Festiwal Filmowy w Cannes to miejsce, gdzie kariery twórców trwają w najlepsze, bądź rozkwitają. Każdy filmowiec chciałby kiedyś móc zaprezentować swój film na Lazurowym Wybrzeżu. Ci, co bardziej utalentowani i popularni nawiedzają ze swoim dziełem Le Palais des Festivals regularnie. Przykładów jest wiele, jednym z nich może być, chociażby ceniony reżyser Francis Ford Coppola, twórca Ojca Chrzestnego czy Czasu Apokalipsy (chociażby drugi tytuł miał premierę na Festiwalu Filmowym w Cannes). W 2024 twórca Draculi (również premiera w Cannes) ponownie wraca do Francji, tym razem ze swoją produkcją Megalopolis. Jak wypada nowy film legendarnego twórcy? Zachęcam do przeczytania poniższej recenzji.
W Megalopolis poznajemy historię Nowego Rzymu, amerykańskiego miasta — które chyli się ku upadkowi. O wpływy i władzę walczy tam burmistrz Cicero, a także bankier, filantrop i ekscentryczny wynalazca Caesar. Jeden reprezentuje stary, konserwatywny sposób myślenia, a drugi nowy, rewolucyjny, ale również zagrożony katastrofą pomysł, przeciw któremu wystaje wiele najbiedniejszych klas mieszkańców miasta. W tle miliardy wujka tego drugiego — Crassusa III, walka o rodzinne wpływy, skandale, upadek imperium i wiele, wiele więcej.
Jestem dużym fanem umiejętnego przekładania elementów starożytnych na współczesność. Przykładem ciekawego poprowadzenia tematu i jasnego połączenia tych światów są, chociażby książki Ricka Riordana, zwłaszcza te skupiające się na świecie greckorzymskich mitów. Coppola w swoim nowym filmie również stara się tę tematykę jakoś połączyć. Tworzy to jednak bardziej poprzez porównanie istniejącego imperium amerykańskiego do tego rzymskiego. I tak jak uważam, że pomysł ten jest wyjątkowo ciekawy i godny uwagi, tak niestety samo wykonanie jest tragiczne. Widz bardzo często się w nim gubi. Co jakiś czas gdzieś wypływają te rzymskie easter eggi i nawiązania, które niestety często nie wiadomo z czego wynikają. Zostając przy antycznych porównaniach, poziom scenariusza, mógłbym porównać do Rzymu z czasów najazdu przez Hannibala, albo znacznie późniejszych najazdów barbarzyńców, a nie okresu panowania Oktawiana Augusta, czyli tego najbardziej dostatniego dla Imperium Rzymskiego. Historia jest tak chaotyczna, nielogiczna i megalomańska, że aż trudno sobie to wyobrazić.
Społeczeństwo przedstawione w Megalopolis stara się w satyryczny sposób przedstawić Amerykanów, a zwłaszcza nowojorczyków, bo to na Nowym Yorku wzorowany jest Nowy Rzym. Co ciekawe jednak robi to w sposób nie tyle sztampowy i przerysowany, ile po prostu toporny. Bohaterowie nie próbują być w żaden sposób oryginalni. Nie wymagam od nich bycia prawdziwymi, co to, to nie. Jak najbardziej reżyser może korzystać ze schematów. Dobrze by było jednak je jakoś ubrać, a nie serwować danie tak znane, że aż momentami nie można go ze znudzenia przegryźć. Myślę tutaj głównie o postaci dziennikareczki, która wchodzi z każdym do łóżka i próbuje wszystkich oszukać — granej przez Aubrey Plazę, a także swego rodzaju Donalda Trumpa — Shia LaBeouf, który w filmie zbiera prawe skrzydło, próbuje wszystko obalić i romansuje z pierwszą wymienioną bohaterką. Obok tego mamy postać Giancarlo Esposito, czyli zaborczego ojca, cały czas obstającego przy swoim, Adama Drivera grającego wynalazcę marzyciela, którego nikt nie może zrozumieć — nawet chyba sam reżyser i oczywiście Natalię Emmanuel, której postać się nie może zdecydować czy być porządną obywatelką, czy rozpuszczonym szczeniakiem. Oba te światy zmienia jak rękawiczki i nie jest w tym nawet za grosz naturalna. Jak już widzicie, obsada jest naprawdę bogata i różnorodna, a nie doszedłem nawet do połowy listy. Oprócz tego jest między innymi Laurence Fishburne i Dustin Hofmann — który pojawia się i znika, niczym w piosence Bajmu. I tak jak po zwiastunie może Wam się wydawać, że film ten jakkolwiek jest powiązany z Matrixem i logicznym zwalnianiem czasu, tak muszę Was ostrzec, że nie. Z logiką nie miało to nic wspólnego. Wielu na pokazie prasowym żałowało, że też nie ma umiejętności władzy nad czasem. Jednak tylko i wyłącznie po to, żeby go przyspieszyć.
Megalopolis zawiera bardzo dużo elementów, nie zawsze je jednak łączy, a nawet rozwija. Coppola wrzuca sporo różnego typu scen i elementów, które nie do końca mają jakiekolwiek zastosowanie. Sporo jest błyskotek i przerostu formy nad treścią, które jednocześnie nie są spójne. Tak, jak jeden z bohaterów ma kilka halucynacji związanych ze środkami psychoaktywnymi, tak wizja ukazana w całym filmie pozwala widzom wierzyć, że tekst scenariusza tworzony był pod wpływem. Należy przy tym dodać, że nie były to najlżejsze narkotyki. Film nie wyróżnia się również pod względem efektów specjalnych. Momentami widać bowiem, w taki drastyczny i wręcz "chamski" sposób zastosowanie green screena, które po prostu razi po oczach. Coppola wykorzystuje również interesujący, choć dziwny zabieg, w którym osoba obecna w kinie prowadzi wywiad z postacią Adama Drivera nagraną w filmie. Jak słyszycie, jest to specyficzna scena, ale nie dodająca żadnej wartości. Ciekawsze od tego wątku (w samym Megalopolis), jest to, jak twórcy planują ten zabieg wykorzystać w światowej dystrybucji. Na rozwiązanie tego problemu mają jednak bardzo dużo czasu, bowiem Coppola ma problem ze znalezieniem dystrybutora.
Podczas przedpremierowego pokazu filmu na drugiej największej sali Pałacu Festiwalowego w Cannes wydarzyło się kilka charakterystycznych rzeczy. Po pierwsze na seansie niektóre osoby spały. Zdarzyły się i takie, którym urwał się film na cały film. Nie jest to jednak nic dziwnego, kiedy niektórzy dziennikarze oglądają po kilka filmów dziennie, śpiąc jednocześnie po dwie trzy godziny. Kontynuując, jedna z takich osób bardzo głośno chrapała. Wraz z moją sąsiadką z siedzenia obok, najprawdopodobniej francuską dziennikarką zastanawialiśmy się, czy bardziej irytujące są dźwięki krytyka, czy sama produkcja, którą oglądaliśmy, czyli Megalopolis. Innym ważnym wspomnienia faktem jest buczenie, którym film potraktowali dziennikarze po jego zakończeniu. Cannes jest miejscem, gdzie raczej twórcy i odbiorcy sobie nawzajem słodzą, chociażby owacją na stojąco (nawet jeżeli dzieło na to nie zasługuje). A tutaj taki wyjątek od reguły, coś niesamowitego.
Na koniec chciałbym użyć porównania, którego wiem, że nie powinienem, chociażby z powodu statusu tej legendy kina. Niestety zbyt zagnieździło się w mojej głowie, abym mógł go nie wykorzystać. W Internecie popularny jest pewien mem, w którym wstawia się coś przypominającego czy to znaną postać filmową, czy aktora, załączając podpis -kolejny wielki aktor (postać) się stoczył. I niestety w trakcie premiery Megalopolis skojarzyło mi się to właśnie z legendą kina Francisem Fordem Coppolą.
Ilustracja wprowadzenia: Kadr z filmu Megalopolis
Absolwent szkoły muzycznej I stopnia. Miłośnik kina i szeroko rozumianej popkultury. Korespondent z Festiwalu Filmowego w Cannes. Były zawodnik footballu amerykańskiego, a także Mistrz Polski Juniorów w tej dyscyplinie.