Tym razem trafiam do świata Netflixa, platformy jednej z najdłużej dostępnych wśród liczącej się konkurencji. Na swoim koncie ma naprawdę znaczące seriale które zdobyły fanów na całym świecie jak Stranger Things czy Dom z Papieru. Niestety Netflix od dłuższego czasu mierzy się z olbrzymimi problemami. Pomimo tego, że platforma wydawała się być potężnym graczem, która w swoim dorobku ma uwielbiane i nagradzane seriale oraz filmy, zalicza ostatnio dość kiepski okres. Topi pieniądze w produkcjach, szumie reklamowanych okazujących się finalnie mocnymi przeciętniakami bądź po prostu totalnymi niewypałami. Nie pomaga ani świetna obsada, uznany reżyser czy adaptacja bestsellera książkowego. W przypadku książek sięgają po takie tytuły gdzie brak sukcesu jest olbrzymimi zaskoczeniem. Niestety, Netflix mocno marnuje swoje szanse a konkurencja na rynku nie śpi i stawia coraz to na lepsze jakościowo produkcje. Jednym z tytułów, który miał pomóc odbić się od dna Netflixowi miała być adaptacja komiksu Neila Gaimana - Sandman. Po raz kolejny serial z dużym budżetem oraz historią, której nie warto marnować. Po dwóch sezonach Wiedźmina, śmiało, można było mieć obawy co do adaptacji komiksu DC. Czy tym razem rzeczywiście Netflix skorzystał ze swojej szansy aby ponownie o nim usłyszano?.
Sandman to 11 odcinkowy (jeden odcinek bonusowy pojawił się chwilę po premierze) na podstawie komiksów Neila Gaimana. To historia Sny lub inaczej nazywanego Lordem Morfeuszem - jednego z siedmiu Nieskończonych. Morfeusz jest władcą Śnienia, twórcą oraz strażnikiem wszystkich snów oraz koszmarów. Na początku XX wieku w wyniku, okulistycznego rytuału schwytanego przez Rodericka Burggessa. Zostaje uwięziony przez domorosłego maga przez 100 lat. Jego nieobecność mocno wpływa nie tylko nas Śnienie ale również, na Świat Jawy. Kiedy w końcu udaje mu się wrócić, wraca do swojego zrujnowanego królestwa. Rusza na poszukiwania swoich insygniów, które pomogą mu okiełznać zbuntowane koszmary oraz sny, który uciekły do świata ludzi. Morfeusz rusza w pełną zwrotów akcji podróż, która staje się dla niego też ogromną lekcją pokory.
https://www.youtube.com/watch?v=tLcg_8LRo6U
Netflix już próbował zabrać się za przeniesienie na mały ekran takich tytułów jak
Wiedźmin czy
Cień i Kość. Kiedy ten
Cień i Kość jest mocnym średniakiem to
Wiedźmin niestety swoją historią zawodzi bardzo mocno. Stąd też pojawiło się wiele spekulacji czy adaptacją komiksu Gaimana okażę się lepszą produkcją. Co jest mocnym zaskoczeniem, Netflix jednak potrafi zrobić dobry serial fantasy a tego przykładem jest zdecydowanie - Sandman. Przyjrzyjmy się bliżej serialowi.
W przypadku nowych światów fantasy, jakie poznają widzowie to wprowadzenie stanowi o tym czy będziemy chcieli poznać dalej historię. Oczywiście nie mówimy tutaj o wprowadzeniu za rękę do nowego uniwersum oraz prostym wyliczaniu, kto jest kim.
Sandman to płynne przejście przedstawiające samego Morfeusza, przedstawienie jego królestwa jakim jest Śnienie i tym czym jeden z Nieskończonych się zajmuje. Wszystko jest przedstawione bez zbędnego choasu i nawału informacji oraz pojęć, które dla kogoś kto nie zna komiksów mogłoby być po prostu nie zrozumiałe. Taki błąd mogliśmy zauważyć w
Cień i Kość, kiedy od samego początku widz jest zawalony informacjami na temat świata w którym znajdują się bohaterowie. Stopniowo przechodzimy do głównej historii zaczynamy poznawać antagonistów takich jak nie posłuszny koszmar Koryntyczk, czy mag Rodrick Burgges. Historia stopniowo się rozwija nie zawalając widza wydarzeniami, pomimo tego, że ciągnie się na przestrzeni lat.
Cała historia Morfeusza nie rozdrabnia się na wiele wątków, wszystko skupia się na tym aby swoim uwolnieniu mógł odbudować swoje królestwo a sny i koszmary, który uciekły do świata jawy wróciły na swoje miejsce. Oczywiście na osiągnięcie tego celu składają różne historie Najstarsza Gra z Lucyferem, Pomoc Joanny Constatine czy rozmowa ze Śmiercią albo pokonanie Johna Doe. Każdy odcinek jest oddzielnym rozdziałem dzięki bez problemu jesteśmy w stanie wciągać się w historię, nie będąc przy tym przygniecionym ogromem świata w którym dzieje się akcja. Nie dajcie się jednak zwieść fantastycznym klimatom,
Sandman gwarantuje nam również momenty, przy których będzie potrzebna bez wątpienia paczka chusteczek - naprawdę ciężko trzymać emocję podczas takich historii jak ta z Gregorym. Trochę można przyznać, fabuła łapię zadyszkę kiedy zaczyna się pojawiać wątek Wiru Sennego. Akcja zaczyna trochę zwalniać i gubić się, bohaterowie z pierwszego planu zaczynają trochę odchodzić w drugi plan. Dopiero pod koniec widać, że twórcy powrócili na dobry tor którym poruszali się na początku.
Czym byłby serial bez dobrze dobranej obsady a w przypadku Sandmana cała obsada wydaje się być dobrana idealnie. Lord Morfeusz w którego wciela się Tom Sturridge to bohater bardzo specyficzny. Poznajemy go stopniowo, od lekko krnąbrnego władcy snów, pewnego swojej władzy i potęgi oraz tego, że nikt ani nic nie jest w stanie mu zagrozić. Po jego niewoli oraz ucieczce stopniowo zaczynamy widzieć jego zmianę. Lord Morfeusz zaczyna dostrzegać swoje błędy i stopniowo zaczyna zmieniać swoje zachowanie. Bez wątpienie Tom Sturridge świetnie czuje się w roli Władcy Snu. Kiedy mówimy o Śnie, musimy też również wspomnieć o jego kruku Matthew, z ciętym słownictwem, któremu głosu użyczył Patton Oswalt. Matthew dzięki swojej bezpośredniość nie raz potrafi rozśmieszyć nawet w najtrudniejszych sytuacjach.
Fot. Sandman sezon 1. / Netflix
Zdecydowanie na wyróżnienie zasługuje jeden z antagonistów jakim jest Koryntyczk w wykonaniu Boyda Holbrook. Koszmar jaki stworzył Holbrook ucieleśnia wszystkie najskrytsze rządze jakie ludzkie sny ukrywają. Odzwierciedla najciemniejszą stronę ludzkiej natury, a w świecie ludzi czuje się nad wyraz pewnie dostosowując się do okrutnego świata. Inną postacią, na którą warto zwrócić uwagę to na pewno jedno z rodzeństwa Nieskończonych czyli Śmierć. Odcinek z jej udziałem to jeden z najbardziej prostujących historii, jakie możemy zobaczyć. Śmierć w której roli możemy zobaczyć Kirby Howell-Baptiste ma
ludzką twarz. Stara się oddać życzliwość i dobrość dla ludzi w ich ostatnich chwilach przed podróżą do Bezsłonecznych Krain.
Sandman oprócz wyrazistych bohaterów to również przepięknie dopracowana scenografia. Śnienie to wręcz bajkowa kraina, która również posiada swoje różne dziwactwa, cóż który sen wydaje nam się normalny. Jest ono także zróżnicowane pod względem mniejszych królestw i jej mieszkańców. Scenografia jest istnie bajkowa. Kostiumu w serialu Netflixa także są na wysokim poziomie z dbałością o szczegóły i różnorodność podkreślając indywidualność bohaterów jak w przypadku Nieskończonych, każde z nich miało swój osobisty styl nie upodabniając się do drugiego. Twórcy też zadbali o szczegóły charakterystyczne takie jakie płaszcz u Johanny Constantine. Serial dzieje się na przestrzeni, lat więc zarówno scenografia jak i kostiumy płynnie zmieniają swój styl dostosując się do epoki. Mogliśmy idealnie zobaczyć to w historii Morfeusza oraz Hoba. Całość jest podkreślona soundtrackiem, który jeszcze bardziej jest w stanie nas wciągnąć w magiczny świat stworzony przez Neila Gaimana.
Fot. Sandman sezon 1. / Netflix
Patrząc na to co zrobił Netflix można śmiało trzymać kciuki aby platforma trzymała się takie poziomu zadając sobie gdzieś z tyłu głowy pytanie dlaczego nie każda produkcja jest na takim poziomie? Twórcy zostawili sobie świetny punkt wyjściowy do następnego sezonu. Pożądanie, niełatwo odpuści swojemu bratu, a już liczne intrygi, których było pomysłodawcą prawie pozbawiły mocy Sen mocy i zrujnowały jego krolestwo. Ciekawie się również zapowiada historia z Lucyferem. Upokorzony władca piekieł nie odpuści zniewagi jakiej się na nim dopuścił Morfeusz. Ciekawe wątki, które pociągnięte dalej bez wątpienia przyciągną fanów. Zostaje na razie nadzieja, że Netflix jednak da szansę historii, która w ostatnim czasie mocno wyróżnia się w ich bibliotece. #RenewTheSandman
Ilustracja wprowadzająca: fot. Netflix
Entuzjastka literatury i kina. Wielbicielka odkrywania nowych seriali oraz filmów. Poza tym ogromna fanka Formuły 1 i Disneya