Jurek Kulej to postać, którą naszemu pokoleniu trudno jest podziwiać. Jego działalność sportowa nie dość, że przypada na czasy nawet nie naszych rodziców, a dziadków, to jeszcze nie jest odpowiednio udokumentowana. Niewiele jest materiałów archiwalnych, które pomogą nam odświeżyć jego sukcesy. Dla fanów boksu film o dwukrotnym złotym medaliście olimpijskim będzie świętem, receptą na pokazanie go szerszej widowni musi być jednak konkretna jakość. Pierwsi widzowie zgotowali filmowi Xawerego Żuławskiego głębokie oklaski, co może wskazywać, że patent ten został odnaleziony.
Przepis ten jest wydawałoby się dość prosty. Kulej. Dwie strony medalu to klasyczna biografia, tylko w każdym elemencie zrobiona po prostu bardzo dobrze. Wybiera sobie ważny dla życia bohatera wycinek i daje radę sportretować postać z jej wszystkimi szarościami. Rozpoczyna się jak film biograficzny z cyklu od kołyski aż po grób, z narracją z offu Andrzeja Chyry, który wciela się w rolę legendarnego trenera Feliksa Papy Stamma. Szybko jednak przeskakujemy do walki, która zacznie wielką karierę i popularność pięściarza, tej o złoty medal na igrzyskach w 1964 roku w Tokio. Po sukcesie widzimy całą ekipę reprezentującą kraj w boksie, która wraca do Polski po absolutnie historycznym sukcesie. Samo pięściarstwo przyniosło wtedy 7 medali. Ostatni został wywalczony właśnie przez Kuleja, który jako jeden z najmłodszych przedstawicieli kadry olimpijskiej myślami jedzie już na kolejne igrzyska, w 1968 do Meksyku. Przez 4 lata jednak w życiu sportowca może zdarzyć się naprawdę wiele.
Mnóstwo wątków w karierze i życiu Kuleja wpływa na to, jaką był postacią i pomieszczenie tego w jednym filmie jest niezwykle trudnym zadaniem. Udaje się jednak ono także poprzez wzięcie tylko wspomnianego wycinka z biografii Kuleja. Raz, że są to czasy najbardziej burzliwe a dwa, że właśnie podczas nich także w kraju wydarzyły się rzeczy, przez które łatwiej nadać filmowi interesujący kontekst historyczny. Ważnym wątkiem jest Jurek milicjant, któremu zaraz po powrocie z Japonii pułkownik Milicji Obywatelskiej daje awans oraz własny pluton. Od tej pory Sikorski (Tomasz Kot), staje się w życiu Jerzego bardzo ważny. I choć można mieć zarzuty do tego, jak niewiele jest samej służby, to sama dynamika relacji wprowadza do filmu wiele.
Jest to jednak dynamika nie tylko Jurka, ale też Heleny, bo kolejnym zwycięstwem i dobrą decyzją twórców jest ustawienie żony głównego bohatera w jednym szeregu. W dodatku ma to miejsce wraz z rozwojem bohaterki. Michalina Olszańska jako Helena Kulej swoją pozycję w tym filmie odważnie wywalczyła, wychodząc od Pani domu do niezależnej kobiety, która pokierowała karierą Jurka i bez której naprawdę nie byłby on w miejscu, do którego dotarł. Wymowna jest scena z Balu Mistrzów Sportu, w której główną nagrodę (co prawda za wygląd, ale jednak, takie czasy), zgarnęła żona, a nie pewny siebie Jurek (btw karty historii mówią, że nie był wtedy nawet w top 10). Ona wchodzi na scenę jako gwiazda wieczoru, on natomiast cały czas musi dorastać do niej, tak samo jak do ringowych osiągnięć. Rzadko zdarza się, aby udało się wypracować dwie tak wyraziste postacie na pierwszym planie, jednak Druga strona medalu nie jest biografią Kuleja. Jest biografią Kulejów.
Nie przeszkadza to jednak błyszczeć Tomkowi Włosokowi w głównej roli. Patrząc na niego i na to, jak wielką pracę wykonał , cały czas przez głowę przechodziła mi myśl, czy nie jest to aby w tym momencie najlepszy polski aktor. Nie chcąc być kontrowersyjnym zostawię go w ścisłym topie i zacznę o tej roli. Jest ona fantastyczna na wielu poziomach. Od pierwszych scen, w którym widzimy młodego nie do końca rozgarniętego młodzieńca, zwyczajnie zajaranego tym, że przed chwilą był w Japonii i miał jeszcze jakiś sukces, do w dalszym ciągu ulegającego pokusom, ale też zawziętego w dążeniu do sportowego celu człowieka. Świetnie wypada w tańcu, w życiu i na ringu, słowem właściwie w każdej scenie. Będzie obok Marcina Dorocińskiego głównym kandydatem do nagrody za pierwszy plan.
W latach 60. boks, także olimpijski, był jak właściwie każda dyscyplina, zupełnie innym sportem. Nie jestem żadnym specjalistą, ale z tych materiałów archiwalnych, które są dostępne, można wyciągnąć kilka wniosków. Walki wydawały się dużo bardziej statyczne, w większej mierze opierały się o wytrzymałość i o długie, szybkie serie ciosów. Nad tym, aby ten boks ekranowy do realnego z tamtych czasów upodobnić twórcy, jak twierdzi Tomasz Włosok, pracowali bardzo długo i ten efekt jest przeniesiony na ekran. Oprócz tego że starcia są pieczołowicie oddane, to również nieźle, efektownie nakręcone. Nie znając z kart historii ich rezultatu można się naprawdę nieźle rozemocjonować. Prawie tak, jak w przypadku tej najważniejszej, kulminacyjnej sceny, która jest ekranizacją słynnej anegdoty o jedynym nokaucie w życiu Kuleja, zaserwowanym mu przez Helenę. To tam jest dialog definiujący film i relację małżeńską. Podany w piękny sposób, bez patosu, a wręcz z przymrużeniem oka.
Takie biografie, gdy powstają w Stanach, mają nominacje do wszystkich największych nagród w sezonie, a ich główny aktor kończy z Oscarem za rolę pierwszoplanową. Można tu znaleźć niedociągnięcia, ocenić kilka wątków jako niedopowiedziane i znaleźć parę luk, jednak całościowo uważam Kuleja za sukces. Taki, który połączyć może zarówno fanów, jak i zwykłych widzów. Długie oklaski na uroczystym pokazie mogły o tym świadczyć. Tak samo, jak świadczyć będzie nagroda publiczności w Gdyni, do której otrzymania Kuleja typuję. Możecie robić screeny.
Od 2015 w Movies Room, od 2018 odpowiedzialny za działalność działu recenzji filmowych. Uwielbia Wesele Smarzowskiego, animacje Pixara i Breaking Bad. A, no i zawsze kiedy warto, broni polskiego kina. Kontakt pod [email protected]