Movies Room - Najlepszy portal filmowy w uniwersum

Kino Świat

Sonic x Shadow Generations - recenzja gry. Najlepsza gra o Sonicu ever

Autor: Kamil Witkowski
29 października 2024
Sonic x Shadow Generations - recenzja gry. Najlepsza gra o Sonicu ever

W roku 2011 Sonic obchodził swoje 20 urodziny, z okazji których powstała gra celebrującą historię niebieskiego jeża, w której możemy zwiedzać odświeżone poziomy ze starszych odsłon. Był to występ gorąco przyjęty przez fanów, a nawet został doceniony przez ludzi, którzy nie mieli styczności z serią. Jednak ogłoszenie remasteru spotkało się z mieszaną reakcją, ponieważ ta gra do dzisiaj trzyma swój poziom i wygląda świetnie. Jednak Sega wyciągnęła asa z rękawa, rywala Sonica - Shadow The Hedgehog, który miał dostać również swoją kampanię. Czy Sonic x Shadow Generations jest warte zakupu, a może to jest kolejny zwyczajny skok na kasę zrobiony na kolanie?


Grę przeszedłem na Playstation 5, ale można zagrać w ten tytuł również na Playstation 4, Xbox Series X|S, Xbox One, Nintendo Switch oraz na PC. Gdy dowiedziałem się, że będę mieć możliwość, aby zagrać w tę grę przed premiera, abym mógł zrobić z niej recenzję, to w mojej głowie już pojawiła się wizja, że będę musiał bardzo podkreślić fakt, iż jestem fanem serii o Sonicu i moja opinia może być lekko nieobiektywna. Jednak po przejściu gry mogę od razu Wam powiedzieć, że twórcy odrobili zadanie domowe i w świetny sposób spełnili oczekiwania i to jest naprawdę genialny tytuł. Będą lekkie spoilery, ale jeżeli śledziliście zwiastuny to dużo Was tutaj nie zaskoczy, ponieważ Sega w zwiastunach pokazała większość rzeczy, jakie ta produkcja ma do zaoferowania.

Zobacz także: The Legend of Zelda: Echoes of Wisdom – recenzja gry. Księżniczki moc

Tytuł dzieli się na dwie gry - zremasterowane Sonic Generations oraz całkowicie nowa gra - Shadow Generations. Generacje Sonica w nowym wydaniu nie różnią się bardzo od oryginału. Podkręcona rozdzielczość, jakość tekstur, lepsze oświetlenie i mamy również polską wersję językową, ale niestety tylko napisy. Nie dożyliśmy jeszcze polskiego dubbingu w grach o Sonicu. Natomiast warto zwrócić uwagę na to, iż dialogi zostały zmienione. Postaci są bardziej rozumne niż wcześniej. Zamiast patrzeć na dobrze im znane „Green Hill Zone” nie mówią czegoś w stylu „Hmm… Skądś kojarzę to miejsce ale nie wiem skąd”, jak w oryginale. Ogólnie dialogi między postaciami są lepiej napisane.

Gra jak wcześniej dzieli się na 2 akty. Akt pierwszy - poziom klasycznego Sonica oraz akt 2 -  poziom współczesnego Sonica. Obaj panowie nabyli nową umiejętność, jaką jest „Drop dash”, dzięki której w trakcie skoku jeżeli przytrzymamy ponownie przycisk... skoku, to jeże zwijają się w kulkę i po wylądowaniu wykonują od razu spin dash, dzięki czemu dynamika jest jeszcze bardziej wzmocniona. Dostajemy również nowe znajdźki, jakimi są chao; małe stworki które chowają się w poziomach, aby je uratować.

Zobacz także: Until Dawn (2024) - recenzja gry. Podróż powrotna do Blackwood z najdroższym biletem

Remaster gry z 2011 roku to nie jest to, na co najbardziej ludzie czekali bo wszyscy byli ciekawi, co z naszym ukochanym edge lordem o czarnych kolcach, Shadow Generations? Przed premierą gry dostaliśmy mini serial animowany Sonic x Shadow Generations Dark Beginnings, który ukazywał trochę backstory Shadowa oraz wprowadził nas w historię Generations, ponieważ akcja w grze zaczyna się w tym momencie, w którym zakończyła się animacja. Fabuła Shadow Generations ukazuje, co działo się w momencie, kiedy Sonic próbował uratować czasoprzestrzeń przed Eggmanem i Time Eaterem. Mroczny jeż spotyka swojego wroga z dawnych czasów - Black Dooma - który chce wyrównać rachunki z Shadowem i zawładnąć wszechświatem czy coś tego rodzaju. Po cutscence jesteśmy wrzuceni w pierwszy poziom Space Colony Ark. Levele również dzielą się na 2 akty. Akt 1 - dynamiczny boost gameplay podobny do stylu grania współczesnym Soniciem, lecz widać inspiracje grą, w której Shadow zadebiutował czyli Sonic Adventure 2, co odświeża rozgrywkę i jest wykonane w genialny sposób. Oraz akt drugi, czyli bardziej side scrollerowe, platformówkowe etapy.

Naprawdę trzeba pochwalić twórców za podejście do level designu. Poza możliwością obrania wielu alternatywnych ścieżek, które zwiększają repeat value całej gry. W trakcie poziomu dzieje się naprawdę dużo. W pewnym momencie może pojawić się Black Doom i przenieść nas do innej lokacji, co przypomina sceny rodem z Doktora Strange’a. Każdy poziom ma swoje charakterystyczne cechy i grając w nie ani razu nie poczułem nudy... No poza Chaos Island. Nie może być zbyt pięknie. W arsenale Cienia mamy umiejętność Chaos Control, którą możemy naładować, pokonując przeciwników albo niszcząc pojemniki z energią. Po wciśnięciu odpowiedniego przycisku Shadow zatrzymuje czas,  przez co stopuje przeciwników, platformy, a nawet timer w lewym górnym rogu, co pozwala na uniknięcie zagrożenia albo wykorzystanie zatrzymanego terenu jako skrótu lub dostania się do znajdźki. W poziomach możemy znaleźć swego rodzaju zieloną energię, która w momencie użycia Chaos Control przenosi nas do dalszego miejsca w poziomie pomijając jego część.

Zobacz także: Jakub Wędrowycz: Upiorne wczasy - recenzja gry planszowej

Jak Sonic miał swój dwuwymiarowy hub world, w którym poruszamy się między poziomami, tak Shadow już w swoim porusza się w trzech wymiarach. Nie jest on na tyle duży, żeby się zgubić ale też nie na tyle mały, żeby szybko się znudził. Mamy tu trochę rzeczy do roboty. Możemy szukać skrzynek, które ukrywają się w poziomach, aby odblokować artworki, concept arty i muzykę, którą możemy wybrać przed wejściem do poziomu aby grała w tle. Otwieramy je za pomocą kluczy. Minigierki, w których musimy dogonić jakiś cel na czas, albo zebrać 100 ringów w określonym czasie. A co do muzyki to tradycji stało się zadość i Shadow Generations ma mistrzowską ścieżkę dźwiękową.

Wraz z rozwojem fabuły nabywamy umiejętności „Doom Powers” takie jak na przykład: „Doom Spears”, którymi możemy namierzyć 5 celów naraz i zaatakować aby zniszczyć. Do tego możemy unieruchomić przeciwników, za pomocą Doom Blast, którym wybijamy przeciwnika w powietrze, wystrzeliwujemy przed siebie po czym do niego dolatujemy. Jest też mój faworyt „Doom Surf”, dzięki któremu możemy pływać na wodzie na płaszczce. Znajdziemy także „Doom Morph”, który zamienia nas w swego rodzaju Venoma z mackami, dzięki któremu możemy się poruszać po fioletowej mazi, a także  „Doom Wings”, które pozwalają nam szybować w przestworzach. Po ich odblokowaniu możemy też użyć skrzydeł w poprzednich poziomach.

Zobacz także: Dragon Ball: Sparking! Zero - recenzja gry. Celne uderzenie Kamehameha w serca fanów serii

Powracają bossowie z poprzednich gier. Aby otworzyć ich bramy, tak jak w przygodzie Sonica, potrzebujemy kluczy. Zdobywamy je poprzez pokonywanie poziomów wyzwań, w których przechodzimy przez plansze z jednym ringiem, pokonujemy określona liczbę przeciwników albo używamy Chaos Control, aby dotrzeć do końca w wyznaczonym czasie i tym podobne. W Sonic Generations było dużo więcej wyzwań, lecz można było sobie wybrać, do którego chcemy podejść i wystarczyło przejść jedno wyzwanie, aby zdobyć jeden klucz. Tutaj natomiast jest ich mniej, jednak aby ukończyć grę, musimy pokonać 2 wyzwania na klucz, czyli wszystkie które mamy w grze. Może się trochę czepiam, ale, sądzę, że wystarczyłoby pokonanie jednego wyzwania na klucz, a nie dwóch w przypadku gdyby gracz stwierdził, że dane wyzwanie jest za trudne i woli spróbować zdobyć klucz za pomocą innego wyzwania. Fabuła gry jest naprawdę ciekawa, poważniejsza i mroczna niż typowe przygody niebieskiego jeża. Niektórym może nawet polecieć łezka przy zakończeniu.

Podsumowując, Sonic x Shadow Generations to świetne zestawienie na przynajmniej 8 godzin zabawy, które jest idealne dla fanów, jak i nowych graczy serii. Dynamiczna rozgrywka, świetne poziomy, mistrzowska muzyka, dużo znajdziek oraz... Chaos Island... No dobra, może przesadzam ale nie jestem w stanie znaleźć więcej znaczących wad w tym tytule. Te gry mają to do siebie, że z każdym przejściem stajemy się coraz lepsi, co daje nam jeszcze większą satysfakcję z przechodzenia ich. Niebieski jeż miał bardzo dużo wzlotów i upadków z podkreśleniem tych drugich, więc jako fan serii dumnie mogę stwierdzić, że „WE ARE SO BACK” i twierdzę, że to jest najlepsza odsłona przygód o pędzących jeżach w historii. Niestety zapomniałem przełączyć grę na tryb wydajności, ale nawet bez tego grało mi się przyjemnie i nie mam tu dużo do zarzucenia.

Chcesz nas wesprzeć i być na bieżąco? Obserwuj Movies Room w google news!

Przede wszystkim gracz i miłośnik kina. Zakochany w MARVELu, a najbardziej w Spider-Manie. Prowadzi swój kanał YouTube, streamuje na Twitchu, montuje filmy i zbiera figurki. Takie duże dziecko.

Komentarze (0)
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.