Nie wiem, czym kierowali się selekcjonerzy Festiwalu Filmowego w Wenecji, kiedy do konkursu zgłoszono produkcję z Jane Fondą i Robertem Redfordem w rolach głównych. Sygnowany przez Netflix tytuł był zapewne znakomitą okazją uhonorowania pary, która po raz ostatni spotkała się na ekranie w 1979 roku w Elektrycznym jeźdźcu. Cokolwiek tknęło odpowiedzialnych za układanie programu weneckiej imprezy, trzeba być im wdzięcznym. Oglądanie tej doświadczonej dwójki w jednym filmie to jedna wielka przyjemność.
POZA KONKURSEM
Our Souls At Night
Dwójka owdowiałych emerytów mieszka na tej samej ulicy w spokojnym miasteczku w stanie Kolorado. Nie rozmawiają ze sobą prawie wcale do momentu, kiedy Addie Moore (Jane Fonda) składa niespodziewaną wizytę Louisowi Watersowi (Robert Redford). Mówi prosto z mostu: jest bardzo samotna, ale najgorsze są noce i chciałaby mieć z kim położyć się wieczorem do łóżka. Od razu dodaje, że nie jest to propozycja seksualna. Mężczyzna, jak nietrudno się domyślić, jest bardziej zaskoczony, niż śniegiem w maju. Po kilku dniach daje jej odpowiedź i postanawiają spróbować. Jak łatwo zgadnąć, zdenerwowanie obu stron jest ogromne, oboje są nieprzyzwyczajeni do kontaktu z płcią przeciwną. Ale przez najbliższe kilkanaście spotkań przyjdzie im się lepiej poznać i umowa z obopólnymi korzyściami zamieni się w coś innego.
Oparty na powieści Kenta Harufa film wyreżyserował Ritesh Batra, znany ze świetnego Smaku curry. Udało mu się w bardzo elegancki, tradycyjny sposób opowiedzieć historię rodzącej się miłości, która powstaje z potrzeby poczucia bliskości, a nie dla seksu, podniety czy przygody. Para ląduje przecież w łóżku już podczas drugiego spotkania, ale w zupełnie innym celu. To swoista wariacja na To tylko seks z Milą Kunis i Justinem Timberlakiem. Uczucia pomiędzy seniorami to ciągle w kinie temat marginalny, w którym łatwo popaść w karykaturę. Obsada filmu zagwarantowała jednak, że tak się nie stanie, bo zarówno Redford i Fonda z lekkością i należytym wyczuciem wcielają się w swoich bohaterów. Każde z nich ma jakieś grzechy przeszłości, coś, o czym pewnie chcieliby zapomnieć. Kiedy dzielą się nimi ze sobą, czuć zrozumienie, a nie żal czy pretensje. Życie jest za krótkie, żeby rozwodzić się nad przeszłością. Dlatego też Addie nie przejmuje się plotkami, które zaczynają krążyć, choć zrani ją brak zrozumienia ze strony syna (Matthias Schoenaerts), zostawionego przez żonę. Louis i Addie zajmą się jego wnukiem, równie samotnym, co oni, ucząc chłopca czegoś więcej, niż tylko interakcji z telefonem komórkowym.
Zobacz również: Our Souls At Night - Robert Redford i Jane Fonda w nowym filmie Netflixa
Our Souls At Night jest kameralnym komediodramatem, który nigdy nie stara się zbytnio szokować i można nawet powiedzieć, że jest zbyt zachowawczy. Jednak to nie wartkie zmiany akcji są tutaj najważniejsze, a dwoje ludzi i to, co zachodzi między nimi. Piękny i wzruszający film powinien zostać netflixowym klasykiem na długie lata.
Ocena: 70/100
KONKURS VENEZIA 74
Lean On Pete
Bolączki dojrzewania, radzenie sobie ze śmiercią i szukanie swojego miejsca w życiu to główne tematy dramatu Lean On Pete w reżyserii Brytyjczyka Andrew Haigha. Pierwszy amerykański film twórcy 45 lat i Zupełnie innego weekendu oparty jest bestsellerowej książce autorstwa Willy'ego Vlautina. Patrząc na świetną obsadę i uniwersalną historię, jestem pewien, że tytuł ten przewinie się przez kilkanaście festiwali filmowych na całym świecie.
Charlie Plummer wciela się w Charley'ego, nastolatka wychowywanego przez ojca, który nie tylko nie radzi sobie z zarabianiem na utrzymanie, ale też nie do końca umie ogarnąć swoje życie. Skutkiem tego są ciągłe przeprowadzki, nieustanna zmiana otoczenia i egzystencja na peryferiach społeczeństwa. Charley chciałby czegoś innego niż bezczynnego siedzenia w domu, kiedy jego ojciec jest w pracy. Chłopak codziennie biega, coraz dalej od domu-przyczepy kempingowej, w której mieszkają. Uwagę jego przyciąga tor wyścigów konnych i podczas spaceru spotyka byłego dżokeja oraz właściciela kilku koni - Della (Steve Buscemi). Szybko udaje mu się złapać u niego dorywczą pracę i chłopak towarzyszy jemu i jeżdżącej konno Bonnie (Chloë Sevigny) w lokalnych zawodach. Dorabia na boku, ale także nawiązuje więź z koniem o imieniu Lean On Pete, który po pięciu latach jest coraz bliższy sportowej emerytury. Dla zwierzęcia oznacza sprzedaż do Meksyku i przerób na mięso. Dramatyczne wydarzenie w domu, efekt temperamentu ojca sprawią, że Charley będzie musiał odnaleźć się w zupełnie nowej sytuacji i bardzo szybko dojrzeć.
Plummer błyszczy w tym filmie, budząc skojarzenia z rolami młodego Rivera Phoenixa czy DiCaprio. To bardzo stonowany performance, którego oddziaływanie wiele zawdzięcza dopracowanym zdjęciom, tworzącym niemalże ikoniczne ujęcia chłopaka prowadzącego konia przez bezdroża Ameryki. Główny bohater jest jednocześnie zbuntowany i zagubiony. Nie może pogodzić się z losem Pete'a, który jest podobnym outsiderem jak on sam. Lean On Pete nie popada w stereotypowy obraz o przyjaźni człowieka i zwierzęcia - rumak jest tutaj pewnym symbolem utraconego dzieciństwa, kiedy wszystko było możliwe. Dell i Bonnie tworzą dla chłopca swego rodzaju dysfunkcyjną rodzinę - do momentu, kiedy stanowczo przekreślą przyszłość ulubionego konia Charley'ego. Wędrując przez peryferia Ameryki, nastolatek będzie starał się odnaleźć własną rodzinę, na której istnienie stracił już prawie nadzieję.
Andrew Haigh kolejny raz stworzył film, który używając utartego schematu zwyczajnie porusza, bez popadania w ckliwość i banał. Lean On Pete docenią miłośnicy niezależnego kina oraz wielbiciele pięknych zdjęć zamieniających brudną rzeczywistość w małe dzieła sztuki.
Ocena: 85/100
Dziennikarz filmowy i kulturalny, miłośnik kina i festiwali filmowych, obecnie mieszka w Londynie. Autor bloga "Film jak sen".