Ghost of Tsushima to gra, która w ubiegłym roku zrobiła na mnie ogromne wrażenie. W produkcję stworzoną przez Sucker Punch wsiąkłem bez reszty i jeszcze długo rozpamiętywał finał historii o Jinie Sakaiu. Nietrudno więc domyślić się, że zapowiedzi wydania wersji rozszerzonej z udoskonaleniami na PlayStation 5 oraz z dodatkiem fabularnym niezmiernie mnie ucieszyły – jeszcze więcej czasu na pochłanianie klimatu gry czy też zwiedzanie malowniczych lokacji, a także zupełnie nowy rozdział w historii samuraja Jina. Cudnie. Czy zatem warto było raz jeszcze wrócić na Cuszimę i wyruszyć na nieznaną wcześniej wyspę Iki? Zapraszam do recenzji.
A więc czym wydany w ubiegłym roku exclusive Sony tak zauroczył graczy? Chyba szybciej byłoby wymienić słabości tej produkcji, bo twórcy dostarczyli nam iście okazały diament wyszlifowany do granic możliwości. Gra
Ghost of Tsushima, jak wiemy, była już ostatnim tytułem na wyłączność Sony wydanym na PS4, zanim pojawiły się konsole nowej generacji. Chyba wszyscy byli wtedy w niemałym szoku, że na tę leciwą już konsolę udało się stworzyć
tak zachwycającą wizualnie grę, która co rusz zapierała dech w piersi spektakularnymi widokami. Do tego Sucker Punch w końcu dostarczyło graczom dobrą grę w realiach średniowiecznej Japonii, a o podobny tytuł prosiło się już od bardzo dawna. Ja osobiście nadal jestem oczarowany system walki, który dawał mnóstwo frajdy z siekania setek przeciwników. No i sama historia – niby nie zapewniała nic nowego, ale po zakończeniu głównego wątku nie dawała o sobie zapomnieć jeszcze długo.
https://www.youtube.com/watch?v=sc4_dXjkCl8
I tak nie wiadomo kiedy minął rok, w międzyczasie gracze zaopatrzyli się w nowiutkie PlayStation 5, które wydajnościowo mocno odstawiło swojego poprzednika. Tego czasu nie marnowali magicy z amerykańskiego studia Sucker Punch, którzy dopracowywali i rozbudowywali swój sztandarowy produkt – w końcu nie musieli tak mocno zaciskać wydajnościowego pasa i mogli pokazać, jak piękne mogą być gry, a przy okazji, co potrafi to białe cudeńko spod telewizora. I tak,
Ghost of Tsushima wygląda jeszcze lepiej – choć rok temu nie dałbym wiary, że jest to możliwe – i ten fakt na pewno zachęci do zanurkowania w odmęty Cuszimy zarówno posiadaczy platyny, jak i tych nieszczęśników, którzy jeszcze nie pogonili Mongołów razem z Jinem. Co się zmieniło? Przede wszystkim gra działa w płynnych 60 klatkach na sekundę, co robi chyba największą różnicę. Do tego płynność połączono z wysoką rozdzielczością dynamicznego 4K. To w zestawieniu z genialną oprawą z oryginalnego wydania daje nam najpiękniejszą grę dostępną obecnie na rynku.
Co jednak najmocniej urzekło mnie z zaprezentowanych nowości wydania
Director's Cut, to fantastyczne wykorzystanie możliwości kontrolera DualSense. Użyto tu chyba wszystkich funkcji, jakie udostępniło Sony, dzięki czemu w końcu zrozumiałem zapewnienia japońskiego producenta co do rozszerzonych doznać z grą. Jadę na swoim wiernym wierzchowcu Kage po twardym podłożu – poczuję na padzie stukanie kopyt. Jin słyszy w głowie szepty – te wydobywać się będą z głośnika w kontrolerze. Musimy przyciągnąć obiekt przy pomocy haka z liną – wykorzystamy możliwości stopniowego nacisku spustów. No i jeszcze wiatr – nie dość, że go usłyszymy w padzie, to jeszcze wibracje wskażą nam kierunek wędrówki. Po prostu cudne.
[gallery ids="172079,172080,172082,172081"]
Przejdźmy jednak do samego dodatku, bo tu jest równie dobrze. W
Ghost of Tsushima Director's Cut dostajemy do dyspozycji zupełnie nową lokację, którą jest wyspa Iki. W pewnym miejscu na Cuszimie Jin spotyka zwiadowców mongolskiego dowódcy stacjonującego właśnie na tej wyspie, więc postanawia się tam udać i uporać problemem. Owym dowódcą jest Orlica, tajemnicza szamanka, która eksperymentuje na mieszkańcach, podając im zatruwającą umysł truciznę. Sama Iki nie kojarzy się Jinowi najlepiej, bo właśnie w tym miejscu zginął jego ojciec. Do tego prowadzone tam przed laty działania rodu Sakai na stałe wyryły w tubylcach niechęć do samurajów. Udostępniona w dodatku historia okazała się – podobnie jak ta z głównego wątku podstawki – opowieścią o zmaganiach Jina z samym sobą. Walka z Mongołami jest, ale to trudności naszego samuraja z pogodzeniem się z demonami przeszłości robią za trzon opowieści i stanowią o sile wydźwięku całej historii. I to ponownie zrobiło na mnie duże wrażenie. Może nie jak rok temu, ale jest naprawdę dobrze.
Jeśli zaś chodzi o sam gameplay, to do zabawy dostajemy nową „piaskownicę” w postaci wyspy Iki. Lokacja nie jest duża, bo jest wielkości może 2/3 Izuhary, czyli pierwszej części wyspy Czuszimy, którą przemierzamy na początku przygody z podstawki. Mimo wszystko znajdziemy tam sporo aktywności, które starczą nawet na kilkanaście godzin gry. Sam główny wątek to 5-6 godzin rozgrywki (przyznam, że mógłby być odrobinę dłuższy). Do tego dochodzą opcjonalne misje poboczne – te bywają bardziej rozbudowane niż te z głównej nitki fabularnej. Spotkamy tu nawet pewne znajome twarze. Zdecydowanie polecam sprawdzić. Poza tym mamy standardowe aktywności, jak ścinanie bambusów, kąpiele w onsenach, układanie haiku czy też mityczne opowieści, gdzie możemy zdobyć nowe zbroje (także dla naszego konia, bo ten teraz robi za taran i potrafi rozjeżdżać wrogów). Z nowości można wspomnieć o wyzwaniach strzeleckich, gdzie musimy zestrzelić lampiony w jak najkrótszym czasie albo o sanktuariach zwierząt, gdzie zagramy na flecie i pogłaszczemy jelonki czy koty. Ciekawą nowością są też kapliczki, które wymagają od nas rozszyfrowania wierszowej łamigłówki. Ogólnie jest co robić.
[gallery ids="172085,172086,172087,172084"]
W
Ghost of Tsushima Director's Cut przyczepić mogę się chyba jedynie do skromnych zmian względem naszych przeciwników. Z nowości mamy szamanów, którzy wspomagają Mongołów śpiewami. Sprawia to, że wojownicy stają się o wiele mniej wrażliwi na nasze ataki, przez co starcia są trudniejsze. Oczywiście wystarczy w pierwszej kolejności zabić szamanów, a potem już klasycznie siekać cała resztę. Z innych ciekawostek można wspomnieć, że teraz często mamy do czynienia z przeciwnikami, którzy zmieniają bronie, przez co więcej musimy żonglować stylami. I to w sumie tyle. Niedużo zmieniło się też w kwestii dostępnych umiejętności – dodano jedynie wspomnianą już szarżę koniem. Nadal jednak sama walka jest bardzo przyjemna, no i fantastycznie wypadają starcia z bossami, czyli pojedynki jeden na jeden – te potrafią być naprawdę sporym wyzwaniem.
Czy więc warto sięgnąć po
Ghost of Tsushima Director's Cut? Jeśli jeszcze nie poznaliście historii Jina Sakaia, to jest ku temu idealna okazja. Fani również mogą śmiało sięgnąć po update, bo dla mnie osobiście te kilkanaście godzin dodatkowej zabawy po roku przerwy było naprawdę przyjemny przeżyciem. Epizod na wyspie Iki jest taką wersją mini głównej przygody i doskonale przypomina nam, za co polubiliśmy zeszłoroczną produkcję. Do tego dostajemy kilka nowości i trochę ulepszeń na nową generację konsol. Skoro podstawowe wydanie
Ghost of Tsushima nazwałem diament wyszlifowanym do granic możliwości, to wersja
Director's Cut udowodnia, że z lepszymi narzędziami da się tu wydobyć jeszcze więcej blasku. I to się ceni.
Gra testowana była na konsoli PlayStation 5
Ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe