Movies Room - Najlepszy portal filmowy w uniwersum

lenovov

Zabójcze maszyny - recenzja spektakularnej ekranizacji steampunkowej powieści

Autor: Radek Folta
7 grudnia 2018

Kiedy Peter Jackson bierze się za kino z gatunku fantasy, możemy się zapierających dech w piersiach efektów. Nie inaczej jest przypadku tego filmu, choć twórca Władcy pierścieni jest tylko ich producentem. Zabójcze maszyny to dzieło epickie i wizualnie porywające, cierpiące niestety na poważne braki w warstwie scenariuszowej.

Jeżeli komuś określenie "steampunk" nic nie mówi, polecam szybkie nadrobienie zaległości, przeglądając choćby artykuł na Wiki. Przyda się przed wizytą w kinie, a jeżeli pomysł chwyci i spodoba się publiczności, spodziewać się możemy jeszcze kilku kolejnych filmów. Zabójcze maszyny są bowiem ekranizacją pierwszej z czterech książek autorstwa Philipa Reeve'a, które składają się na serię Mortal Engines Quartet. Wydane na początku XXI wieku powieści spodobały się fanom gatunku. W swoim świecie autor łączy futurystyczną wizję świata z ogromnymi maszynami, napędzającymi poruszające się po Ziemi miasta trakcyjne.

Zobacz również: Zabójcze maszyny - rozszerzony zwiastun niesamowicie zapowiadającego się dzieła Jacksona!

Dystopiczna wizja przyszłości, zamiłowanie do starej technologii oraz precyzyjna wizja świata powieści zwróciła uwagę scenarzystki, Deborah Forte, która przesłała pomysł na film do Jacksona tuż po ekranizacji trylogii Tolkiena. Ale po latach starań do przeniesienia książki na ekran wybrany został kto inny. Christian Rivers współpracuje z Peterem od lat i jest laureatem Oscara za efekty specjalne do King Konga. I w filmie widać, że nie była to statuetka otrzymana na wyrost.

Kadr z filmu Zabójcze maszyny / Fot. materiały prasowe
Kadr z filmu Zabójcze maszyny / Fot. materiały prasowe
Pierwsza sekwencja filmu przypomina seriale przyrodnicze, w których na słabsze osobniki czają się bezlitośni drapieżnicy. Takim właśnie predatorem jest miasto Londyn - kolos poruszający się po terenie niegdysiejszej Europy. Małe miasteczka górnicze, które przycupnęły gdzieś w ukryciu, by ich mieszkańcy w spokoju mogli wymienić się zapasami i pohandlować, na widok olbrzyma zaczną uciekać w popłochu gdzie pieprz rośnie. Salthook okaże się najsłabszym ogniwem w łańcuchu pokarmowym reprezentującym "miejski Darwinizm". Londyn, mimo ogromnej masy, ma też potężny silnik, który pozwala miastu rozwinąć prędkość pościgową. Ziemia nie tyle drży, co zwyczajnie się trzęsie. Ryk machiny ogłusza. W wyposażonym w doskonałe nagłośnienie kinie odczujecie nie tylko głos, ale wibrującą od subwoofera podłogę. Spektakularne otwarcie Zabójczych maszyn, podczas którego biedna mieścina trafia w paszczę potwora, ostrzy apetyty na więcej. A te zostają zaspokojone tylko po części.

Zobacz również: Zabójcze maszyny - zobacz, jak powołano do życia zupełnie nowe uniwersum!

Co następuje po samym początku, w którym dość pobieżnie zostaje przedstawiona nam wizja neowiktoriańskiego Londynu, z czterema warstwami społecznymi, zarządzającym miastem burmistrzem oraz faktycznym przywódcą miasta, Thaddeusem Valentinem (Hugo Weaving), to mieszkanka filmu przygodowego, fantasy, satyry społeczno-politycznej i romansu. Twórcom jedne elementy wychodzą lepiej, inne - trochę gorzej. Bez wątpienia jest na czym oko zawiesić, bo dopracowana wizja poruszającej się metropolii, utkanej charakterystycznymi obiektami, z kopułą katedry świętego Pawła na szczycie, oraz innych, malowniczych miejsc, zatapia nas w owym świecie na dobre. Akcja rozgrywa się ponad tysiąc lat po naszych czasach, których dynamiczny rozwój został nagle zakończony wojną sześćdziesięciominutową. Na zgliszczach starej cywilizacji powstały owe miasta-giganty, przemieszczające się po Ziemi, szukające bezcennych zdobyczy technologicznych starego świata. Twórcom wystarczyło czasu, by pokazać uwstecznienie społeczeństwa, rozwarstwienie na grupy uprzywilejowane i najniższy motłoch. Mówi się o kanibalizmie i innych wynaturzeniach. Są też na szczęście oazy spokoju, gdzie nasi bohaterowie będą się mogli schronić.
Kadr z filmu Zabójcze maszyny / Fot. materiały prasowe
Kadr z filmu Zabójcze maszyny / Fot. materiały prasowe
No właśnie, nie wspomniałem jeszcze nic o protagonistach filmu. Może dlatego, że po projekcji ich dylematy wyleciały mi z głowy najszybciej. Ku ścisłości powiedzmy, że główną postacią kieruje pragnienie zemsty. Hester Shaw (Hera Hilmar, serial Demony Da Vinci) dostaje się do Londynu tylko po to, żeby dokonać (nieudanego) zamachu na życie Thaddeusa, który zabił jej matkę. W wykonaniu zadania przeszkadza jej Tom Natsworthy (Robert Sheehan, serial Wyklęci), który bez skutku próbuje ją złapać. Oboje kończą wyrzuceni z miasta, bo grana przez Weavinga postać to typowy złoczyńca, skrywający pewien sekret oraz mający plan, o którym nikt nie może się dowiedzieć.

Zobacz również: Archiwalne ujęcia z I wojny światowej w kolorze. Nowy zwiastun filmu Petera Jacksona.

Para bohaterów zaczyna tułaczkę po niebezpiecznym terenie, pragnąć wrócić do miasta, każde w innym celu, napotykając po drodze zdegenerowane społeczności rodem z Mad Maxa oraz przywódczynie ruchu oporu - Annę Fang (Jihae Kim, serial Mars), która w swojej czerwonej kurtce i ciemnych okularach wygląda żywcem wyjęta z planu Matrixa. Nawet jeżeli azjatycka aktorka wypada trochę drętwo, to jej bohaterka jest powiewem świeżości w dość przewidywalnej i schematycznej opowieści.
Kadr z filmu Zabójcze maszyny / Fot. materiały prasowe
Kadr z filmu Zabójcze maszyny / Fot. materiały prasowe
Twórcy scenariusza dialogi ciosali chyba z drewna tępymi nożami, bo aktorzy muszą się nieźle napocić, żeby ich wygłaszanie było rozmową. Młodzi artyści nie zawsze sobie z tym radzą, tylko ci bardziej doświadczeni koledzy wychodzą z tego zadania obronną ręką. Dialogi to bezustanna ekspozycja i bezceremonialne tłumaczenie akcji, na przemian z jakimiś sloganami. Nawet mające być komentarzami do Brexitu czy rządów Trumpa teksty brzmią jak suchary. Jeżeli ktoś gdzieś napisał zabawny dialog to chyba wyleciał on w montażu. Scena z Minionkami (!) nie wystarczy. Zabrakło też miejsca na budowanie relacji i jakichś głębszych uczuć. Kiedy pod koniec Hester i Tom mają się ku sobie zastanawiałem się, czy czasem nie przespałem jakiegoś ważnego momentu między nimi. Nie, nie spałem ani minuty. Romans między tą dwójką powstał tylko w głowie pisarzy. Jak bardzo nieludzkie są ludzkie postacie, grające archetypy, a nie charaktery z krwi i kości, niech świadczy fakt, że najlepszą i najbardziej skomplikowaną historię otrzymuje robot-zombie o imieniu Shrike (Stephen Lang, Nie oddychaj). Wepchnięty w środek filmu wątek jest swoistym kuriozum, ale ma emocjonalną głębię, której brakuje większości trwania Zabójczych maszyn.
Kadr z filmu Zabójcze maszyny / Fot. materiały prasowe
Kadr z filmu Zabójcze maszyny / Fot. materiały prasowe
Mimo wizualnej oryginalności, w produkcji Petera Jacksona łatwo wychwycić wiele zapożyczeń i cytatów, które czynią z filmu trochę taki Londyn, stwór polepiony z różnych elementów. Nawiązania do Gwiezdnych wojen są oczywiste od motywu osobistej zemsty, po szerszy wątek ruchu oporu walczącego z niszczącym wszystko tyranem. Są elementy z Brazil czy animacji Ruchomy zamek Hauru, kłania się Terminator oraz gra BioShock Infinite. Niestety, każdy z tych fragmentów był osobno lepszy od tego, co tworzą. Kiedy wracam myślami do filmu Riversa, kilka scen pozostaje mi w pamięci. Pierwsza sekwencja, latające miasto, pełzające niczym robale maszyny, twierdza na wodzie, finałowa batalia powietrzna, zdeterminowany swoim smutnym losem Shrike. Reszta, jak wspominałem, trochę wyparowała. Czy widzowie zachwycą się wystarczająco, żeby powstały kolejne części? Nazwisko Jacksona na pewno zwabi do kin wielu fanów fantasy. Zabójcze maszyny może spotkać jednak los Złotego kompasu, którego przyszłość przekreśliły słabe wyniki finansowe. Zamiast budzić respekt i podziw, film stać się może niczym trakcyjne miasto Londyn - potworem, którego każdy chce uniknąć. Ilustracja wprowadzenia i plakat: materiały prasowe / Tylko Hity

Dziennikarz filmowy i kulturalny, miłośnik kina i festiwali filmowych, obecnie mieszka w Londynie. Autor bloga "Film jak sen".

Komentarze (0)
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.