Siri Pettersen z przytupem zadebiutowała ze swoim otwierającym trylogię tomem pt. Dziecko Odyna. I na tym się oczywiście nie skończyło. Dwie kolejne jej powieści zyskały równą - jeżeli nie większą - aprobatę ze strony fanów, jak i lwiej części recenzentów. Czy to już początek mody na skandynawską fantastykę? Być może za wcześnie, by o tym mówić, ale na pewno jedna Norweżka przetarła szlaki na rynku, udowadniając, że nie tylko sprawdzony i w pełni konwencjonalny produkt może się sprzedawać. Udało nam się złapać Siri podczas jej krótkiego pobytu w Warszawie i przeprowadzić z nią poniższy wywiad.
Zobacz również: Siri Pettersen - Dziecko Odyna - recenzja
Szymon Góraj: Na początek chciałbym z ramienia mojej redakcji podziękować za możliwość przeprowadzenia wywiadu. Czy to Twoja pierwsza wizyta w Polsce?
Tak, zgadza się. Miałam przyjechać do Polski ubiegłej jesieni w związku z Polconem, ale niestety nie dałam rady.
Powiedz, jak odbierasz tak dużą popularność swojego dzieła poza granicami własnego kraju? Jesteś zaskoczona? A może w ogóle się nad tym nie zastanawiałaś?
Szczerze? Po latach wciąż czuję się jak asystentka, sekretarka, która odpowiada na pytania czytelników (śmiech). Momentem, który w sposób przełomowy zaważył na moim spojrzeniu jest sytuacja, gdy zobaczyłam, jak kilka osób nosiło tatuaże z tytułem mojej trylogii. To naprawdę dziwna sprawa.
Prolog drugiej części Kruczych pierścieni przeplata się z utworem Nine Inch Nails. Można to zrzucić na karb zamiłowania do zespołu Trenta Reznora, czy po prostu Ci to pasowało do kontekstu?
Tak, zdecydowanie jestem fanką! Zwłaszcza gdy dorastałam, byłam zakręcona na punkcie tej kapeli. A piosenkę, którą tam umieściłam (Ruiner – przyp. red.), uwielbiam. Choć z drugiej strony wiem, że sam Trent Reznor jej nie lubi, przez co trochę dziwnie się czuję.
W Twojej trylogii dochodzi do zderzenia trzech wielkich światów. Czy podczas pisania zdarzyło Ci się kibicować przedstawicielom któregoś z nich?
Co za fantastyczne pytanie, nikt jeszcze mi go nie zadał! Nie, ale nigdy nie lubiłam naszego, ponieważ jest nam tożsamy. To dziwne, ponieważ pierwsza cześć mówiła o Ślepych jako o zwierzętach, które trzeba zamordować. Już w drugiej części powoli zaczynamy na nie patrzeć z innej perspektywy. Trzecia część zrównuje ich z ludźmi, traktując jako odrębne społeczeństwo, a nie tylko gromadę, na którą trzeba polować.
Czy od razu rozpisałaś koncepcję rzeczonych trzech światów?
Zawsze wiedziałam, że to będzie trylogia i że będą trzy światy. Byłbyś zaskoczony, jak mało o nich wiedziałam na samym początku. Miałam oczywiście kilka podstaw, wiedziałam, że to, to i to musi się pojawić. Zdecydowanie nie polecam takiej metody pracy (śmiech).
Czyli miałaś tylko abstrakcyjne pojęcie?
Zdecydowanie tak. Praktycznie same pojedyncze punkciki, z których trzeba było stworzyć spójną historię.
Pytanie niejako powiązane z poprzednim: jaki preferujesz sposób tworzenia? Planowy, tak że już znasz zakończenie, czy też raczej popierasz metody Stephena Kinga i cenisz sobie frywolność?
Uwielbiam to pytanie, ponieważ nie wiedziałam co się stanie w Dziecku Odyna. To była pierwsza książka. Na samym początku nic nie wiesz, chcesz po prostu napisać historię. W trakcie uświadamiasz sobie, że coś jest nie tak i chcesz za każdym razem być coraz lepsza. Dopiero potem weryfikujesz sobie całość. Zatem pierwsza książka napisana jest metodami Kinga, następne są niezwykle systematyczne. Kolejne moje dzieła także prawdopodobnie zostaną stworzone w ten drugi sposób. Ludzie są różni, znam kilku autorów, ale wydaje mi się, że ktoś taki jak King, ze swoją wiedzą i doświadczeniem, w trakcie tworzenia ma już w głowie wszystko, co najważniejsze. Kiedyś podchodziłam do tego bardziej romantycznie. Wielu mnie nieraz pyta, czy nie jest to nudne, tworzyć coś, co się już zna. Nie zdają sobie sprawy z tego, jaki stres dopada pisarza, gdy nie ma całego planu. Ludzie boją się, gdy coś jest niedokończone, boją się, że tego nie skończą, bo nie starczy im czasu czy też wena nie dopisze. Więc nie, to nie jest nudne. Bardziej pozwala się na spokojnie skupić na pracy, z rozrysowaną koncepcją.
Zobacz również: Siri Pettersen - Zgnilizna - recenzja
A jak sobie na ogół radzisz z deadline’ami? Czy jest to dla Ciebie problem, gdy wydawca wymaga od Ciebie zwiększenia tempa, czy szybko dostosowujesz się do sytuacji?
Moi wydawcy nigdy mnie na szczęście nie popędzają. Traktują książki jako pracę, produkt. W środowisku wydawców to pewna zasada - nie popędzać. Pisanie trylogii jest łatwiejsze, niż pojedynczych książek. Wbrew pozorom, jest większy spokój. Podczas jednej z naszych rozmów, gdy był czas na dyskusje o kolejnej części, mój wydawca potrafił subtelnie powiedzieć o sprawach kontynuacji, nie nazywając tej kwestii literalnie (śmiech). Nie mam więc problemów z deadline’ami.
A którą część Kruczych pierścieni pisało Ci się najtrudniej? I dla przeciwwagi, z którą miałaś najmniej problemów?
Najtrudniejsza była pierwsza część, ponieważ nie wiedziałam na początku, jak to wygląda. Najłatwiejsza była ostatnia, ponieważ miałam już skompletowane wszelkie narzędzia. Choć samo pytanie jest dość trudne, ponieważ w sumie druga część też była sporym wyzwaniem, jako że potrzebny był research – w końcu akcja rozgrywa się tam w naszym świecie. George R.R. Martin wspominał coś o tym, że kiedy piszesz fantasy, nikt nie będzie sprawdzał dokładnie realiów świata przedstawionego, w przeciwieństwie do realnej prozy, gdzie mogą cię rozliczyć za byle szczegóły. Nie wiem, jak to robią pisarze kryminałów. To nudne. Z drugiej strony paradoksalnie najbardziej podoba mi się także ta druga część. Ostatecznie zaś każda część jest na swój sposób trudna. Pierwsza, jak mówiłam, była bardzo kłopotliwa, przez wzgląd na to, że trzeba było sobie dopiero wyrobić pisanie; druga przez research związany z realnym światem; trzecia z kolei była najprostsza do poukładania, ale tam szkopuł polegał na wygórowanych oczekiwaniach, jakie czytelnicy mieli wobec tej książki.
Planujesz napisać coś jeszcze w uniwersum Kruczych pierścieni, czy to już zamknięty rozdział?
Tak, ponieważ planuje nową trylogię w tym uniwersum! Będą nowe postacie, ale Krucze pierścienie będą kluczowe. Wiem, że Graal będzie miał istotną rolę. I na pewno historia Rimego i Hirki jest już zamknięta.
Czyli w zasadzie to zupełnie nowy cykl?
Tak. Nowa seria to nowy setting, ale dwie rzeczy będą to szczególnie łączyć: wspomniane Krucze pierścienie oraz krew Ślepych.
W jednym z wywiadów mówiłaś, że gdyby kręcono film na podstawie Kruczych pierścieni, chciałabyś, żeby Urda zagrał Mads Mikkelsen. Czy masz jakieś jeszcze konkretne życzenia co do obsadzenia swoich bohaterów?
Cóż, nade wszystko bardzo chciałabym Mikkelsena (śmiech). Jego brat Lars byłby świetnym Darkdraggarem. Nie mam pojęcia, kto mógłby się wcielić w Hirkę i Rimego. Z nimi dodatkowo byłby problem czasu. Rime i Hirka to jeszcze młode, dorastające postacie, w konkretnym wieku. Sama produkcja filmów mogłaby trwać latami, przez ten czas bohaterowie mogliby dorosnąć już tak, że gdzieś w trakcie zdjęć mogliby przestać pasować, no i byłby problem. Na początku otrzymałam mnóstwo maili od nastolatek, które chciały zostać wytypowane do ról Hirki. Musiałam dać więc wiele mało przyjemnych odpowiedzi.
Zobacz również: Siri Pettersen - Evna - recenzja
Komiks czy książka? Który sposób wyrażania swojej twórczości pociąga Cię bardziej?
Uwielbiam historie, więc mniej mnie interesuje, co jest tworzywem. Dziecko Odyna w założeniach miało bardziej zbliżoną konwencję do fantasy, w tradycyjnym tego słowa znaczeniu, z tego też względu mogło być na początku komiksem. Ale sama historia stawała się coraz dłuższa i ostatecznie poszłam w powieść.
Masz jeszcze jakieś konkretne plany zawodowe, oprócz pisania?
Chyba… nie (śmiech). Ale może scenarzystka filmów na podstawie moich książek? Ewentualnie design, bo jest to część mojego wykształcenia. To też mogłoby być związane z kwestią filmu. Ale poza tym pisarstwo. Przede wszystkim pisarstwo.
Poruszasz się w bardzo trudnym dziś gatunku, jeżeli chodzi o oryginalne podejście. Zgodzisz się ze mną? Co poradziłabyś początkującym pisarzom fantasy, aby mieli szansę stworzyć coś oryginalnego?
To niezwykle trudne, wyrwać się z konwencji. Sama wcześniej więcej grałam w gry komputerowe, czytałam komiksy, więc czerpałam doświadczenie z innych źródeł. Jestem zdania, że wciąż można pisać np. o wampirach i być w tym oryginalnym, tylko musisz mieć na to własny pomysł. Gdy piszesz o wampirach, jako tradycyjnych „krwiożłopach”, mało prawdopodobne jest stworzenie czegoś świeżego. Stwórz znaną historię na własną modłę. Im bardziej coś jest typowe, tym lepsze musi być to, co tworzysz. Znajduj inny sposób. To właśnie lubię, gdy czytam coś w konwencji starej jak świat.
Dziękuję bardzo za rozmowę.
Ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe
Miłośnik literatury (w szczególności klasycznej i szeroko pojętej fantastyki), kina, komiksów i paru innych rzeczy. Jeżeli chodzi o filmy i seriale, nie preferuje konkretnego gatunku. Zazwyczaj ceni pozycje, które dobrze wpisują się w daną konwencję.