Już za chwileczkę, już za momencik! Wielkimi krokami zbliża się ogólnoświatowe święto każdego kinomana i kinomanki - mowa oczywiście o oscarowej gali. Wielu pewnie poskąpi sobie snu, gdy w nocy z 2 na 3 marca poznamy laureatów najważniejszych nagród filmowych roku. Stawka jest jak zwykle mocna, w większości kategorii mamy więcej niż jednego faworyta. Innymi słowy, starcia będą mocne, a niespodzianki możliwe. Jako redakcja Movies Room podjęliśmy się żywej dyskusji na temat tego, jak wygląda rywalizacja w najważniejszych kategoriach.
Zdecydowaliśmy, że z uwagi na dbałość o przyswajalną dla czytelnika długość artykułu skoncentrujemy się w swoich analizach na kategoriach aktorskich, scenariuszowych, reżyserskiej, oraz oczywiście najważniejszej, koronującej całość - Najlepszy film (Best Picture). Jako, że serce a rozum nie zawsze są ze sobą kompatybilne, rozróżniliśmy nasze typy na te, które płyną z naszego widzowsko-recenzenckiego serca oraz na te, które podpowiada nam rozum, logika i trwający sezon nagród. A zatem…
Adam Kudyba
Chcę, żeby wygrała: Substancja - stawka w tym sezonie jest niezwykle mocna i w mojej ocenie każde z tytułów jest silną pozycją. Coralie Fargeat stworzyła dzieło totalne, oddziałujące na zmysły, spełniające się zarówno jako satyra na przemysł współczesnego piękna, ale też jako wchodzący pod skórę body horror. Uważam Substancję za najlepszy film zeszłego roku i liczę, że członkowie Akademii podzielą to wrażenie. Może ze szkodą dla ich żołądków (mnie pierwszy raz w historii wizyt w kinie skręcało), ale czego się nie robi dla kina!
Według mnie wygra: Konklawe - wahałem się, czy umieścić tutaj ten film, czy dzieło Seana Bakera. Biorąc jednak pod uwagę to, jaką passę na branżowych galach ma ostatnio produkcja w reżyserii Edwarda Bergera, wyobrażam sobie, że to ona odbije główną nagrodę. Na jej korzyść działa to, że jest dość bezpiecznym wyborem, do którego nie przyklejają się kontrowersje. Poza tym Konklawe to po prostu świetny i fantastycznie dopracowany technicznie thriller, który bezbłędnie trzyma w napięciu, a obsada aktorska z wybitnym Ralphem Fiennesem na czele robi kawał mocarnej roboty.
Łukasz Kołakowski
Chcę, żeby wygrał: Z oscarowymi werdyktami nie lubię się już od lat. Wydaje mi się, że w XXI było dosłownie kilka takich, z którymi bez problemu mogłem się zgodzić. Ostatnim był Parasite w 2020. W tym roku znów na taki się zapowiada, bo dwoma głównymi faworytami zdają się być dwa najlepsze filmy w stawce: Anora i The Brutalist. Nie obraziłbym się też, gdyby wygrała (ale nie wygra), Diuna: Część druga albo Substancja.
Według mnie wygra: Patrz wyżej. Biorąc pod uwagę całokształt twórczości bardziej ucieszy mnie nagroda dla filmu Seana Bakera. Byłaby to pierwsza od wspomnianego 2020 zgoda Akademii z canneńskim jury, więc klamra werdyktów zgodnych z oczekiwaniami (także moimi) by się dopełniła.
Mikołaj Lipkowski
Chcę, żeby wygrał: W tym roku mamy naprawdę sporo dobrych filmów, serio. Wiele tytułów mnie urzekło swoją oryginalnością, historią, obsadą - wszystkim. Niemniej dwa tytuły urzekły mnie bardziej niż wszystkie. Są to kolejno Diuna: Część druga oraz Anora. Te dwa filmy były niczym prawdziwe arcydzieła, których świat nie widział. Przez wiele lat miałem swój żelazny tron TOP 5 filmów wszechczasów, gdzie na 4. miejscu widniał Terminator Jamesa Camerona, lecz dwójka Diuny zepchnęła go ze stanowiska.
Według mnie wygra: The Brutalist. Co tu dużo mówić - film pod każdym względem jest wybitny, choć moje serce skradły produkcje wymienione wyżej. Tak czy inaczej, tegoroczne nominacje są na tyle dobre, że nie obrażę się jak nie wygra dwójka moich faworytów. Mam tylko jeden tytuł, który mam nadzieję, że nie wygra, ale chyba wszyscy wiemy o jaki chodzi.
Hanna Kroczek
Chcę, żeby wygrał: Myślę, że to The Brutalist powinien dostać Oscara. Jest to film, który łączy niezwykłą wizję artystyczną z głęboką, poruszającą historią. Bardzo urzekła mnie jego estetyka, która ocieka brutalizmem. Surowa, ale hipnotyzująca. Adrien Brody i Felicity Jones wypadli fenomenalnie. Ich kreacje zapadają w pamięć, ponieważ niosą ze sobą ciężar autentycznych emocji. Reżyser, Brady Corbet, stworzył film ,,bigger than life”, momentami niemal teatralny. Pierwszy raz spotkałam się z przerwą w trakcie seansu, ale pomogła ona lepiej przetrawić zaznane emocje. The Brutalist to dzieło kompletne, zachwycające i skłaniające do refleksji. Trudno będzie je przebić.
Według mnie wygra: Mam nadzieję, że serce mnie nie zawiedzie i statuetkę otrzyma The Brutalist. Patrząc na oceny widzów i krytyków, plasuje się jako faworyt tegorocznej gali. Choć słyszałam na jego temat wiele negatywnych opiniii ze strony niektórych uczestników AFF, myślę, że oscarowe jury doceni piękno tej produkcji.
Agnieszka Ziobrowska
Chcę, żeby wygrał: Będzie to prawdopodobnie najbardziej kontrowersyjna opinia w tym zestawieniu, ale chciałabym, aby Złoty Rycerz powędrował do Emilii Pérez. Całkowicie nie rozumiem hejtu, który wylał się na ten film, pomijając oczywiście cały skandal wywołany przez Karlę Sofíę Gascón. Emilia Pérez jest postmodernistycznym musicalem a nie kinem społecznego realizmu, więc jej celem nie jest ukazanie prawdziwego oblicza Meksyku. Audiard w naprawdę umiejętny sposób bawi się formą oraz gatunkami. Dorzućmy do tego jeszcze genialne występy aktorskie trzech głównych aktorek oraz świetnie zrealizowane sceny musicalowe i wychodzi nam najlepszy film roku.
Według mnie wygra: Anora. Z tego powodu, że wygrała już m.in. nagrody Amerykańskich Gildii Reżyserów, Producentów i Scenarzystów. Szanse zatem, że nie zgarnie Oscara dla najlepszego filmu są naprawdę znikome. Jeśli jednak tak się stanie to Anora zostanie drugą Tajemnicą Brokeback Mountain. Jest to bowiem jedyny film w historii, który zdobył wcześniej te trzy nagrody, ale Oscara przegrał.
Adam Kudyba
Chcę, żeby wygrała: Coralie Fargeat. To właśnie ona dźwiga na swoich autorskich barkach coraz bardziej odchodzące w niepamięć dziedzictwo Davida Cronenberga. Jest bezkompromisową twórczynią, która choć nie ma na koncie wiele tytułów, każdy z nich jest efektem jej świeżej wizji. Dowodem tego jest wspaniała Substancja.
Według mnie wygra: Sean Baker - reżyser, który raczej nigdy nie słynął z usilnego zabiegania o uwagę mainstreamowych gremiów przyznających nagrody. Choć Baker zanurza widza w tej bajkowym blichtrze, nigdy nie traci z oczu realistycznej walki o własną godność. Ta dwoista wizja zdobyła już uznanie gildii reżyserskiej i sądzę, że następna w kolejce do przyznania mu nagrody będzie właśnie Akademia.
Łukasz Kołakowski
Chcę, żeby wygrała: Coralie Fargeat, choć nie wierzę w jej sukces niewiele mniej niż w to, że z główną nagrodą może wyjść jej Substancja.
Według mnie wygra: Znów podobnie, Corbet albo Baker. Wydaje mi się, że Akademia pójdzie wyraźnie w jedną z tych dwóch produkcji i nie będą mieszać. Ten sam film przytuli Best Picture i Best Director.
Mikołaj Lipkowski
Chcę, żeby wygrała: Coralie Fargeat. To co zrobiła z Substancją było świetne. Genialne ujęcia wzbudzające odrazę, a także uchwycenie brudu wielkich korporacji - wspaniałe. Scena ze smażeniem kaszanki została w mojej głowie po dziś dzień. Nie zapomnę jej nigdy.
Według mnie wygra: Coralie Fargeat lub Sean Baker. Oboje zrobili wspaniałą robotę i wierzę, że Akademia doceni starania obu person.
Hanna Kroczek
Chcę, żeby wygrała: Statuetkę powinna zgarnąć Coralie Fargeat. Substancja wywołała we mnie wiele emocji. Długo po seansie nie mogłam przestać o niej myśleć. Z jednej strony szalony body horror, z drugiej tak szczera opowieść o byciu kobietą i dźwiganiu ciężaru społecznych oczekiwań. Reżyserka stworzyła na ekranie coś niezwykłego i jej praca powinna zostać sowicie nagrodzona.
Według mnie wygra: Coralie Fargeat - bardzo, bardzo, bardzo zasłużenie.
Agnieszka Ziobrowska
Chcę, żeby wygrał: Denis Villeneuve. A no tak, przecież Akademia Filmowa w tym roku, postanowiła znów Villeneuve całkowicie zignorować i nie dostał nawet nominacji. Uważam, że wygrana w tej kategorii, a tym bardziej sama nominacja należy mu się jak psu buda. Zrobił naprawdę fenomenalną robotę przy drugiej części Diuny, przebijając nawet swoje dokonania przy poprzedniej odsłonie.
Według mnie wygra: Sean Baker. Wygrał on już nagrodę Gildii Reżyserów Amerykańskich, więc na dobrą sprawę jest faworytem w tej kategorii. Prędzej czy później statuetkę dla najlepszego reżysera zgarnie, więc czemu by nie w tym roku.
Adam Kudyba
Chcę, żeby wygrał: Timothée Chalamet - nie pierwszy i zapewne nie ostatni raz trzymam za niego kciuki. Złote dziecko współczesnego kina, do którego długo nie mogłem się przekonać, jednak stałem się fanem jego talentu. Już sequel Diuny dowiódł, jak doskonały ma warsztat, a w biopicu Boba Dylana znów to udowodnił i doskonale oddał tajemnicze i oryginalne jestestwo tego twórcy. Nagroda od gildii aktorów daje mi nadzieję, że Timmy wreszcie zatriumfuje.
Według mnie wygra: Adrien Brody - żeby było jasne, zasłużenie. Każdy z pięciu nominowanych w tej kategorii to absolutny tytan aktorstwa. Znaki na niebie i ziemi wskazują, że Oscar najpewniej po raz drugi powędruje do Brody'ego, który za swoją wybitną kreację węgierskiego architekta poszukującego życiowej stabilności zdobył prawie wszystkie możliwe branżowe nagrody.
Łukasz Kołakowski
Chcę, żeby wygrał: Bardzo chciałbym być w kontrze do ogółu i może byłbym, gdybym zobaczył w akcji podobno fantastycznego Colmana Domingo. Nie widziałem, a wśród pozostałych Adrien Brody wyprzedza konkurencję.
Według mnie wygra: Adrien Brody wyniesie drugiego Oscara i świat będzie dzięki temu sprawiedliwy.
Mikołaj Lipkowski
Chcę, żeby wygrał: Timothée Chalamet. Mam słabość do tego chłopaka. Mimo iż Bob Dylan nie wypadł tak cudownie jak Paul Atryda, tak zawarł w sobie tą unikatową cząstkę Dylana. Nie pokazał gloryfikacji go tylko jako wspaniałego muzyka, ale też wrednego gwiazdora, którym był w latach świetności. Do tego to jak zaśpiewał jego numery było nietuzinkowe. Niewielu to potrafi.
Według mnie wygra: Adrian Brody. Co tu dużo mówić? Kolega Łukasz zawarł to idealnie.
Hanna Kroczek
Chcę, żeby wygrał: Adrien Brody zasługuje na Oscara jak nikt inny. Stworzył jedną ze swoich najbardziej wielowymiarowych i poruszających ról. Jego kreacja tytułowego architekta to popis subtelnej, ale intensywnej gry aktorskiej. Brody doskonale oddaje złożoność swojej postaci, ukazując jej ambicje, rozczarowania i walkę o artystyczną tożsamość w zmieniającym się świecie. Jego ekranowa charyzma w połączeniu z wizualnym stylem filmu sprawia, że jest to występ, który pozostaje w pamięci i zasługuje na najwyższe wyróżnienia.
Według mnie wygra: Adrien Brody - nic dodać, nic ująć.
Agnieszka Ziobrowska
Chcę, żeby wygrał: Ralph Fiennes albo Colman Domingo. Fiennesa po prostu uwielbiam i jego występy, w nie ważne jak dużej roli, są zawsze najwyższej klasy. Po prostu tak wybitnemu aktorowi trzeba w końcu dać tego Oscara i myślę, że za występ w Konklawe jak najbardziej na to zasługuje. Domingo jest po prostu cholernie niedocenionym aktorem, który zasługuje na wszystkie nagrody świata.
Według mnie wygra: Adrien Brody. Co tu dużo mówić. Brody wygraną praktycznie ma jak banku. Jeśli nie opuści gali z drugim Oscarem w karierze to będę ogromnie zdziwiona. Swoim genialnym występem w The Brutalist jak najbardziej zasługuje na Złotego Rycerza, ale tak jak wspomniałam wcześniej, dwóch innych panów również zasługuje na tą prestiżową nagrodę, a jeszcze na półce w domu jej nie mają.
Adam Kudyba
Chcę, żeby wygrał: Kieran Culkin - autor jednej z najbardziej poruszających kreacji aktorskich ubiegłego roku. Wielu, pewnie słusznie, twierdzi, że gra na podobnych, nerwicowych nutach co w Sukcesji. Wciąż jednak udaje mu się to, co jest zadaniem każdego mu podobnego w tym fachu - wiarygodnie przekazać emocje postaci. Jego Benji to rozsadzająca ekran tykająca bomba, którą nie sposób rozbroić. Zasłużył na Oscara najmocniej spośród nominowanych.
Według mnie wygra: Kieran Culkin - moje życzenie niemal na pewno się spełni. Wygrał jak do tej pory wszystko - Złoty Glob, Critics Choice, BAFTA. Finałowym przystankiem jest oscarowa gala i nie wyobrażam sobie, żeby Culkin wyszedł z niej z pustymi rękoma. To absolutnie pewna kandydatura do zwycięstwa, a inny werdykt byłby prawdopodobnie jednym z największych zaskoczeń w historii.
Łukasz Kołakowski
Chcę, żeby wygrał: Gdyby nie fakt, że Kieran jest chyba największym pewniakiem na gali nazwałbym tę kategorię najciekawszą, z najwyższym (no, może poza Nortonem) poziomem. Z rodzeństwa Royów wolałbym Kendalla, Borisov i Pearce też byliby super.
Według mnie wygra: Kieran, wygrywa wszędzie, wygra i tu. Raczej nie przyjedzie, ale w tym sezonie on może wygrać nawet Polską Nagrodę Filmową w tej kategorii. Do Orła przecież też jest nominowany.
Mikołaj Lipkowski
Chcę, żeby wygrał: Kieran Culkin. Dlaczego? Zacytuję najsilniejszego człowieka na ziemi - POLSKA GUROM! A tak całkiem poważnie - poruszyła mnie. Prawdziwy ból ukazał go jako ciepłego, kochanego człowiek, który mimo iż nie żyje na podwyższonym standardzie jest dobry i cieszy się życiem na swój sposób. Do tego jego krytyka wszechogarniającego nas krwiożerczego, złego kapitalizmu łapie mnie za serce i mogę się z nim utożsamić. To po prostu oddanie zwykłego, szarego człowieka. Autentyczne. Wydawało mi się, że on w ogóle nie gra.
Według mnie wygra: Kieran i nikt inny. No dobra, Jeremy Strong również ma ogromne szanse.
Hanna Kroczek
Chcę, żeby wygrał: Kieran Culkin. Benji to świetnie napisana postać, zasługa Jessego Eisenberga. Culkin tchnął jednak w nią życie, pełne sprzecznych emocji, bólu i światła. Łączy radość ze smutkiem, rzuca żartami, czasem płacze. Wszystko to pozwala nam się w Benjim odnaleźć, poczuć mnie samotnym. Dla mnie kreacja Culkina to ukłon w stronę osób, które na co dzień mierzą się z problemami psychicznymi. Niezależnie czy jako pacjent, czy jako rodzina. Sama dostrzegam siebie w Benjim, długo nie mogłam o nim przestać myśleć. Uważam, że ta kreacja aktorska to światełko w tunelu dla wielu osób, w tym mnie. Dlatego Oscar to minimum wdzięczności, jakie jesteśmy winni Kieranowi Culkinowi.
Według mnie wygra: Kieran Culkin. Chyba nie muszę nic dodawać.
Agnieszka Ziobrowska
Chcę, żeby wygrał: Jeremy Strong. Uważam, że ze wszystkich nominowanych w tym roku dał najmocniejszy pokaz aktorski. W Wybrańcu stworzył niezwykle przekonującą i wielowymiarową kreację. Strong ma po prostu talent do portretowania złożonych, często kontrowersyjnych postaci, dlatego Roy Cohn w jego wykonaniu jest majstersztykiem.
Według mnie wygra: Kieran Culkin. Wygrał on w tym sezonie nagród właściwie wszystko co się tylko dało. Nie jest on co prawda moim tegorocznym faworytem, ale Oscar za występ w Prawdziwym bólu byłby w tym wypadku jak najbardziej zasłużony. Myślę, że moi poprzednicy dokładnie wyjaśnili dlaczego.
Dziennikarz filmowy, który uwielbia kino gatunkowe. Od ckliwych komedii po niszowe horrory. W redakcji Movies Room odpowiedzialny za recenzje oraz rankingi.