym słusznym Gandalfem na zawsze będzie Ian McKellen, a najwybitniejszym Supermanem pozostanie Christopher Reeve, tak Arnolda Schwarzenegger jest ucieleśnieniem Conana Barbarzyńcy.
Fantasy to niebywale rozległy gatunek. Od poetyckich i monumentalnych wizji J.R.R. Tolkiena poprzez baśniowe wizje Neila Gaimana, aż do urban fantasy, gdzie na ulicach znanych nam miast pojawiają się elfy, krasnoludy i inne magiczne istoty. Conan reprezentuje jednak inną kategorię, niezwykle oryginalną i wyjątkową. Czas akcji osadzony jest we wczesnych fazach kształtowania się ludzkich cywilizacji, około dziesięciu tysięcy lat w okresie zwanym erą hyborejską a sam Cymeryjczyk ma swoje korzenie w mitycznej Atlantydzie. Nie muszę chyba wspominać, że wspomniana przez Platona cywilizacja tutaj również przedstawiana jest jako nader rozwinięta i wyprzedzająca swoje czasy. Zgodnie również z tym, co wspominał ateński myśliciel, doznała ona katastrofy, cofającej ją niemal do epoki kamienia. Ta właśnie pierwotność i dzikość realiów, która jednak naznaczona jest silnie magią i mgiełką niepoznanego odcina świat Conana od klasycznych światów fantasy, choć niestety rzez lata wyrosło sporo naśladowców, przez których indywidualność przygód Conana wydaje się mniejsza.
Czy Conan Barbarzyńca ma szansę w starciu z superbohaterami, czy choćby bohaterami Gwiezdnych Wojen? Filmowe uniwersa Marvela i DC mają w swojej obsadzie już krzepkich wojowników. Thor w mitologicznej wersji zapewne dogadałby się znakomicie z Cymeryjczykiem, z kolei Aquaman, w którego wcielił się nomen omen Jason Momoa, zawiera w sobie więcej pierwiastka omawianego wojownika, niż swego komiksowego pierwowzoru. W uniwersum stworzonym przez George'a Lucasa również znajdą się postaci, które mogą budzić skojarzenia z Conanem. Jednak wszyscy oni są w stanie równać się z jego mitologią? Na pierwszy rzut oka Conan Barbarzyńca może wydać się jedynie potężnie zbudowanym wojownikiem o nieokrzesanym charakterze. Polecam jednak zapoznać się z jego przygodami i odkryć, iż bohater ten trudnił się na przestrzeni swej kariery nie tylko czynami wymagającymi mistrzowskiego fechtowania mieczem i nie zawsze godnymi wojownika. Od dyplomaty, poprzez najemnika i dowódcy regularnej armii, po... złodzieja. Zapomnijmy więc na chwilę o Grze o Tron czy Władcy Pierścieni. Zapomnijmy również o Avengers i Lidze Sprawiedliwości. Spróbujmy przenieść się do świata pełnego dzikiej pierwotności, gdzie siła była istotnym przymiotem, ale sama była niczym bez mądrości i zdyscyplinowanego ducha. Gdzie opowieści o wielkich wojownikach dopiero się kształtowały, a zapomniane dziś imperia toczyły ze sobą wojny o wszystko. Robert E. Howard dekady temu rozpoczął sagę, która trwa do dziś i wierzę, że nigdy nie przestanie zadziwiać i jeśli chcecie zacząć przygodę u boku Cymeryjczyka sięgnijcie chociażby po tom autorstwa Busieka i Norda.
Ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe Egmont
Dziennikarz, felietonista. Miłośnik klasyki SF, komiksów i muzyki minionych bezpowrotnie dekad.