Movies Room - Najlepszy portal filmowy w uniwersum

"Gdyby zmusić Szumowską, żeby nakręciła komedię romantyczną..." - Rozmawiamy z Maciejem Stuhrem na premierze Planety Singli 2!

Autor: Łukasz Kołakowski
8 listopada 2018

Planeta singli 2 w kinach od jutra, jednak to już w poniedziałek w warszawskich Złotych Tarasach odbyła się uroczysta premiera filmu. Premiera, w której, dzięki uprzejmości Kino Świat, dystrybutora filmu, mieliśmy okazję uczestniczyć. Była ona okazją aby porozmawiać z gwiazdami produkcji, w tym z grającym głównego bohatera Maciejem Stuhrem. Aktor w krótkim wywiadzie udzielił nam kilka bardzo ciekawych odpowiedzi. Rozmowę przeprowadziliśmy wraz z Kamilem z portalu W tonacji kultury (dalej w tekście jako WTK), który możecie podejrzeć tutaj. Oprócz niego rozmówcami aktora byli Jan Tracz i Łukasz Kołakowski.

WTK:Tomek mocno się zmienia w drugiej części w porównaniu do pierwszej... Maciej Stuhr: Jeśli tę pierwszą kończysz na białym koniu, zakutym w żelastwo, to już nic nie będzie takie samo. Konsekwencje tych wydarzeń są dla mojego bohatera tragiczne. Zostaje uziemiony przez niewiastę, jednak tak łatwo się nie poddaje. Nie chcę tutaj zdradzać fabuły, jednak Tomek Wilczyński troszkę się wierzga, a troszkę dostaje po nosie, żeby wytrącić widza z dobrego samopoczucia, ale też dostarczyć mu sporą porcję godziwej rozrywki. WTK: Ale pomiędzy Tomkiem a Anią mocno iskrzy... Na tym polega ten związek. To nie jest harmonijna, romantyczna i sielankowa miłość. Oni bez przerwy się ze sobą ścierają i strasznie ciężko jest im wspólnie ułożyć klocki tej układanki, jednak okazuje się, że kiedy jednego nie ma obok drugiego, to również im źle. Trudno razem i trudno bez siebie. Takie to wiązanie.
planeta singli premiera
fot. Jan Wasilewski
WTK: Tomek w tej części pokazuje też zazdrość. Co prawda stara się nie dopuszczać jej do głosu, jednak gdzieś tam cały czas ją widać. Czy Pan też czasem odczuwa zazdrość? Na szczęście to uczucie jest mi raczej obce, nie doświadczyłem go za dużo w życiu. A mówię na szczęście, bo uważam to je za bardzo destrukcyjne, mogące zrobić wiele szkód w związku. Może jakaś mała, na poziomie 0,1% nutka zazdrości, jeśli się pojawi, to jest okej, bo świadczy o tym, że ludziom wciąż na sobie zależy, natomiast ważne jest, żeby nie przekraczała pewnej granicy, za którą rodzi się destrukcja.

Zobacz również: Planeta singli 2 - recenzja kontynuacji przebojowej komedii romantycznej

ŁK: Powiedział Pan kiedyś, że kino komercyjne na poziomie zrobić jest nawet trudniej od tego bardziej artystycznego... Rzeczywiście tak powiedziałem, ale chciałbym od razu doprecyzować... ŁK: Właśnie o to doprecyzowanie chciałem zapytać. Oczywiście nie chcę ujmować największym artystycznym filmom ich rangi. Bycie artystą na najwyższym poziomie to najwyższa szkoła jazdy i to muszę bardzo wyraźnie zaznaczyć. Natomiast uważam, że tworzyć kino gatunkowe, w największym stopniu, no może oprócz horroru, takie jak komedia romantyczna, to bardzo techniczna umiejętność. Nie wystarczy  mieć artystycznej duszy, postawić kamerę i kręcić, to co nam w duszy gra. Trzeba jeszcze znać filmowy alfabet od a do z. Jeśli chociaż jedną literkę pominiemy albo umieścimy w złej kolejności, zdezorietujemy widzów i taka komedia romantyczna im się nie spodoba. Na tym polega wielka trudność w kręceniu stricte gatunkowych filmów, takich jak western, horror czy komedia romantyczna. Widz przychodzi zobaczyć coś bardzo konkretnego, a jak pokażesz mu coś innego, to będzie raczej niezadowolony. Jednocześnie jednak chciałby być czymś zaskoczony, więc te klocki, które zna, trzeba ułożyć w nieco inny sposób. Są one jednak bardzo precyzyjnie sformatowane i układanie ich wymaga kolosalnej wiedzy, której czasami artyści kina nie mają, a właściwie ona ich nie interesuje. Gdybyśmy pogadali np. z Gośką Szumowską, to wyśmiałaby nas, powiedziałaby: Odpier****ie się ode mnie, będe robić jak będe chciała, stawiamy kamerę, robimy po mojemu i tyle. To jest jej wielkie prawo. Nie odmawiam jej tego. Gdyby jednak Szumowską zmusić, żeby nakręciła komedię romantyczną... ŁK: Wyobraziłem to sobie przez chwilę (śmiech)... Nigdy by się na to nie zgodziła, jednak najpierw musiałaby się na trzy lata zamknąć z dziesiątkami podręczników i wszystkiego się nauczyć.
Planeta singli 2 premiera
fot. Jan Wasilewski

Zobacz również: Fuga – oficjalny zwiastun filmu Agnieszki Smoczyńskiej

JT: Wspomniał Pan o zaskoczeniu. Teraz mamy sequel, więc widza trzeba zaskoczyć po raz kolejny... ... a jednocześnie nie za bardzo. Pamiętam na przykład moje doświadczenia w Belfrze, gdzie też chcieliśmy zaskoczyć widzów i scenarzyści przekroczyli granicę na tyle, że nagle fani pierwszej części powiedzieli: To nie to! Nie na to się umawialiśmy. Trzeba się mocno nagimnastykować, żeby zaskoczyć jeszcze raz. Część widzów chce zobaczyć coś podobnego, część coś innego, więc zawsze ktoś będzie niezadowolony. Kręcenie kontynuacji jest więc przeważnie obarczone dużym ryzykiem. JT: Notabene uważa więc Pan, że ciężej nakręcić sequel niż pierwszą część? Łatwiej jest już za to z trójką, bo przy niej wiemy już, że jest to pewnego rodzaju serial i możemy pozwolić sobie na więcej. Ta druga jest jednak dla odbioru całości kluczowa. WTK: Polskie komedie romantyczne nie mają ostatnio za dobrej opinii. Planeta singli to jednak według mnie film, do którego można chętnie wrócić. Czy trudno jest nakręcić dobrą komedię romantyczną w Polsce? Od tego właśnie zaczęła się moja przygoda z producentami. Przyszli do mnie i powiedzieli: Chcemy nakręcić komedię romantyczną, jakiej w Polsce nie było. Żeby była super śmieszna i wzruszała widzów. Odparłem: Ale wiecie, że to prawie niemożliwe? Widziałem tych komedii kilkanaście i właściwie tylko kilka było zaledwie przyzwoitych, ale to wszystko. A oni na to: Wiemy, ale będziemy tak długo pracować nad scenariuszem, póki nie uzyskamy pewności, że chcemy z tym stanąć na planie. Stwierzdziłem, że macie mnie na pokładzie, jeżeli Wam się to uda. Chcę nakręcić dobrą polską komedię romantyczną, mimo że brzmi to jak oksymoron.

Zobacz również: Juliusz - recenzja polskiej komedii!

Planeta singli 2
fot. Maciej Zdunowski / Gigant films
WTK: Jakie cechy Tomka chciałby Pan mieć? W sumie ciesze się, że nie jestem Tomkiem Wilczyńskim. Ta rola to taka moja fantazja na temat tego, kim mógłbym być, gdybym wybrał nieco inną drogę swojej kariery, gdybym poszedł w telewizję, gdybym był bardziej prezenterem, gdybym tak chętnie się nie żenił, a raczej skakał z kwiatka na kwiatek. Po przygodach z tym bohaterem, którego bardzo lubię i bardzo fajnie że mogłem kogoś takiego zagrać, upewniam się że moje wybory życiowe były tymi, których chciałem dokonać. ŁK: Wracając do trzeciej części i serii komedii romantycznych,w Polsce mamy głównie dwie, a obie nieodłącznie kojarzą się z Pana nazwiskiem. Jeden pokład jednak już Pan opuścił, cały czas płynąc na drugim. Skąd ta decyzja? Powiem szczerze, że trochę niezręcznie jest mi o filmie Listy do M. mówić. Byłem bardzo związany z tym projektem. Myślę, że pierwsza część była całkiem przyzwoita, jednak w przypadku drugiej chciałbym, żeby była lepsza. W związku z tym wiedząc, że szykują się już plany na rozliczne kontynuacje Planety singli, stwierdziłem, że co za dużo to niezdrowo. Listy do M. są historią wielowątkową i tutaj brak jednego z bohaterów specjalnie nie zaboli. Planeta opiera się w dużej mierze na naszej dwójce. Dlatego też postawiłem na kartę. Czas pokaże, czy będę tego żałował.
Planeta singli 2
fot. Maciej Zdunowski / Gigant films

Zobacz również: 1983 – mamy oficjalny zwiastun polskiego serialu Netflixa!

JT: W pierwszej części dostajemy obraz postaci Tomka jako aroganta, troszkę nieprzyjemnej dla innych persony. Przechodzi jakąś metamorfozę, jednak w dwójce wydaję się być znowu tym samym bohaterem, co na początku drogi. Jak widz ma to kupić drugi raz? Myślę, że jednak będzie Pan zaskoczony kilkoma rozwiązaniami. Dbaliśmy o to, żeby nie powtarzać tych samych schematów. Jest może jeden wyjątek, jednak nie chce mówić jakim, może widzowie sami go odkryją, jednak opowiadamy troszeczkę inną historię, a bohaterowie są w innym miejscu życia. Ten obraz bohaterów, który pożegnaliśmy, dość szybko wywraca się do góry nogami. Krótko mówiąc, mocno pracowaliśmy nad tym, aby widz nie odczuł tego, czego Pan się obawia. Dziękujemy bardzo za rozmowę. Również dziękuję. ilustracja wprowadzenia: Jan Wasilewski

Od 2015 w Movies Room, od 2018 odpowiedzialny za działalność działu recenzji filmowych. Uwielbia Wesele Smarzowskiego, animacje Pixara i Breaking Bad. A, no i zawsze kiedy warto, broni polskiego kina. Kontakt pod [email protected]

Komentarze (0)
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.