Za grę odpowiada oczywiście niezawodne FromSoftware, które tym razem postanowiło nie tyle rozwinąć formułę Elden Ringa, co trochę w niej poeksperymentować. I w sumie – dobrze zrobili. Bo choć Nightreign ma swoje potknięcia, to nie da się mu odmówić odwagi i pomysłowości. Kolejny raz nie biorą jeńców, jednak tym razem czuć to jeszcze bardziej, a indywidualiści, jeżeli chcą ją ukończyć, muszą spuścić głowę i zwyczajnie poprosić o pomoc.
Zacznijmy od tego, co boli najbardziej – tryb jednoosobowy. Jeśli zdecydujesz się grać w pojedynkę to szykuj się na wymianę pada, telewizora, mieszkania i prawdpodobnie okna Twojego sąsiada. Solo to nie wyzwanie, to misja samobójcza. Każdy Boss wymaga od nas jeszcze więcje, a level design woła o kooperacyjną współpracę. Tu nie chodzi o balans – tu chodzi o przetrwanie. Na szczęście lub nieszczęście dla niektórych graczy, tryb kooperacji to uzupełnia. Nie wiem sam co o tym myśleć, ale w końcu po to powstała ta gra ze świata Elden Ring. Rozgrywka aż prosi się o telefon do znajomego i zaproszenie go do lobby. Przy pełnej, trzyosobowej drużynie cała misja brzmi jak idealne wyzwanie, czuć bolesny wpiernicz, ale masz satysfakcję i możliwośc przeżycia całości. Planowanie, wzajemne ożywianie się, ratowanie na ostatniej sekundzie – to są momenty, które definiują Nightreign. FromSoftware zaskakująco zgrabnie rozłożyło ciężar zabawy na barki drużyny, a nie jednej osoby. Czy to dobrze? Ja uważam, że to odważna i godna poszanowania próba podania nam czegoś nowego.
Świat Nightreign – czyli tajemniczy, zmienny Limveld – nie oferuje może rewolucji wizualnej, ale to akurat działa na jego korzyść. Czuć, że jesteśmy nadal „w domu” – znajome ruiny, ciemne lasy, gotyckie akcenty. Klimat Elden Ringa? Absolutnie go nie utraciliśmy, jednak po kilku hitach czy krótkiej eksploracji, zdamy sobie sprawę, że nie na to się pialiśmy. Właśnie ten moment zdefiniuje, czy zagrasz w tę produkcję, czy porzucisz ją dla swoich wyższych wartości, które mimo wszystko chcę uszanować. Rozumiem, że Nightreign nie jest dla każdego, ale to nadal ciekawa produkcja, która dostarcza dość mocno odmienioną frajdę z poprzednich gier, która w ułamku sekundy potrafi przerodzić się w koszmar albo pogrzeb dla Twojego sprzętu.
System progresji to strzał w dziesiątkę – pod warunkiem, że nie jesteś purystą Soulsów. Jeśli kochasz klasycznego Elden Ringa za jego rozległość, wolność i wielowątkowość, możesz się odbić. Tu wszystko jest bardziej zamknięte, intensywne i zorientowane na run-based gameplay, coś na modłę Escape from Tarkov czy Risk of Rain. Dla jednych – świeży powiew, dla innych – profanacja. Osobiście jestem fanem takich rozwiązań, ponieważ przy tak wielu produkcjach wpadaliśmy na wtórne rozwiązania i odgrzewane kotlety, zaczynają od klasyków jak Call of Duty, FC 2(x), poprzez Assassin's Creedy czy inne wieloczęściowe wydania. Stawiając tę rozmyślania na przysłowiowy chłopski rozum - za mimo wszystko niewygórowaną cenę, szczególnie z perspektywy konsolowej, otrzymujemy grę z jednej z najpopularniejszych serii, które pozwala nam grać w wielu różnych trybach oraz ma sporo do zaoferowania. Jeżeli chcesz powoływać się na jakieś tam sprawy honorwe czy inne tego typu wymysły, myślę, że nie w tym przypadku.
Port na PlayStation 5 to materiał na osobny temat. Gra działa – ale możnaby sporo pomarudzić. Spadki płynności przy większej liczbie przeciwników, drobne bugi wizualne, znikające obiekty, niepokojąco długie loadingi po śmierci. To nie są problemy krytyczne, ale wystarczające, żeby rzucić padem, kiedy boss znowu skasuje cię tylko dlatego, że klatki się rozjechały. Do tego brak crossplaya. Serio, FromSoftware? W 2025? Gra kooperacyjna, oparta na wspólnej walce i synchronizacji, bez opcji cross-platformowej? Nie tędy droga, na pewno to wiem!
Podsumowanie
Elden Ring: Nightreign to odważny eksperyment od FromSoftware, który zrywa z dotychczasową formułą serii, by dostarczyć bardziej skondensowane, kooperacyjne doświadczenie. To gra, która potrafi być brutalna w trybie solo, ale rozkwita, gdy podchodzisz do niej z drużyną. Wspólne planowanie, walka o przetrwanie i emocjonalne rollercoastery przy każdym bossie – to esencja tej produkcji. Nightreign nie każdemu przypadnie do gustu – fani klasycznego Elden Ringa mogą czuć się rozczarowani bardziej zamkniętą strukturą i zmianami w progresji. Ale jeśli jesteś gotów zaakceptować nowe reguły gry, czeka Cię świeże, dynamiczne i wymagające wyzwanie, które łączy znany klimat z nową formą. Technicznie gra nie jest bez skazy – problemy z płynnością i brak crossplaya bolą, zwłaszcza w tytule, który aż prosi się o wspólną zabawę bez granic platformowych. Mimo to, Elden Ring: Nightreign to solidna propozycja – nie dla każdego, ale na pewno dla tych, którzy szukają czegoś więcej niż tylko kolejnego „więcej tego samego”. Czy warto? Jeśli masz dwóch znajomych z czasem, padem i cierpliwością – zdecydowanie tak. Jeśli liczysz na samotną wędrówkę przez mrok – przygotuj się na piekło.
Ilustracja wprowadzająca: materiały prasowe
Wielbiciel kina o wszystkim innym niż szarej codzienności, gier oraz szeroko pojętej muzyki. Nie wzgardza nowinkami technologicznymi oraz wyprzedażami w Play Station Store. Gdyby Batman istniał naprawdę, wolałby chodzenie po ścianach i wielką moc, bo z nią przychodzi ...