Wyjątkowy, a zarazem kameralny w najlepszym tego słowa znaczeniu. Tak można w telegraficznym skrócie określić event, jaki odbył się w miniony piątek w Warszawie z okazji polskiej premiery gry LEGO Iniemamocni. Ja tam byłem, lemoniadę piłem i śpieszę, by opowiedzieć o tym więcej!
W piątek, 15-ego czerwca miała miejsce premiera gry
LEGO Iniemamocni. Gra łącząca w sobie elementy zręcznościowe, łamigłówki oraz produkcja stawiająca na kooperację, jest istną gratką dla całej rodziny. Przełączając sterowaną przez nas postać między Panem Iniemamocnym, jego małżonką Elastyną oraz ich latoroślami ,Wiolą i Maksem - doskonale znanymi z filmu animowanego z 2004 roku - mamy okazję spędzić godziny wciągającej rozgrywki przed ekranem. A to tylko kilka z wielu postaci, jakie z łezką nostalgii w oku będziemy mieli przyjemność znów ujrzeć na ekranie! Jednak to nie sama gra będzie głównym przedmiotem tego artykułu, a raczej event ją promujący, na którym miałem przyjemność się pojawić dzięki uprzejmości polskiego wydawcy gry -
Cenegi.
fot. materiały organizatora
LEGO oraz
Iniemamocni, pomysł autorstwa wytwórni Disney Pixar (o długoletnim i nadzwyczaj owocnym związku Disneya z początkowo niezależnym studiem Pixar Animation Studios chyba nie trzeba mówić). Już te dwa słowa powinny dać nam do zrozumienia, że nastrój towarzyszący całej produkcji będzie bardzo rodzinny. Nie jest to nic zaskakującego -
LEGO Iniemamocni jest grą rodzinną, przeznaczoną z myślą o rozrywce skierowanej zarówno do najmłodszych jak i całych rodzin. Wszakże każdy z nas gdzieś w środku pozostaje dzieckiem, jakkolwiek pazur czasu, edukacja, praca i relacje międzyludzkie chciałyby to zmienić.
Zostałem mile zaskoczony po raz pierwszy tego dnia, gdy dotarłem na miejsce wydarzenia, kawiarni
Kredkafe - nigdy nie sądziłem, że w centrum tętniącej życiem Warszawy w piątkowe popołudnie, znajdzie się tak przyjazna enklawa ciszy i spokoju. No, względną ciszę i spokój - na zewnątrz w najlepsze bawiło się kilkanaście dzieci pod czujnym okiem animatorów, dbających o ich dobrą zabawę i bezpieczeństwo. Skąd ta energia u dzieci, która je tak rozpiera? Tego do dziś nie wiedzą najwybitniejsi fizycy jądrowi. Po wejściu do lokalu, na horyzoncie pojawiło się moje kolejne, pozytywne zaskoczenie. Kameralna, przytulna, a zarazem przestronna rodzinna restauracja. Wystrój barwny, ale nie powodujący oczopląsu. Miłe panie za barem (warty nadmienienia fakt - barem w którym najbardziej srogim trunkiem była najwyraźniej oranżada!), w środku kilkoro dorosłych ludzi ze swoimi pociechami w pobliżu. Zaraz, zaraz... To na pewno chodziło o promocję gry? Odblokuj, Menu, Wiadomości... Gdzie był ten SMS z adresem...
Cenega postanowiła trafić w samo sedno. Zrobić kameralną imprezę dla rodziców (głównie dziennikarzy gamingowych) z dziećmi. Wszakże czy to nie oni właśnie mieli być głównymi konsumentami promowanego tytułu? Opisuję to bezdusznie, analitycznie. I to nieco okrutne z mojej strony albowiem nastrój imprezy był bardzo rodzinny i... autentyczny, spontaniczny, muszę przyznać. W tym nieco magicznym miejscu, przeznaczonym głównie dla dobrego samopoczucia i beztroskiej zabawy dzieci, nie było przestrzeni dla przejmowania się słupkami sprzedaży, planami promocji nadchodzących tytułów czy innych tego typu bolączek. Organizatorzy, pomimo tego, że przecież byli w pracy - zadbali o prawdziwy, miły nastrój imprezy. Ten event był trochę jak swoista odtrutka po E3, gdzie do gier podchodzi się niejednokrotnie bardzo chłodno, analitycznie i biznesowo. Tutaj było po prostu miło i rodzinnie.
fot. materiały organizatora
W jednym, większym pomieszczeniu była baza do której wspinały się dzieci, a w innej części tejże salki - krzesełka oraz stoły, suto zastawione najzdrowszymi przekąskami jakie kiedykolwiek widziałem. Personel lokalu nieustannie dbał, aby niczego nie zabrakło, a goście mieli zawsze pod ręką coś do rzucenia na ząb. W drugim pomieszczeniu były stacje z konsolami, na których można było przetestować grę tak samo solo, jak i w trybie kooperacji. Z uśmiechem i niemałym zainteresowaniem obserwowałem główkujące dzieci, które zatrzymały się na pewnym z poziomów i wymieniając się słownymi komendami oraz sugestiami kombinowały jak tu współpracować, aby przejść dalej. I chyba mnie oświeciło. Owa obserwacja pokazała mi bardzo ważny aspekt eventu -
gry mogą być naprawdę ciekawym, edukującym doświadczeniem, tak samo dla samych dzieci jak i całych rodzin. Ważna jest współpraca, dobry nastrój, kontakt między ludźmi. To uznałem za temat przewodni piątkowego wydarzenia.
Przyznaję, że na początku byłem nieco zmieszany. Czułem się pariasem pośród dwojga grup wiekowych. Zachęcony jednak miłą atmosferą, w której powstanie sił nie szczędzili organizatorzy - przełamałem się i odnalazłem w wydarzeniu. Poznałem dzięki temu bardzo sympatycznych ludzi, z którymi - sącząc lemoniadę i zagryzając owocowym szaszłykiem, dyskutowaliśmy tak samo o ostatnich wydarzeniach na rynku gier wideo, jak i luźno rozprawialiśmy o rzeczach całkiem codziennych. Tym sposobem, tak samo jak dzieci bawiące się na zewnątrz i przed konsolą, ja również znalazłem coś dla siebie.
Oby jak najwięcej tak rodzinnych, spontanicznych i miłych eventów jak ten ostatnio w wydaniu Cenegi. Dzięki nim, być może zażegnamy ostatecznie głosy, że gry to zło i synonim niedbania o relacje z bliskimi!
Ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe
Mały, szary człowiek. Tak podsumowałby go pewnie Adam Ostrowski. Albo też "bardzo dziwny, zaczarowany chłopiec" jak zrobiłby to Nat King Cole. Niepoprawny politycznie obserwator współczesności - świata, kina, książek i gier wideo.