W ostatnich latach tenis ziemny pod względem gier kojarzył mi się chyba tylko z przyjemnym, dzięki arcade’owej rozgrywce, Mario Tennis Aces. Oczywiście pojawiały się też inne gry, jak choćby Tennis World Tour jeden i dwa, ale tytuły te zostały dość chłodno przyjęte przez graczy. Od czasu Top Spin 4 nie było więc godnej gry z tej popularnej dyscypliny. Czy zmieni to Matchpoint: Tennis Championships?
Za grę
Matchpoint: Tennis Championships odpowiada studio Torus Games, wcześniej zajmujące się tworzeniem przede wszystkim gier dla dzieci, jak
Ben 10 czy
Psi Patrol: Rusza do akcji!, co nie napawa optymizmem. Oczywiście nie musi to nic znaczyć, bo do zespołu dołączyli ludzie zajmujący się wcześniej grami sportowymi, co powinno przełożyć się na lepsze odwzorowanie tenisa ziemnego. Na pewno jednak wspomniana dyscyplina cieszy się obecnie w Polsce popularnością jak chyba nigdy. Na kortach nieustannie błyszczy Iga Świątek, czyli pierwsza rakieta światowego rankingu, a pierwszą dziesiątkę męskiego zestawienia zamyka Hubert Hurkacz. Mamy się czym chwalić. I choć Świątek w
Matchpoint: Tennis Championships nie spotkamy, tak Hurkacza jak najbardziej. Jest to jakaś zachęta do sprawdzenia omawianej gry.
Jeśli już wspominam wizerunki naszych mistrzów, to zacznijmy od kwestii licencji w recenzowanej pozycji. No tu niestety jest dość biednie. Widać, że twórcy dopiero zaczynają i nie chcieli inwestować w grę za dużo pieniędzy, a szczególnie nie w drogie licencje. Nie zagramy tu więc w rozpoznawalnych wielkich szlemach, a tylko w imitujących je turniejach. Jeśli zaś o zawodników chodzi, to w grze spotkamy około 20 licencjonowanych tenisistów, w tym właśnie Huberta Hurkacza. Szału nie ma. Reszta spotkanych zawodników to już fikcyjne postacie. Ci jednak wzięci z realnych kortów pokazują nam się nie tylko ze znajomych twarzy, ale też z rozpoznawalnych strojów.
https://www.youtube.com/watch?v=uLPHyrxjxMI
Najważniejszym elementem gry sportowej jest jednak gameplay, a ten w
Matchpoint: Tennis Championships wypada naprawdę dobrze. Twórcy starali się nadać grze symulacyjnego sznytu i to się udało. Ale trzeba też zauważyć, że nie jest to aż tak zaawansowany i wymagający model jak ten znany na przykład z serii Top Spin. Podczas gry trzeba być jednak czujnym oraz czytać przeciwnika, a także korzystać z szerokiego wachlarza zagrywek. Grę testowałem na PS5 i tam krzyżak robił za proste podbicie, kółko za uderzenie z rotacją awansującą, kwadrat za zagranie z rotacją boczną, a z kolei trójkąt za lob. Do tego dochodzi możliwość grania skrótów po przytrzymaniu R2 oraz agresywnej gry pod siatką z wykorzystaniem L1. Wszystko trzeba jeszcze połączyć z celowaniem w odpowiedni punt na korcie lewym analogiem (standardowo widzimy punkt, gdzie wycelowaliśmy i gdzie uderzy piłka, ale to ułatwienie można wyłączyć). Zagrania w najbardziej optymalne miejsca wymagały trochę wprawy, bo łączenie odpowiedniego ataku, przemieszczanie w stronę lecącej piłki plus nadanie jej odpowiedniego kierunku nie było wcale takie proste.
Po dwóch-trzech godzinach mogłem już jednak mierzyć się z lepszymi graczami w turniejach. Wtedy też zacząłem korzystać z funkcjonalności gry, jaką dali nam twórcy. Podczas pojedynków z naszymi przeciwnikami możemy odkrywać ich słabe i mocne strony, aby potem wykorzystać to przeciw nim. W tym celu musimy zagrywać najróżniejsze piłki, aby w ten sposób sprawdzić, kiedy zawodnik po drugiej stronie siatki zacznie się mylić, a kiedy będzie brutalnie kończył wymiany. Potem otrzymujemy powiadomienie, co może być słabszą stroną przeciwnika, więc zostaje nam to wykorzystać, aby wygrać set i ostatecznie mecz. Mogą to być skróty pod siatkę, długie zagrania krzyżowe albo zwyczajnie piłki na słabszy bekhend. Daje nam to wyraźną przewagę, co może być kluczowe podczas starć z wymagającymi przeciwnikami.
Fot. Screen z gry Matchpoint: Tennis Championships
W
Matchpoint: Tennis Championships możemy bawić się w pojedynkę, czy to rozgrywając mecze z botem w trybie pojedynczego starcia, czy to ćwicząc na treningach albo też przechodząc tryb kariery. Możemy też zagrać z drugą osobą w trybie kanapowym na splitscreenie lub zmierzyć się z innymi graczami online. Trybów online siłą rzeczy nie miałem jeszcze jak sprawdzić przed premierą, skupię się więc na trybie kariery. Tutaj znajdziecie wszystko to, czego możecie się spodziewać. Rozgrywamy spotkania towarzyskie, bierzemy udział najpierw w mniejszych turniejach (wielkie szlemy wymagają od nas minimum 100. miejsca w rankingu, a zaczynamy w trzeciej setce), trenujemy, podnosząc nasze statystyki, i tak dalej. Za turnieje dostajemy też nowe rakiety, elementy ubioru czy dostęp do innych trenerów. Wszystko to podnosi nasze statystyki. Same turnieje to typowe drabinki i nic więcej – przydałoby się jakieś urozmaicenie, bo kariera niestety dość szybko przez to zaczyna nudzić. Nadal jednak gameplay ratuje sytuację.
Graficznie
Matchpoint: Tennis Championships to bardzo przeciętna gra, której widocznie brakowało funduszy. Nawet licencjonowani zawodnicy nie wyglądają za dobrze. Można ich rozpoznać (choć czasami jest to trudne), ale zdecydowanie brakuje szczegółowości. Animacji poruszania jest na szczęście całkiem sporo, przez co nie czułem dyskomfortu podczas rozrywki. Nadal jednak wieje tu budżetowością. Korty stworzone na potrzeby gry są okej i to tyle. No i lepiej nie patrzeć w trybuny, bo tam zobaczymy tylko armię pokracznych modeli. W grze usłyszymy też komentatora – ten jednak ma do powiedzenia zaledwie kilka zdań na krzyż, co zaczyna przeszkadzać po kilku godzinach zabawy. A muzyka jest tylko w menu i to taka mocno randomowa.
[gallery ids="208342,208340,208339,208341"]
Matchpoint: Tennis Championships ma sporo problemów, wynikających głównie z niskiego budżetu twórców, ale mimo wszystko bardzo przyjemnie wraca mi się do gry, „aby rozegrać jeden mecz”, ale na tym jednym zazwyczaj się nie kończy. Może jakieś aktualizację w przyszłości dodadzą urozmaicenie do trybu kariery, na co liczę. Teraz zostaje mi zmierzyć się z online’owymi przeciwnikami – ciekawe, czy będę w stanie coś ugrać.
Ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe
Gra więcej, niż powinien. Od czasu do czasu obejrzy jakiś film, ale częściej sięgnie po serial w domowym zaciszu. Niepoprawny fanatyk wszystkiego, co pochodzi z Kraju Kwitnącej Wiśni.
|
[email protected]