Już od 23.02 na antenie TVN mogliśmy obejrzeć nowy sezon hitowego reality show – ,,The Traitors: Zdrajcy”. Z tej okazji mogliśmy porozmawiać, z prowadzącą program – Malwiną Wędzikowską na temat najnowszego sezonu i o tym jak intuicja może zawieść każdego.
Skąd w ogóle pomysł na prowadzenie The Traitors? Jak się Pani znalazła w programie?
Myślę, że nie byłoby mnie tu, gdzie jestem, gdyby nie wcześniejsze programy, w których brałam udział. Ponad dwa lata temu otrzymałam zapytanie, czy nie chciałabym wziąć udziału w eksperymencie społecznym z moją mamą. Program nosił tytuł "Rzeczy, których nie nauczyła mnie matka" i był realizowany dla Stacji TTV. Bez większego zastanowienia, bez doświadczenia i nie oglądając wcześniej tej produkcji, zgodziłam się. Spędziłyśmy z mamą dwa tygodnie w ponad 200-letniej mazurskiej chacie, należącej wcześniej do mojego świętej pamięci dziadka.
Powstał z tego program, który otworzył dyskusję na temat relacji matki i córki. Dwie bliskie sobie osoby zamknięte pod jednym dachem, rozmawiające o relacjach – to stworzyło bardzo ciekawą płaszczyznę do przyjrzenia się tym skomplikowanym zależnościom, burzyły one dotychczasowy mit „przyjaciółek”. To była dla mnie i mojej mamy bardzo trudne zdjęcia, ale niedługo po emisji dostałyśmy z mamą zaproszenie do odcinka "Ugotowanych" dla TVN.
Po emisji tego programu dostałam telefon ze stacji TVN – trwał casting na prowadzącego nowy, fascynujący format. Było to owiane tajemnicą, ale zaproponowano mi obejrzenie teasera brytyjskiej wersji. Pamiętam, że akurat jechałam do mojej mamy do Łodzi, więc zjechałam na pobocze z czystej ciekawości. Po obejrzeniu teasera zakochałam się w tym formacie. Zobaczyłam program, który był nowatorski, dynamiczny i kompletnie inny od tego, co było dostępne w telewizji. Marzyłam o tym, by wziąć udział w castingu, przygotować się i go wygrać. I tak też się stało.
Robię taką długą parabolę odpowiadając na Pani pytanie, pragnąc podkreślić,że początki każdej wielkiej rzeczy są skromne. Moja droga w telewizji zaczęła się od mniejszych programów. Zaczynałam od pracy za kamerą, jako kostiumograf, a teraz prowadzę jeden z największych formatów telewizyjnych, który stał się światowym hitem, a w zeszłym sezonie odniósł sukces także w Polsce. Tę ścieżkę do sukcesu musiałam sobie wydeptać.
A czy przygotowywała się Pani w jakiś szczególny sposób do roli prowadzącej "The Traitors"? Oglądając inne edycje?
Nie miałam na to zbyt wiele czasu, bo casting ogłoszono kilkanaście dni przed wylotem do Belgii. Wzięłam więc cały mój dotychczasowy warsztat i podążyłam za intuicją.
Wydawanie poleceń zawsze przychodziło mi naturalnie. Całe moje zawodowe życie polegało na organizacji produkcji i nadzorowaniu pracy zespołów, często pod presją czasu. Jako kostiumograf jednocześnie pracowałam nad wieloma projektami, co nauczyło mnie komunikacji za pomocą prostych, skutecznych poleceń. To doświadczenie bardzo mi się przydało – na planie "The Traitors. Zdrajcy" wydawanie instrukcji uczestnikom podczas misji było dla mnie czymś zupełnie naturalnym.
Rozmowy z ludźmi to również moja codzienność. We wcześniejszych programach opierałam swoją pracę na wywiadach i budowaniu relacji. Nawet jako kostiumograf musiałam wsłuchiwać się w potrzeby artystów i aktorów, pomagając im czuć się komfortowo w swoich rolach. Podobnie jest w "The Traitors" – moim zadaniem jest obserwacja uczestników, ale jednocześnie zachowanie bezstronności. Nie mogę faworyzować żadnego z nich, każdy musi czuć się na równi traktowany.
I oczywiście dochodzi do tego budowanie atmosfery napięcia. Zamknięte środowisko, uczestnicy niepewni swoich ról, tajemniczość – to wszystko naturalnie tworzy aurę niepokoju. Moim zadaniem było to podbić i nadać temu właściwy ton. W pewnym sensie można powiedzieć, że to zadanie aktorskie, choć dla mnie to po prostu wyczucie nastrojów w grupie i odpowiednie nimi modulowanie. To wszystko jest fascynujące, ale również bardzo wyczerpujące.
Czy trudno jest zachować neutralność wobec uczestników podczas programu?
Dla mnie nie, ponieważ w człowieku fascynuje mnie jego motyw i sposób zachowania. Jestem osobą empatyczną, która wykonała dużą pracę nad sobą. Od kilku lat uczestniczę w terapii grupowej, gdzie uczę się słuchać różnych historii i dramatów ludzkich. To pozwala mi lepiej rozumieć zachowania, które na pierwszy rzut oka mogą wydawać się szalone, odpychające czy nawet podłe. Często wynika to z lęku lub mechanizmów obronnych, które ktoś wytworzył, by przetrwać. Staram się więc nie oceniać uczestników, lecz ich rozumieć i im współczuć.
To ułatwia mi pracę, choć czasami podczas obrad okrągłego stołu zdarza mi się za długo patrzeć na osobę, która ciekawie mówi lub w interesujący sposób przechodzi do kontrataku innego uczestnika. Wtedy muszę się kontrolować i poświęcać każdemu równą uwagę. Dodatkowo, nie wszyscy uczestnicy siedzą do mnie przodem – zwłaszcza na początku, gdy są w komplecie. Staram się zatem nadrabiać kontakt wzrokowy podczas misji.
Jestem świadoma i skrupulatnie dbam o swoją postawę, aby nie zdradzić niczego uczestnikom, bo przecież posiadam wiedzę o ich rolach. To wymaga samodyscypliny i precyzji w zachowaniu.
Czy można określić cechy idealnego zdrajcy?
Wydaje się, że tak. Taka osoba musi być piekielnie inteligentna, doskonale zapamiętywać fakty i mieć pełną kontrolę nad swoimi emocjami oraz gestykulacją. Kluczowe jest oszukanie własnego umysłu – zdrajca musi uwierzyć, że jest lojalny, choć w rzeczywistości działa przeciwko grupie.
Człowiek jest leniwy, więc trzeba oszukać swój umysł, by nie poprzestawał na poszukiwaniach zdrajcy będac zdrajcą.
Aby być niedoścignionym zdrajcą, trzeba powstrzymywać własne ego przed wyróżnianiem się z tłumu. Każde zbędne działanie czy niepotrzebna uwaga mogą prowadzić do dekonspiracji. Idealny zdrajca jest jak spokojna tafla oceanu – niewzruszony, niezauważalny, nieprzewidywalny. To wymaga stałej, całodobowej kontroli swoich zachowań i reakcji.
Jednak zdrada wiąże się również z akceptacją brutalnych zasad gry. Co noc ktoś lojalny zostaje „odpalony”, a w tej rozgrywce nie ma miejsca na sentymenty. Zdrajca musi patrzeć na ludzi przedmiotowo, traktować ich jako kolejne szczeble, po których wspina się po drabinie sukcesu. Bezwzględność staje się fundamentem jego przetrwania.
Czy łatwiej jest być zdrajcą, czy lojalnym?
Osobiście nie chciałabym być ofiarą. Świadomość, że w każdej chwili mogę zostać zamordowana, wydaje się nie do zniesienia. Lojalni funkcjonują w nieustannej pułapce, żyją w poczuciu osaczenia i niepewności.
Zdrajcy wydają się mieć pewną przewagę psychiczną – to oni polują, a nie są ścigani. Choć również mogą zostać zdemaskowani i zginąć, ale przynajmniej przez chwilę mają poczucie kontroli. W tej grze nie ma miejsca na przerwy czy chwilę odprężenia – każda sekunda może być decydująca.
Co mnie zaskoczyło? Lojalni nie zawsze okazują lojalność, a zdrajcy bywają niezwykle wierni swoim sojusznikom. Szybko też zauważyłam, że grupa podzieliła się na dwa obozy – młodych i starszych. Czy to pomoże w grze? Raczej nie. Takie stereotypowe podziały mogą jedynie rozpraszać i odwracać uwagę od głównego celu. Widać, jak bardzo jesteśmy uwarunkowani przez społeczne klisze – że młody oznacza mniej doświadczony, a profesor zawsze będzie mądrzejszy. Tymczasem warto czasem posłuchać młodego, bo może powiedzieć coś, czego nikt się nie spodziewa.
Czyli tam nie można mówić o żadnych mechanizmach społecznych czy psychologicznych, które ujawniają się w trakcie gry?
No właśnie – można. Jeśli grupa starszych graczy zasadza się na młodszych, bo uważa ich za niepoważnych, to już jest jakiś mechanizm społeczny, prawda? A może to właśnie młodszy gracz, pozbawiony takich naleciałości i doświadczeń, ma lepszą intuicję?
Jeśli ktoś na przykład zbyt często drapie się za uchem albo nerwowo porusza się między pokojami, za bardzo węszy – to już może być sygnał. W zasadzie wszystko może być sygnałem.
A wyobrażała sobie Pani siebie jako uczestniczkę programu?
Przyznam szczerze, że nie wiem, czy psychicznie bym to udźwignęła. To jest jednak ogromna presja, prawdziwe polowanie bez trzymanki. Mam zdecydowanie najwygodniejszą perspektywę – mogę zarządzać i obserwować. Być bezstronnym obserwatorem i nie ponosić za to żadnych konsekwencji.
Czy są sposoby, dzięki którym uczestnicy radzą sobie z presją i niepewnością nocy polowania?
Nie radzą sobie. Płaczą, wpadają w panikę, stają się agresywni, zmieniają zdanie, podważają własny racjonalny umysł. W tej grze to widać bardzo wyraźnie – ludzie naprawdę zaczynają wariować. Podejrzewają przyjaciół, którym ufali bezgranicznie, a potem nagle, podczas obrad okrągłego stołu, podważają wszystko, bo już sami sobie nie ufają.
A jak wygląda porównanie obu sezonów? W którym było więcej emocji?
Według mnie uczestnicy drugiej edycji odrobili lekcję z pierwszego sezonu i przestali kurczowo trzymać się swojego wizerunku. Przestali myśleć: Co o mnie powiedzą? Co pomyślą? Jak zostanę odebrany, jeśli kogoś zdradzę albo wbiję nóż w plecy? Zaczęli rozumieć, na czym naprawdę polega ta gra – że lojalność nie jest cechą, która prowadzi do zwycięstwa. Trzeba być przebiegłym i cały czas trzymać się na baczności - doskonale zapamiętywać fakty i wiedzieć, co komu się mówi.
Czy prowadzenie programu zmieniło Pani spojrzenie na ludzkie zachowania?
Funkcjonuję w show-biznesie od wielu, wielu lat i choć świadomie podjęłam decyzję, by obserwować go z tylnego siedzenia – zamiast brać udział w dramach i awanturach – to myślę, że już dawno zgromadziłam solidne kompendium wiedzy o tym, jak bezinteresownie okrutny potrafi być człowiek. A tutaj? To przecież tylko gra. Uczestnicy jedynie odtwarzają pewne schematy zachowań, które ja już wielokrotnie widziałam. I myślę, że nic nie jest w stanie mnie zaskoczyć.
Jak opisałaby Pani nowy sezon "The Traitors" w trzech słowach?
W trzech słowach? Mroczny, bezwzględny i każdy dostanie na koniec to, na co zasłużył.
Kurczę, tym bardziej czekam z niecierpliwością. Bardzo dziękuję za rozmowę!
Ja również dziękuję i zachęcam do oglądania!
Ilustracja wprowadzająca: Materiał Prasowy
Entuzjastka literatury i kina. Wielbicielka odkrywania nowych seriali oraz filmów. Poza tym ogromna fanka Formuły 1 i Disneya