Przysięga Ireny przedstawia historię wspomnianej Ireny Gut, która była gospodynią u majora Wehrmachtu Eduarda Rügemera w jego willi w Tarnopolu. Historia jak każda inna? Otóż nie. Gospodyni chowała w tej willi grupę Żydów, by uchronić ich przed eksterminacją z rąk niemieckich nazistów. Jak dobrze wiemy - rzekomi Aryjczycy nienawidzili nacji żydowskiej, a każdy kto ich ukrywał - mógł żegnać się z życiem. Motyw w polskim kinie bardzo popularny i można powiedzieć, że oklepany.
Zacznę może od plusów. Film potrafi poruszyć. Jestem osobą, którą w filmach mało co rusza. Może poza cierpieniem zwierząt. Wszystkie te płaczące dzieci czy śmierci kochanków absolutnie nie wywołują we mnie ani kropli łzy. W Przysiędze Ireny jednak czułem współczucie dla ofiar II Wojny Światowej. Ból, który wylewa się z twarzy polskich Żydów wzmógł we mnie ogromne emocje. Nie bierzmy oczywiście pod uwagę dzisiejszych wydarzeń konfliktu Izraela z Palestyną, bo to kontrowersyjny temat i niepowiązany z tematyką filmu. Tu byli inni Żydzi. Umierający za niewinność. Między innymi zmuszeni do pracy jako krawcy, nie mający bladego pojęcia o tym. Czym karano ich za błędy w szyciu? Oczywiście śmiercią. Irena Gut to szlachetna postać, od której dzisiejsza młodzież mogłaby się wiele nauczyć. Ukrywanie Żydów w czasach II Wojny Światowej to było większym heroizmem niż dzisiejsze malowanie ośmiu gwiazdek czy wyzywanie obecnego premiera czerwonym Niemcem. To pokazuje ten film. Spryt, odwagę i możliwe konsekwencje za swe czyny.
Na emocjach gra też przedstawienie tego, jak brutalni byli niemieccy żołnierze. Przytoczmy dwie sceny. W jednej z nich jest łapanka na targu, gdzie Irenie i pewnej pani udaje się uciec w zaułek do pustostanu. Z góry obie obserwują co Niemcy robią z Żydami i Polakami, jak zaganiają ich w kozi róg. Wśród tłumu jest kobieta, która ma na ręce dziecko, niemowlaka. Esesman Richard Rokita bierze to dziecko na ręce i zabija je na oczach matki tego niemowlaka. Rozgniata mu butem czaszkę. Chwile później Irena widzi go na balu u Rügemera jak ją pochwala i rozkoszuje się ciastem. Druga scena, również z Rokitą, pokazuje w jak teatralny sposób niemieckie bestie czerpały energię ze strachu innych. Na rynku odbywa się wieszanie Żydów i kolaborujących z nimi… w rytm muzyki. Rokita tańczy paląc papierosa, a w tle wydobywa się dźwięk niemieckich szlagierów z płyty winylowej.
Warto wspomnieć, że w filmie występują bardzo dobrzy aktorzy. Na specjalną uwagę zasługuje weteran polskiego aktorstwa - Andrzej Seweryn. On już nie musi nic nikomu udowadniać. Wszyscy wiemy, że Seweryn jest wybitny w swoim fachu i mimo małej roli niejakiego Schultza ponownie zachwyca swoim kunsztem. Dodatkowo zaskakuje Maciej Nawrocki, który gra Richarda Rokitę. Jest zarówno brutalny, jak i wesoły. Przedstawia niemieckiego esesmana złego i nieludzkiego do szpiku kości. To prawdziwa sztuka, by pokazać jak bardzo źli byli Niemicy podczas II Wojny Światowej. Zupełnie inaczej zobrazowane jest to, aniżeli w amerykańskich filmach. Nie lubię amerykańskich filmów o wojnie, poza Szeregowcem Ryanem i Listą Schindlera no i może Bękarty Wojny, choć to nie jest stricte wojenny, a fabularyzowany. Dlaczego? Bo one nie pokazują tej najgorszej strony II Wojny Światowej. Nie pokazują holocaustu, bo przecież nie wypada, film musi się kończyć happy endem, bo Amerykanie wyzwolili Europę. Tak nie jest w Liście Schindlera. Tak nie jest też w Szeregowcu Ryanie. Tutaj Louise Archambault, która nie słynie z dobrych filmów, pokazała że jednak idzie to przedstawić w brutalny sposób. Bezwzględny major Rügemer, również jest przerażający, a Dougray Scott świetnie sobie z tą rolą poradził. Tak samo Sophie Nélisse z tytułową Ireną Gut. Mam jednak kilka zastrzeżeń co do tego.
Jednym z największych minusów, który dźgał mnie w uszy do samego końca jest ten koszmarny język angielski. Wiem, że ten film był kierowany na rynek zachodni. Wiem, że główni aktorzy nie są Polakami, ale ludzie - dlaczego? Irena Gut była Polką, która dopiero po wyprowadzce do Stanów Zjednoczonych opanowała język angielski. Tam samo polscy Żydzi, którzy są grani przez polskich aktorów. Wszyscy w tym filmie mówią po angielsku, pewnie dlatego by zachodni widz nie musiał się męczyć z czytaniem napisów. No ale teraz pewnie mi ktoś zarzuci to, że przed chwilą wychwalałem Listę Schindlera, a tam przecież Oskar Schindler, Amon Goeth czy Itzhak Stern też mówili po angielsku. Dobrze, mówili. W filmie Spielberga nie mamy jednak stuprocentowej anglizacji filmu. Polacy tam mówią po polsku, drugorzędni Niemcy po niemiecku. Wszystko tam jest wyważone. Tutaj nie. Rodzi się pytanie - dlaczego mamy w słownictwie angielskim naloty z niemieckiego (używanie słówek czy niemieckie akcentowanie) lub scenę gdzie żołnierz AK mówi po angielsku, a chwilę później po polsku? Już sam fakt, że Irena Gut była Polką, choć Nélisse zagrała ją świetnie, gryzie się z odbiorem przeze mnie tego filmu.
Wspominałem, że Louise Archambault nie słynie z dobrych filmów? Przysięga Ireny nie jest złym filmem, ale widać że problemem dla Archambault było przedstawienie większej ilości postaci na ekranie. Gdy mamy sceny tzw. masowe, na przykład bal u majora Rügemera robi się naprawdę tłoczno. Brakuje w nich patosu. Wyjątkiem są sceny z Żydami, którzy ukrywają się w piwnicy Rügemera. Obywatele Niemieccy w ogóle nie poruszają, a dialogi są nieco kulawe. Cierpi też mocno końcówka filmu. Brakuje tu takiego proporcjonalnego rozłożenia. Bo początek i koniec mkną jak konie na westernie, a środek filmu jest bardzo rozwleczony.
Finalnie nie mogę powiedzieć, że Przysięga Ireny mi się podobała. Niestety nie mogę być dla filmu zbyt pobłażliwy, bo te wszystkie “głupotki” jakie w sobie zawierał zbyt mocno mnie szczypały. Trudno to rozwiązać, gdyż jednak produkcją zajęły się osoby zza wielkiej wody, lecz takiemu Spielbergowi to jednak wyszło. Ja takich rozwiązań, jakich użyto w filmie Archambault nie kupuję. Mimo wszystko warto się zapoznać, chociażby dla walorów edukacyjnych. Może komuś ten film otworzy oczy, że w takich czasach jak wtedy, nie liczyły się drogie ciuchy czy to ile ktoś ma pieniędzy. Wtedy liczył się człowiek, a dziś to powoli zamiera.
Geek i audiofil. Magister z dziennikarstwa. Naczelny fan X-Men i Elizabeth Olsen. Ogląda w kółko Marvela i stare filmy. Do tego dużo marudzi i słucha muzyki z lat 80.