Movies Room - Najlepszy portal filmowy w uniwersum

LFF 2017 - relacja z festiwalu: recenzujemy filmy Last Flag Flying, Gemini i Thoroughbreds

Autor: Radek Folta
8 października 2017

W Londynie znowu sprawdza się stara teoria, że wielkie gwiazdy nie zawsze gwarantują dobrą jakość filmu. Kilka znanych nazwisk może zapewni zainteresowanie widowni, która jednak może opuścić kino rozczarowana. Jak w przypadku nowego obrazu Rucharda Linklatera. Natomiast na drugim spektrum są tzw. produkcje indie, w których przoduje kino amerykańskie. Dwie z nich, z mocnymi rolami kobiecymi, na pewno warto obejrzeć, jeżeli tylko będzie okazaja.

LAST FLAG FLYING dinner

Last Flag Flying

reż. Richard Linklater

O traumie wojennej opowiadać można na wiele sposobów, ale chyba najbardziej wyzywający jest ten, w którym nie pokazuje się wogóle pola walki. Linklater (Boyhood) postawił sobie takie zadanie i mimo obiecującego początku, efekt jest tylko w połowie udany. Opowieść o trzech weteranach z Wietnamu, którzy spotykają się po latach, by pochować syna jednego z nich, który zginął w Iraku nie ma w sobie tyle gracji i emocji, co podobne tematycznie W dolinie Elah Paula Haggisa.

Larry 'Doc' Shepherd (stonowany jak mało kiedy Steve Carell) zjawia się po wielu latach w barze, który prowadzi jego kolega z wojska z czasów młodości Sal (Bryan Cranston). Ten pierwszy przypomina nudnego księgowego, ten drugi jest wulkanem energii o niewyparzonej gębie. Po zakrapianej nocy dwóch bohaterów udaje się, by odnaleźć trzeciego kompana. Wielebny Mueller (Laurence Fishburne) jest pastorem, wyważonym i spokojnym człowiekiem, którego wizyta starych druhów zupełnie zaskoczyła. Doc wyjaśnia dlaczego ich obydwu odnalazł. Stracił już żonę, która zmarła na raka na początku roku, a kilka dni temu dowiedział się, o tym, że jego syn zginął podczas służby w Iraku (jest rok 2003). Mężczyzna prosi kolegów, by pojechali z nim odebrać jego ciało i pomogli mu go pochować. Rozpoczyna się podróż, podczas której postacie wyjaśnią sobie pewne fakty z przeszłości i będą musieli pomóc Docowi w akceptacji tego, co stało się z jego synem.

https://www.youtube.com/watch?v=VmS4lTZ34uk

Last Flag Flying jest klasycznym kinem drogi o pacyfistycznym przesłaniu. Brakuje mu jednak lekkości poprzednich filmów reżysera, wydaje się wysilony i zrobiony jako poboczny projekt. Trzech starszych facetów, opowiadający o czasach wojaczki, wspominających swoje przygody, to materiał w sam raz na durną komedię w stylu Last Vegas. Mueller i Sal grają niemal archetypy anioła i diabła, spierające się o duszę Doca. To w najlepszych momentach, bo w najgorszych rozmowy wydają się wysilone i momentalnie wylatują z głowy. W pewnym momencie okazuje się, że starsi panowie skrywają pewien sekret ze swojej służby w Wietnamie, który w świetle dramatu Doca znowu odżywa. I obok wątku zmarłego syna przynosi jedyny naprawdę poruszający moment tej produkcji. Linklater podejmuje też motyw braku zaufania do instytucji wojska, która ukrywa przez ojcem prawdę o śmierci syna. Niechęć do rządzących, zarówno polityków, jak i dowódców, wysyłających młodych ludzi na śmierć, przedstawiona jest w formie negowania każdego rozkazu pułkownika, który organizuje pogrzeb młodego żołnierza. Zamiast istotnej debaty pojawia się karykatura, często zbywana żartem. Nie jestem przyzwyczajony do tak słabej jakości dialogów u twórcy Boyhood.

W typowy dla siebie sposób reżyser zbacza z głównego wątku, jak choćby wtedy, gdy bohaterowie za namową Sala kupują sobie telefony komórkowe, rozbijając i tak niestabilną oś filmu. Wątek ten nie wnosi nic do akcji, ale ma dać nam szersze spojrzenie na otaczający bohaterów i zmieniający się świat. Sceny te wyglądają jak wyciągnięte z innej produkcji. Na barkach Cranstona, który ma być siłą napędową i źródłem kłopotów, spoczywa komercyjna wartość Last Flag Flying, ale aktor niestety wyraźnie szarżuje. Na szczęście rola Carella przynosi obrazowi jakże potrzebne centrum.

Ocena: 50/100

GEMINI girl window

Gemini

reż. Aaron Katz

Stylowy thriller spod ręki Aarona Katza (Cold Weather, Zejście na ląd) osadzony jest w Los Angeles i rozgrywa się w świecie gwiazd filmowych. Jest tu tajemnicze morderstwo, śledztwo, napięty układ pomiędzy celebrytką i jej asystentką oraz zagadki z tożsamością. Nawiązania do fimów noir oraz dreszczowców klasy B z lat 80. i 90. są bardzo widoczne, ale mimo dziur w fabule udało się reżyserowi stworzyć zgrabne, gatunkowe kino.

Lola Kirke (Mozart in the Jungle, Mistress Ameryka) wciela się Jill, asystentkę i przyjaciółkę rozchwytywanej gwiazdy Heather Anderson (Zoe Kravitz, Seria Niezgodna). Aktorka chce się wymigać z kolejnego filmu, nie ma ochoty na pojawienie się na planie filmowym, by robić dokrętki. Czuje się osaczona i zmęczona, bo paparazzi i fani depczą jej po piętach. Przez swoje zachowanie unieszczęśliwia kilka osób z branży, które w złości deklarują, że ją zabiją. I następnego poranka jej martwe ciało w posiadłości znajduje Jill. Kobieta zginęła ze strzałów z pistoletu, który otrzymała od asystentki, a ta była ostatnią osobą, którą ją widziała żywą. W dodatku tylko odciski jej palców znaleziono na broni. Będąca główną podejrzaną o zabójstwo postanawia sama dojść do tego, co naprawdę wydarzyło się w domu Heather.

https://www.youtube.com/watch?v=ISjmjYU-kMI

Gemini ma świetnie rozwinięcie, nastrojowe sceny i niezłą dynamikę między głównymi aktorkami. Kirke i Kravitz znakomicie oddały niejednoznaczność związków pomiędzy gwiazdami i ich asystentkami, w których często zaciera się granica między pracą i przyjaźnią. Los Angeles wygląda wyjątkowo, co rzadko spotyka się w filmach: nie jest jednoznacznie odpychające, ale nie jest też słonecznym miejscem sukcesu, czy plastikowym koszmarem. Jak na kino gatunkowe jest tu kilka dziur w fabule, a rola detektywa grana przez Johna Cho (Star Trek: W nieznane) jest zupełnie niewykorzystana.

Ocena: 60/100

THOROUGHBRED still1 OliviaCooke AnyaTaylorJoy byClaireFolger

Thoroughbreds

reż. Cory Finley

Skoro wspomniałem o jednym członku załogi statku USS Enterprise, trzeba dodać, że w Londynie pokazano jeden z ostatnich filmów z udziałem Antona Yelchina, tragicznie zmarłego w ubiegłym roku aktora. Nieodżałowany Chekov gra tutaj mała, ale dość ważną dla fabuły rolę. W centrum opowieści są dwie młode dziewczyny, wkraczające w wiek dorosły, które planują krwawą zbrodnię.

Oliva Cooke (Earl, ja i umierająca dziewczyna) gra Amandę, która stała się społeczną persona non grata po tym, jak zabiła swojego konia. Akcja rozgrywa się w środowisku bogatych rodzin, więc każda nastolatka nie tylko mieszka w pięknym i przestrzennym domu, ale też ma swoją stajnię i najlepszej rasy rumaka (tytuł nawiązuje do koni czystej krwi). Amanda, która przyznaje się do tego, że nigdy nie miała żadnych uczuć i stara się grać w społeczną grę zachowań, odwiedza przyjaciółkę z dzieciństwa, Lily (Anya Taylor-Joy, Czarowninca: Bajka ludowa z Nowej Anglii, Split), która udziela jej korepetycji. Układ pomiędzy dziewczynami jest bardzo pasywno-agresywny, głównie przez to, że Lily nosi społeczną maskę, skrywając pod powierzchnią kilka mrocznych sekretów. Kiedy Amandzie uda się przebić przez tą warstwę pozerstwa, wyjdzie na jaw, że Lily nienawidzi swojego ojczyma (Paul Sparks, seriale House of Cards i Zakazane imperium), który doprowadza nastolatkę do szału i chcę kontrolować jej życie. W jej umyśle zakiełkuje pomysł zabicia mężczyzny, a pomóc w tym może Tim (Yelchin), lokalny diler narkotyków, który na koncie ma już konflikty z prawem.

THOROUGHBRED car.jpg rgb

Thoroughbreds ogląda się świetnie głównie dzięki błyskotliwemu scenariuszowi, dynamicznym dialogom i fascynującym obserwacjom. Reżyser pyta, czy większym socjopatą jest ktoś, kto zdaje sobie sprawę z braku uczuć, czy osoba, która jest manipulatorem i egocentrykiem, pomiatającym innymi. Dynamika między głównymi postaciami zmienia się, a nikt z bohaterów nie jest jednoznacznie dobry czy zły. Wizualnie operator dba o to, żeby na chwilę nie oderwać oczu od ekranu, czy to przez ciekawe punkty widzenia, drobne szczegóły (olbrzymia szachownica w ogrodzie, wystrój wnętrz, dziewczyny ubrane jak niewinne aniołki) po długie statyczne ujęcia i niepokojące tracking-shoty. Debiut Finley'a to udany dreszczowiec o bardzo mrocznej tematyce.

Ocena: 80/100

Ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe

Dziennikarz filmowy i kulturalny, miłośnik kina i festiwali filmowych, obecnie mieszka w Londynie. Autor bloga "Film jak sen".

Komentarze (0)
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.