Movies Room - Najlepszy portal filmowy w uniwersum

Pokemon Scarlet/Violet – recenzja gry. Grać się da, ale jakim kosztem

Autor: Mateusz Chrzczonowski
10 stycznia 2023
Pokemon Scarlet/Violet – recenzja gry. Grać się da, ale jakim kosztem

Na nową generację Pokemonów czeka się na jak na kolejną odsłonę naszej ulubionej serii filmowej czy kontynuację przygód naszych bohaterów ze świata gamingu. Choć wiemy, że ponownie będziemy robić to samo – czyli łapać je wszystkie i toczyć niezliczone boje – to chcemy, by było ich więcej i by wyglądały choć trochę inaczej. Może brzmi jak jakaś choroba psychiczna albo uzależnienie od dziwnych substancji, ale chyba działa, bo gry o słodkich stworkach nieustannie sprzedają się w zawrotnym tempie. Czy Pokemon Scarlet/Violet dobrze przyprawia tę nową porcję pociesznych kieszonkowców?

Za sprawą Pokemon Scarlet/Violet franczyza przebiła już liczbę tysiąca kieszonkowych stworków, a dokładnie jest ich teraz aż 1008 – ręka do góry, kto potrafi wymienić wszystkie na jednym wdechu. Zajęło to 26 lat, ale i tak robi wrażenie. Dzięki temu, że marka jest nieustannie rozwijana, jej sława nie słabnie, a co więcej Pokemony są obecnie uważane za najbardziej dochodową franczyzę popkulturową na świecie. Trudno z tym dyskutować, bo pieniądze na stole są tu ogromne. Niestety niekoniecznie musi się to przekładać na wysokojakościowe projekty gamingowe, z których przecież marka się wywodzi. Pieczę nad kolejnymi grami sprawują nieustannie Game Freak – o twórcach tych posiadających prawa do tworzenia kolejnych tytułów powiedziane było już dużo, ale wraz z ubiegiem lat pozytywów było coraz mniej.
Pokemon Scarlet
Fot. materiały prasowe / Pokemon Scarlet/Violet
Firmę z Japonii trzeba na pewno pochwalić za wykonanie kilku kroków w przód, by coś zmienić w grach Pokemon. Niestety też o wiele za późno, bo twórcom bardzo wygodnie trzymało się starych i sprawdzonych założeń, ale nawet oni musieli w końcu dojrzeć, że ta formuła w końcu znudzi nawet najwierniejszych fanów. Dlatego też w 2022 roku mogliśmy dostrzec najodważniejsze zmiany w serii. Na początku roku rynek trafił Arceus, który przede wszystkim szczycił się otwartym światem. Ten ostatecznie otwartość miał mocno naciąganą, bo i tak składał się z mniejszych, oddzielnych regionów. Mimo wszystko tereny były całkiem rozległe i można było poczuć się o wiele swobodniej. Druga sprawa to mocno odświeżony system walki, który na nowo rozbudził w graczach chęć toczenia niezliczonych pojedynków – koniec z przenoszeniem się na „arenę” pojedynku. To wszystko i więcej posiadać miały Pokemony Scarlet/Violet.

Zobacz również: Under The Waves – wrażenia z pierwszej wersji gry. Firewatch 2?

Najnowsza odsłona Pokemonów wprowadza wszystkie wspominanie wcześniej nowości zaprezentowane w Arceusie, a nawet poprawia świat, który teraz rzeczywiście można nazwać otwartym. Nowy region, czyli Paldea, to ogromny obszar, który możemy przemierzać wzdłuż i szerz. Oczywiście spotkamy pewne ograniczenia terenowe, a te będziemy mogli pokonać dopiero po ulepszeniach. Dość dużą nowość dostajemy już w pierwszych godzinach zabawy. To wtedy wpadamy na jednego z legendarnych pokemonów tej odsłony i… możemy go dosiąść. Tak, chodzi o te motorowe stworki. Dzięki nim bardzo sprawnie będziemy mogli przemieszczać się po tym rozległym terenie.
Pokemon Scarlet
Fot. materiały prasowe / Pokemon Scarlet/Violet
Fabuła w Pokemon Scarlet/Violet w wielu elementach pokrywa się z tym, co doskonale znamy z poprzednich odsłon, ale twórcy zafundowali nam też kilka wątków całkiem świeżych. Na początku ponownie startujemy jako nowy w fachu, który musi co nieco przyswoić. Zostajemy więc wysłani do akademii, po drodze spotykamy motopoka, a potem już klasycznie ruszamy na polowanie w celu zdobycia nowych stworków oraz pokonania ośmiu mistrzów. Jednak to okazuje się być tylko jeden z trzech wątków. Następnie musimy stawić czoła grupie Team Star, czyli takim osiłkom z uniwerku. Na koniec pozostaje jeszcze odkrycie tajemnicy Herba Mystica i pokonanie potężnych pokemonów. Jak widać, jest dość klasycznie, ale z małymi urozmaiceniami.

Zobacz również: Alfred Hitchcock – Vertigo – recenzja gry. Nie wierz nigdy kobiecie

Niestety już powoli kończą mi się plusy, a zostaje cała gorycz, która tu mocno przeważa. Z pozytywów nie można nie wspomnieć o nowych stworkach, których tu doczekaliśmy się aż 103. Ich designy mogą się podobać, a każdy gracz pewnie znajdzie swojego ulubieńca. Oczywiście nie zawsze jest idealnie. Mnie akurat zawiódł wygląd kolejnych form ewolucji mojego startera typu ognistego, Fuecoco. Na pewno jest jednak w czym wybierać. Tylko właśnie, co z tego, że pokemonów jest dużo, są pomysłowe i dobrze zaprojektowane, jak całość psuje warstwa wizualna gry. To trzeba podkreślić przynajmniej kilka razy – nowe Pokemony wyglądają i działają okropnie! Tego niestety nie zmieni nic, zwyczajnie Switch nie jest przystosowany do tak zasobożernych tytułów. https://www.youtube.com/watch?v=tfQj1aQz8d8 Pokemon Scarlet/Violet w założeniach miało działać stabilnie w 30 klatkach na sekundę, co i tak nie robi już wrażenia przy obecnych standardach. Tu można jednak zrozumieć – tak działa każda gra na Switchu. Ale kluczem było tu słowo „stabilnie”, które można włożyć między bajki. Gra rwie praktycznie co chwilę, a doczytywane obiekty to tutaj chleb powszedni. Co gorsza, często zdarzają się doczytywać pokemony, przez co przypadkiem inicjujemy walkę, której wcale nie chcieliśmy. To jest dość duży problem. I żeby gra wyglądała jeszcze jakoś oszałamiająco, to można by te spadki płynności wybaczyć, ale tak zdecydowanie nie jest. Nowe Poki mocno odstają od dzisiejszych standardów. Tekstury odpychają, obiektom brakuje szczegółów, a nawet te ciekawe stworki nowej, dziewiątej generacji wyglądają zwyczajnie jak kolorowe plamy. No i jeszcze masa, masa bugów. Trudno cieszyć się grą w takim stanie.

Zobacz również: Need for Speed Unbound – recenzja gry. Pal kapcia!

Pokemon Scarlet/Violet jest kolejnym krokiem w kierunku rozwoju marki, ale warstwa technologiczna i wizualna, związana też po części z ograniczeniami Switcha, cofa serię o przynajmniej kilka generacji. Nowe stworki mogą cieszyć, otwarty świat również, ale nie w takim wydaniu. Niestety na znaczący postęp przyjdzie nam trochę poczekać. Ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe

Gra więcej, niż powinien. Od czasu do czasu obejrzy jakiś film, ale częściej sięgnie po serial w domowym zaciszu. Niepoprawny fanatyk wszystkiego, co pochodzi z Kraju Kwitnącej Wiśni. | [email protected]

Komentarze (0)
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.