Movies Room - Najlepszy portal filmowy w uniwersum

Wielka rozrywka w SkyShowtime!

Przysięga Ireny - recenzja filmu! Bohaterka bez peleryny

Autor: Mikołaj Lipkowski
19 kwietnia 2024
Przysięga Ireny - recenzja filmu! Bohaterka bez peleryny

Tematyka II Wojny Światowej jest mi znana bardzo dobrze. Nie ma co się dziwić, jak w domu ma się dwójkę historyków, którzy zaszczepili mi fascynację nią, głównie najnowszą z okresu 1939-1989. Postać Ireny Gut nie jest mi obca, a oczekiwania do filmu Przysięga Ireny miałem naprawdę wysokie, ale towarzyszyło mi też lekkie uprzedzenie. Dlaczego? W filmie dialogi są po angielsku. Czy to jednak powód, by kanadyjsko-polską produkcję skreślać? Dziś rocznica powstania w getcie warszawskim, więc idealna okazja na premierę tegoż filmu.

Przysięga Ireny przedstawia historię wspomnianej Ireny Gut, która była gospodynią u majora Wehrmachtu Eduarda Rügemera w jego willi w Tarnopolu. Historia jak każda inna? Otóż nie. Gospodyni chowała w tej willi grupę Żydów, by uchronić ich przed eksterminacją z rąk niemieckich nazistów. Jak dobrze wiemy - rzekomi Aryjczycy nienawidzili nacji żydowskiej, a każdy kto ich ukrywał - mógł żegnać się z życiem. Motyw w polskim kinie bardzo popularny i można powiedzieć, że oklepany. 

Wojna to straszna sprawa

Zacznę może od plusów. Film potrafi poruszyć. Jestem osobą, którą w filmach mało co rusza. Może poza cierpieniem zwierząt. Wszystkie te płaczące dzieci czy śmierci kochanków absolutnie nie wywołują we mnie ani kropli łzy. W Przysiędze Ireny jednak czułem współczucie dla ofiar II Wojny Światowej. Ból, który wylewa się z twarzy polskich Żydów wzmógł we mnie ogromne emocje. Nie bierzmy oczywiście pod uwagę dzisiejszych wydarzeń konfliktu Izraela z Palestyną, bo to kontrowersyjny temat i niepowiązany z tematyką filmu. Tu byli inni Żydzi. Umierający za niewinność. Między innymi zmuszeni do pracy jako krawcy, nie mający bladego pojęcia o tym. Czym karano ich za błędy w szyciu? Oczywiście śmiercią. Irena Gut to szlachetna postać, od której dzisiejsza młodzież mogłaby się wiele nauczyć. Ukrywanie Żydów w czasach II Wojny Światowej to było większym heroizmem niż dzisiejsze malowanie ośmiu gwiazdek czy wyzywanie obecnego premiera czerwonym Niemcem. To pokazuje ten film. Spryt, odwagę i możliwe konsekwencje za swe czyny. 

Na emocjach gra też przedstawienie tego, jak brutalni byli niemieccy żołnierze. Przytoczmy dwie sceny. W jednej z nich jest łapanka na targu, gdzie Irenie i pewnej pani udaje się uciec w zaułek do pustostanu. Z góry obie obserwują co Niemcy robią z Żydami i Polakami, jak zaganiają ich w kozi róg. Wśród tłumu jest kobieta, która ma na ręce dziecko, niemowlaka. Esesman Richard Rokita bierze to dziecko na ręce i zabija je na oczach matki tego niemowlaka. Rozgniata mu butem czaszkę. Chwile później Irena widzi go na balu u Rügemera jak ją pochwala i rozkoszuje się ciastem. Druga scena, również z Rokitą, pokazuje w jak teatralny sposób niemieckie bestie czerpały energię ze strachu innych. Na rynku odbywa się wieszanie Żydów i kolaborujących z nimi… w rytm muzyki. Rokita tańczy paląc papierosa, a w tle wydobywa się dźwięk niemieckich szlagierów z płyty winylowej. 

fot. Marcin Makowski

Aleją gwiazd 

Warto wspomnieć, że w filmie występują bardzo dobrzy aktorzy. Na specjalną uwagę zasługuje weteran polskiego aktorstwa - Andrzej Seweryn. On już nie musi nic nikomu udowadniać. Wszyscy wiemy, że Seweryn jest wybitny w swoim fachu i mimo małej roli niejakiego Schultza ponownie zachwyca swoim kunsztem. Dodatkowo zaskakuje Maciej Nawrocki, który gra Richarda Rokitę. Jest zarówno brutalny, jak i wesoły. Przedstawia niemieckiego esesmana złego i nieludzkiego do szpiku kości. To prawdziwa sztuka, by pokazać jak bardzo źli byli Niemicy podczas II Wojny Światowej. Zupełnie inaczej zobrazowane jest to, aniżeli w amerykańskich filmach. Nie lubię amerykańskich filmów o wojnie, poza Szeregowcem Ryanem i Listą Schindlera no i może Bękarty Wojny, choć to nie jest stricte wojenny, a fabularyzowany. Dlaczego? Bo one nie pokazują tej najgorszej strony II Wojny Światowej. Nie pokazują holocaustu, bo przecież nie wypada, film musi się kończyć happy endem, bo Amerykanie wyzwolili Europę. Tak nie jest w Liście Schindlera. Tak nie jest też w Szeregowcu Ryanie. Tutaj Louise Archambault, która nie słynie z dobrych filmów, pokazała że jednak idzie to przedstawić w brutalny sposób. Bezwzględny major Rügemer, również jest przerażający, a Dougray Scott świetnie sobie z tą rolą poradził. Tak samo Sophie Nélisse z tytułową Ireną Gut. Mam jednak kilka zastrzeżeń co do tego.

Pięknym angielskim Ci Polacy się posługują

Jednym z największych minusów, który dźgał mnie w uszy do samego końca jest ten koszmarny język angielski. Wiem, że ten film był kierowany na rynek zachodni. Wiem, że główni aktorzy nie są Polakami, ale ludzie - dlaczego? Irena Gut była Polką, która dopiero po wyprowadzce do Stanów Zjednoczonych opanowała język angielski. Tam samo polscy Żydzi, którzy są grani przez polskich aktorów. Wszyscy w tym filmie mówią po angielsku, pewnie dlatego by zachodni widz nie musiał się męczyć z czytaniem napisów. No ale teraz pewnie mi ktoś zarzuci to, że przed chwilą wychwalałem Listę Schindlera, a tam przecież Oskar Schindler, Amon Goeth czy Itzhak Stern też mówili po angielsku. Dobrze, mówili. W filmie Spielberga nie mamy jednak stuprocentowej anglizacji filmu. Polacy tam mówią po polsku, drugorzędni Niemcy po niemiecku. Wszystko tam jest wyważone. Tutaj nie. Rodzi się pytanie - dlaczego mamy w słownictwie angielskim naloty z niemieckiego (używanie słówek czy niemieckie akcentowanie) lub scenę gdzie żołnierz AK mówi po angielsku, a chwilę później po polsku? Już sam fakt, że Irena Gut była Polką, choć Nélisse zagrała ją świetnie, gryzie się z odbiorem przeze mnie tego filmu. 

Wspominałem, że Louise Archambault nie słynie z dobrych filmów? Przysięga Ireny nie jest złym filmem, ale widać że problemem dla Archambault było przedstawienie większej ilości postaci na ekranie. Gdy mamy sceny tzw. masowe, na przykład bal u majora Rügemera robi się naprawdę tłoczno. Brakuje w nich patosu. Wyjątkiem są sceny z Żydami, którzy ukrywają się w piwnicy Rügemera. Obywatele Niemieccy w ogóle nie poruszają, a dialogi są nieco kulawe. Cierpi też mocno końcówka filmu. Brakuje tu takiego proporcjonalnego rozłożenia. Bo początek i koniec mkną jak konie na westernie, a środek filmu jest bardzo rozwleczony. 

fot. Marcin Makowski

Finalnie nie mogę powiedzieć, że Przysięga Ireny mi się podobała. Niestety nie mogę być dla filmu zbyt pobłażliwy, bo te wszystkie “głupotki” jakie w sobie zawierał zbyt mocno mnie szczypały. Trudno to rozwiązać, gdyż jednak produkcją zajęły się osoby zza wielkiej wody, lecz takiemu Spielbergowi to jednak wyszło. Ja takich rozwiązań, jakich użyto w filmie Archambault nie kupuję. Mimo wszystko warto się zapoznać, chociażby dla walorów edukacyjnych. Może komuś ten film otworzy oczy, że w takich czasach jak wtedy, nie liczyły się drogie ciuchy czy to ile ktoś ma pieniędzy. Wtedy liczył się człowiek, a dziś to powoli zamiera. 

Geek i audiofil. Magister z dziennikarstwa. Naczelny fan X-Men i Elizabeth Olsen. Ogląda w kółko Marvela i stare filmy. Do tego dużo marudzi i słucha muzyki z lat 80.

Komentarze (0)
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.