Movies Room - Najlepszy portal filmowy w uniwersum

Wielka rozrywka w SkyShowtime!

Sami swoi. Początek - recenzja filmu! There's no just Pawlak

Autor: Łukasz Kołakowski
20 lutego 2024
Sami swoi. Początek - recenzja filmu! There's no just Pawlak

Sami swoi to nie jest Coś Carpentera, czyli film, który próbie czasu opiera się tak, jakby wyszedł wczoraj. Trylogia Sylwestra Chęcińskiego, choć trochę już trąci myszką, na konflikcie Kargula i Pawlaka, jak i całych ich rodów, wychowała trochę kinomanów. Jako, że polskie kino ostatnio czerpie wzorce zachodnie w odświeżaniu starych klasyków coraz odważniej, dostaliśmy prequel tej historii. Ten odważnie mówi już z plakatu, że dowiemy się, jak zaczęła się znana z klasycznych filmów zwada. Widownia na to jest, pierwszy weekend przyniósł sukces. Z tym poszerzeniem wiedzy jednak troszkę skłamano… 

Cofamy się aż przed wojnę i to nie tylko drugą, a jeszcze pod zabór rosyjski. Kargul i Pawlak chodzą do szkoły na kresach wschodnich. Nie są pierwszorzędnymi uczniami. Od razu możemy zaobserwować pierwsze ich przepychanki. Scena ta bardziej wprowadza nas w klimat i osadza historię w czasie, bo do samej fabuły wnosi niewiele. Wszyscy nasi bohaterowie zaraz rosną i możemy obserwować te właściwe postacie, z którymi spędzimy najbliższe dwie godziny. 

fot. Jarosław Sosiński

Powiedziałem, że do historii niewiele wnosi początek, podobny problem ma jednak cały film. Sami swoi. Początek szybko pokazują problemy w zbudowaniu na ekranie koherentnej historii jak i określeniu konceptu, w który miałaby ona zmierzać. Uwiarygodnienie konfliktu nie idzie tak, jak powinno, a za nim nie pojawiają się również żadne niuanse, które sprawiłyby, że ten film obroni się samodzielną opowieścią. Wygląda trochę, jak pocięty serial (co zresztą jest jakimś odbiciem słów Artura Żmijewskiego, który opowiadał w rozmowie z Tomaszem Raczkiem, że scenariusz to materiał na jakieś 300 minut), którego na ekranie dostaliśmy jakieś urywki rodem z filmiku best of. Całkiem zabawny Kazimierz Pawlak błąka się tu po rodzimej wsi, a w międzyczasie przydarzają mu się jakieś rzeczy. Nic mniej, nic więcej. Autorem scenariusza jest ten sam człowiek, który pisał poprzednie filmy, Andrzej Mularczyk. Ma on już swoje lata, w tym roku będzie kończył 94, co jest zarówno pięknym wiekiem, jak i budującym faktem, że Pan Andrzej cały czas jest w twórczej formie. Scenariusz powstał jednak już jakiś czas temu. Widać w tym tekście styl, który pokochali Polacy, jak i pojedyncze świetne pomysły na sceny, które budzą uśmiech i emocje, jednak ugina się on pod wspomnianymi mankamentami. 

Zobacz również: Dziewczyna influencera - recenzja filmu! Niewolnicy algorytmu

Sympatię wzbudzają jednak postacie, a duża w tym zasługa tych, którzy rzeczywiście stanęli na wysokości zadania, czyli aktorów. Adam Bobik, który dostaje tu zdecydowanie najważniejszą rolę i najwięcej czasu, jest fantastyczny. Szybko odnajduje się w nieco archaicznej koncepcji i nie ma problemów z charakterystycznym sposobem mówienia. Sprawia, że Kazimierz Pawlak staje się właściwie takim, jakim żeśmy go wszyscy zapamiętali. To rola wręcz jak z amerykańskich przeciętnych Oscar baitów, których głównym celem jest danie pola do zawłaszczenia ekranu aktorowi, dzięki czemu mógłby zgarnąć statuetkę. Na tyle, na ile tekst pozwala partneruje mu Weronika Humaj jako Mania Ziębicka. Szkoda, że nie pochylamy się bardziej zarówno nad nią, jak i resztą postaci kobiecych, bo w chwilach, w których zostaje sam na sam z Bobikiem, potrafi poradzić sobie świetnie. Chciałbym częściej oglądać tę bardzo utalentowaną aktorkę, znaną głównie ze Stulecia winnych oraz spektakli z desek Teatru Narodowego (no i głosu Rey, jeśli ktoś ogląda Gwiezdne wojny z dubbingiem), w polskim kinie.

fot. Jarosław Sosiński

Dyskusyjny jest dla mnie również ton filmu, który o ile stara się żyć w zgodzie z wcześniejszymi częściami, to już nie do końca z tym, co dzieje się w najnowszej. W zalewie pomysłów mamy tu bowiem dużo scen smutnych, jak i pozujących na poważne, które nijak mają się do cukierkowej atmosfery całości. Pawlak będzie więc dawał schronienie żydom podczas wojny, zobaczymy kilka śmierci, jak i przymusową przeprowadzkę na znane z oryginału ziemie odzyskane. Byłaby to dobra okazja na złamanie tonu, wprowadzenie jakiegoś wzruszenia i trochę powagi. Film z niej jednak nie korzysta, cały czas próbując trzymać emocje widza na aktorach i stosunku do postaci. Nie jest to słuszna droga. 

Zobacz również: Kiedy ślub? - recenzja serialu Canal+! Milenialsi milienialsom

Kazimierz Pawlak w świadomości widzów nie istnieje bez Kargula. Piszę o tym, bo tu musi, Karol Dziuba i jego Władek, znienawidzony sąsiad, występuje bowiem w roli wyraźnie drugoplanowej. Potrafi w tym filmie zniknąć na dłuższy czas, konflikt w żadnym momencie się nie zaognia, a wręcz przeciwnie, jego temperatura jest nawet długimi momentami studzona. Bohaterowie mają wspólne interesy i w nich potrafią się dogadać, po czym niezbyt naturalnie wracają do statusu quo. Do tego dochodzi mizerny poziom humoru. Nie ma tak wielu typowo komediowych scen, jak można byłoby się spodziewać. Gdy dodamy do tego wspomniany wcześniej brak zagospodarowania scen poważniejszych, dostajemy naprawdę niewielką amplitudę emocji.

fot. Jarosław Sosiński

Za dużo rzucono tu na barki aktorów i choć obsadzie można wystawiać wysokie oceny, to nie uciągnęli oni tego filmu na tyle, żeby można było mówić o udanym seansie. Kole w oczy brak koncepcji i pomysłu na to, co właściwie ten tytułowy początek chciałby nam powiedzieć. Choć zatem długimi momentami jest to sympatyczne kino, które ogląda się bez zgrzytania zębami, trudno pozbyć się wrażenia, że mogłoby go nie być.

ilustracja wprowadzenia: fot. Jarosław Sosiński

Od 2015 w Movies Room, od 2018 odpowiedzialny za działalność działu recenzji filmowych. Uwielbia Wesele Smarzowskiego, animacje Pixara i Breaking Bad. A, no i zawsze kiedy warto, broni polskiego kina. Kontakt pod [email protected]

Komentarze (0)
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.

Ocena recenzenta

50/100
  • Świetny Adam Bobik
  • Pozostali aktorzy również starają się jak mogą
  • Kilka działających, klimatycznych i uroczych scen
  • Wbrew tytułowi, niezbyt wyjaśnia genezę konfliktu
  • Ton jest nijaki, ani zabawny, ani poważniejszy gdy powinien
  • Niezbyt dobrze napisana historia
  • Mało Kargula
  • Mimo niezłych występów aktorek, dużo słabiej napisane postaci kobiece

Movies Room poleca

Nadchodzące premiery