Movies Room - Najlepszy portal filmowy w uniwersum

Swingersi - recenzja filmu. Fantazji Polaków ciąg dalszy

Autor: Łukasz Kołakowski
1 marca 2020

Luty rozpoczął się od mocnego uderzenia w postaci ekranizacji powieści Blanki Lipińskiej. Na koniec miesiąca znowu na pierwszy plan wysuwa się temat seksu. Do kin wchodzą Swingersi - najnowsza polska komedia, ale czy jest w niej cokolwiek śmiesznego?

12 Października 2002 roku. Eliminacje do Mistrzostw Europy w piłce nożnej. Polska gra na własnym stadionie, przy dopingujących kibicach, z Łotwą, uważaną w tamtym czasie za podrzędnego rywala. W 30 minucie Juris Laizans otrzymuje piłkę około 40 metra przed naszą bramką. Kompletnie odpuszczone krycie przez dwóch Mariuszów, Kukiełkę i Lewandowskiego, powoduje, że podbiega do pola karnego i strzela nad rękami próbującego rozpaczliwie interweniować Jerzego Dudka. Ówczesny trener Zbigniew Boniek przeklina pod nosem, a wynik już się nie zmienia. Przegrywamy 0:1. Dlaczego o tym wspominam? Bo znowu dostaliśmy w... od Łotyszy.
Swingersi
foto: Mówi Serwis/materiały dystrybutora
Za reżyserię Swingersów odpowiada bowiem Andrejs Ekis. Łotewski reżyser znalazł wspaniały sposób na zarabianie pieniędzy. Oto w 2016 roku zrealizował w rodzimym kraju pikantną komedię skupiającą się na zamianie partnerów łóżkowych i satyrycznym podejściu do relacji damsko-męskich. Zakładam, że produkcja odniosła sukces, bo od tegu czasu Ekis rozpoczął tournée po Europie, kręcąc kolejne wersje swojego filmu w innych krajach. Estonia, Ukraina, Norwegia, a teraz próbuje podbić Polskę. Łotewski potop - reżyser wraz z ekipą nadjeżdża, aby zadać polskiemu narodowi druzgocące, komediowe ciosy. Nie podniesiemy się tak jak reprezentacja Polski po golu Laizansa w eliminacjach do Mistrzostw Europy.

Zobacz również: Śledztwo Spensera – Mark Wahlberg łączy siły z Netfliksem! Zwiastun filmu

Film składa się tak naprawdę z dwóch oddzielnych historii, które niezbyt dobrze się ze sobą łączą. Postać Cezarego grana przez Oświecińskiego pojawia się mniej więcej w połowie filmu. Zupełnie psuje wcześniej jeszcze całkiem znośny wątek Sylwii (Barbara Kurdej-Szatan) i Bartka (Antoni Królikowski). Dwójka bohaterów poznaje się bowiem w nietypowych okolicznościach na balkonie, a kolejne wydarzenia opierają się na humorze sytuacyjnym i zestawieniu ze sobą przeciwstawnych charakterów. Niestety gdy na ekranie pojawia się Oświeciński, film zamienia się w kabaret, również z powodu jego wątpliwych umiejętności aktorskich. Niezależnie od tego rozgrywa się inny wątek spotkania dwóch zupełnie inaczej sytuowanych finansowo par (Koterski, Liszowska, Czeczot i Ostrowska). Nie będę wchodził w fabularne zawiłości, więc w skrócie nie wszyscy z nich będą przekonani co do tytułowej zamiany partnerów.
Swingersi
foto: Mówi Serwis/materiały dystrybutora
Kolejne żarty wystrzeliwane są z szybkością karabinu maszynowego i część z nich nawet trafia do celu. Gorzej z tymi, które są na poziomie najgorszych polskich kabaretów, a jest ich zdecydowanie więcej. Trzeba przygotować się na bardzo dużo przekręcania imion oraz Michała Koterskiego grającego jakby to wciąż był jego show wyświetlany wiele lat temu na antenie Polsatu. Najwięcej humoru ma wynikać ze zderzenia warstw społecznych, choć nikt nie wysila się tu na cokolwiek błyskotliwego. Żarty z meblościanek i pochodzenia z Radomia są już znacznie po terminie ważności. A do udanej satyry ze świata celebrytów nie wystarczy ciągłe pstrykanie zdjęć i gadanie o followersach. Najbardziej jednak skręcało mnie w środku podczas oglądania sceny łóżkowej, gdy ma być zabawnie, kiedy kobieta mówi nie, a mężczyzna to ignoruje.

Zobacz również: Zgadza się, jesteśmy dziadami… – recenzja filmu Bad Boy

Cokolwiek by o Swingersach nie mówić, to na pewno nie można narzekać na nudę podczas seansu. Nie wszystko jest tutaj przewidywalne od samego początku. Twórcy przygotowali kilka zwrotów akcji zmieniających sytuację. Cała historia ma jakąś swoją wewnętrzną logikę i skupia się głównie na interakcji ludzi zamkniętych na małej przestrzeni. Skojarzenia z Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie jak najbardziej na miejscu, ponieważ obok humoru znajdzie się również odrobina goryczy. Zakończenie, podobnie jak tam, ma na celu bardziej wywołanie refleksji niż rozbawienie widza. Szkoda tylko, że jakość nieporównywalnie gorsza. Zaskakujące są wybory muzyczne - film zaczyna się od kompozycji Richarda Straussa, tej samej, która rozpoczynała 2001: Odyseja kosmiczna Stanleya Kubricka. Epicka muzyka, a na ekranie oglądamy Koterskiego oznajmiającego na balkonie, że wygrzmoci wszystkich. Poza tym, w kluczowej scenie romantycznej, pojawia się nagle utwór brzmiący jak kompozycja Ennio Morricone do któregoś z włoskich westernów.
Swingersi
foto: Mówi Serwis/materiały dystrybutora
Swingersi są jak ten podpity, rzucający niewybrednymi żartami wujek na rodzinnym weselu. Mamy do niego pewną dozę sympatii, dopóki nie zacznie klepać ludzi po tyłku i nie zaśnie z głową w sałatce jarzynowej. A omawiana komedia niestety w wielu momentach przekracza granice żenady. Także gdyby tylko produkcja Ekisa bardziej przypominała film, a nie zbiór przeciętnych skeczy z kabaretu, to kto wie, może wtedy mógłbym nawet ją pozytywnie ocenić. Ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe

Od 2015 w Movies Room, od 2018 odpowiedzialny za działalność działu recenzji filmowych. Uwielbia Wesele Smarzowskiego, animacje Pixara i Breaking Bad. A, no i zawsze kiedy warto, broni polskiego kina. Kontakt pod [email protected]

Komentarze (0)
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.

Ocena recenzenta

25/100
  • Dobre tempo, a żartów jest tak dużo, że nawet znajdzie się kilka udanych
  • Historia ma jakąś wewnętrzną logikę
  • Kabaret wiecznie żywy, brakuje tylko chłopa przebranego za babę
  • Dwa główne wątki słabo się ze sobą łączą
  • Tak naprawdę w ogóle nie ma sympatycznych bohaterów
  • Nierówne aktorstwo
  • Satyra bez krzty błyskotliwości
  • Przedziwne wybory muzyczne

Movies Room poleca

Nadchodzące premiery