Są takie produkcje, które nie potrzebują zbyt wiele, by chwycić za serce. Nie ma w nich efektu wow, historia jest prosta, a bohaterowie to zwykli ludzie, dzięki czemu możemy odnaleźć w nich siebie, a mimo wszystko ma w sobie coś wyjątkowego, co naprawdę działa. Produkcji Innego końca nie będzie to właśnie się udało.
Monika Majorek, czyli reżyserka i scenarzystka Innego końca nie będzie, wiele razy podkreślała, że pomysł na ten film zrodził się jeszcze podczas jej studiów w Warszawskiej Szkole Filmowej. Od tego momentu minęło kilka dobrych lat – z perspektywy twórcy zapewne to oczekiwanie mogło być irytujące. Jednak jako widz mogę śmiało stwierdzić, że na ten pełnometrażowy debiut warto było czekać. Otrzymaliśmy świadomą, dojrzałą i przemyślaną produkcję. Twórczyni zrobiła dla polskiego kina coś, czego tutaj brakowało – opowiedziała historię pełną różnorodnych emocji, konfliktów rodzinnych, a jednocześnie ciepła ogniska domowego. To film, który mówi wprost: tak – chłopaki też płaczą, też czują i mają problemy. Niestety, społeczeństwo wciąż często o tym zapomina i potrzebuje bodźców, które im o tym przypomną. Innego końca nie będzie jest jednym z nich, a to tylko jedna z wielu ważnych kwestii, na które film pozwala zwrócić uwagę.
Główna bohaterka, Ola, fotografka prowadząca swoje studio w Warszawie, wraca do swojej małej rodzinnej miejscowości. Nie było jej tam na tyle długo, że prawie wszystko zdążyło się zmienić, w tym jej relacje z bliskimi. Wszyscy ruszyli do przodu, a ona i jej wspomnienia pozostały w miejscu. To właśnie tam narodziła się jej pasja do fotografii, przeżywała swoją pierwszą prawdziwą miłość, uczyła się jeździć samochodem i przede wszystkim – tam spędziła większość życia. Jej powrót nie wygląda jednak tak, jak sobie wyobrażała. Bohaterka szybko dowiaduje się, że rodzinny dom ma zostać sprzedany, a co więcej – to już postanowione. Ola zdaje sobie sprawę, że to jest jej ostatnia szansa na rozliczenie się z przeszłością, pogodzenie się z teraźniejszością i naprawienie relacji z matką oraz młodszym rodzeństwem. Bo przecież innego końca nie będzie i wszyscy muszą to zaakceptować.
Z pozoru zwykła historia opowiadająca o rodzinie, która niczym szczególnym się nie wyróżnia. I właśnie to w tym filmie działa najlepiej. Po seansie Innego końca nie będzie byłam pod wrażeniem tego, jak bardzo uwierzyłam w to, co widziałam na ekranie. Wierzyłam w tę rodzinę, ich historię i w ten dom. Mam wrażenie, że w ostatnich latach polskie produkcje, szczególnie te streamingowe, trochę zbyt mocno inspirują kinem amerykańskim, tamtejszą stylistyką i kulturą – bo „przecież to jest lepsze”. Tworzy się przez to nierealistyczny obraz rzeczywistości, a oglądając takie filmy, zaczynam wątpić, że żyję w tym samym świecie. Tutaj wszystko było tak swojskie i naturalne. Choć moje rodzinne relacje mają się lepiej i na szczęście nie było mi jeszcze dane zmierzyć się ze stratą, która dotyka bohaterów, to wciąż mogłam się z nimi utożsamić. Mimo wielu różnic odnajdywałam także podobieństwa do mojego, zwyczajnego życia.
Największy ukłon należy się oczywiście Monice Majorek, której udało się tę prawdziwość uchwycić i przełożyć na ekran. Nie mogę tutaj jednak pominąć młodych aktorów, którzy wcielili w rodzeństwo – ich relacja była tak autentyczna, że miałam wrażenie, jakby byli prawdziwą rodziną. Za to również należy się uznanie. To była szczera relacja bez podkoloryzowania, w której możemy odnaleźć wiele żalu i nieporozumień, ale też bezwarunkowej miłości i wsparcia.
Innego końca nie będzie nie odkrywa żadnych zaskakujących czy nieznanych wcześniej tematów, ale przypomina nam, jak ważne są wyrozumiałość i zrozumienie drugiego człowieka. Przedstawia problemy, które mogą dotknąć każdego z nas – niezależnie od wieku, płci czy pochodzenia. Co więcej, podkreśla, że proszenie o pomoc nigdy nie jest powodem do wstydu. Film otwarcie mówi o stracie bliskiej osoby i o jej konsekwencjach – trudny temat, która łączy nas wszystkich. To prosta, ale poruszająca opowieść, która trafiła prosto do mojego serca. Poruszyła mnie, a nawet sprawiła, że w trakcie seans łzy same napłynęły mi do oczu. Oczyszczający film, jakich w polskim kinie chciałabym oglądać więcej.
Zakochana w filmach i muzyce, a także ich połączeniu w postaci musicali. Pierwszą część Harry'ego Pottera oglądała prawdopodobnie, zanim nauczyła się mówić. Typowy geek, którego mieszkanie pełne jest figurek, plakatów kinowych i płyt CD.