Movies Room - Najlepszy portal filmowy w uniwersum

Elli

Magiczne lata 80. w Paramount Network

The Legend of Zelda: Echoes of Wisdom – recenzja gry. Księżniczki moc

Autor: Mateusz Chrzczonowski
24 października 2024
The Legend of Zelda: Echoes of Wisdom – recenzja gry. Księżniczki moc

Nintendo, próbując ugryźć ich znane IP trochę z innej strony, w ostatnim czasie postanawia wyciągnąć na pierwszy plan dotąd drugoplanowe postacie. Niedawno mogliśmy zobaczyć na pierwszym planie księżniczkę Peach, a teraz do głosu dochodzi kolejna księżniczka – Zelda. Czy będzie to równie udane wyjście z cienia? 

Choć seria o przygodach Linka ma w nazwie imię Zelda, to dotąd ta książnika nie miała dużo do powiedzenia, bo jej rola sprowadzała się głównie do persony nieustannie ratowanej z opałów. Nintendo postanowiło jednak w końcu dać się jej wykazać, umieszczając ją w roli naszego protagonisty. Tak oto Zelda wyrusza na swoją wyprawę, aby wyjątkowo to ona mogła ocalić tyłek Linkowi. 

Gdzie Link nie może, tam Zeldę pośle

Serię The Legend od Zelda trudno nazwać odtwórczą – w końcu ostatnie dwie główne odsłony serii, czyli The Legend of Zelda: Breath of the Wild oraz The Legend of Zelda: Tears of the Kingdom wykazały się ogromem świetnych pomysłów i mechanikami, których próżno szukać w innych produkcjach. Mimo wszystko ogólny zamysł na historię był tu od lat niezmienny – księżniczka Zelda jest w opałach, a na ratunek pędzi jej niezawodny Link, ostatecznie pokonując Ganona i jego popleczników. Dobrze więc, że w końcu dostaliśmy coś nowego. Początek gry jednak nie wskazuje na inny rozwój wydarzeń. Link ponownie idzie ratować księżniczkę, mierzy się z główny antagonistą i… tu wyjątkowo historia nie kończy się najlepiej. Zelda zostaje uwolniona, ale Link wpada w otchłań tajemniczej wyrwy w czasoprzestrzeni. Nasza białogłowa nie może oczywiście tego tak zostawić, dlatego wyrusza w głąb Hyrule, aby zbadać sprawę tajemniczych szczelin i by sprowadzić z powrotem jej dzielnego rycerza. 

Screen z gry The Legend of Zelda: Echoes of Wisdom

Zobacz również: Until Dawn (2024) - recenzja gry. Podróż powrotna do Blackwood z najdroższym biletem

Na pierwszy rzut oka może się zdawać, że choć zmieniła się sterowana przez nas postać, to ogólny zamysł się nie zmienił. Wizualnie i artystycznie tak – gra bardzo przypomina odświeżone dwuwymiarowe przygody Linka. Ponownie zwiedzamy znaną nam krainę i kolejny raz mierzymy się z podobnymi przeciwnikami. To jednak tyle podobieństw. Gameplay jest tu zupełnie inny – wszystko za sprawę jednej innowacyjnej mechaniki. Zelda na początku swojej podróży spotyka bowiem wróżkę Tri, która zaopatrzyła ja w magiczny kostur. Przedmiot ma dość nietypowe umiejętności, gdyż potrafi tworzyć duplikaty przedmiotów czy też różnych żyjątek. 

Kosturem skopiuję wszystko

I tak, choć historia The Legend of Zelda: Echoes of Wisdom niczym nowym was nie zaskoczy, tak gameplay powodował zachwyt na mojej twarzy tak średnio raz na pół godziny. Twórcy przeszli tu samych siebie. Jak pewnie się domyślacie, Zelda w na co dzień nie umie korzystać z broni ani dźwigać ciężkich przedmiotów – w końcu to prawdziwa księżniczka. Na szczęście jej nowa zabawka zastępuje jej to wszystko. Każdy napotkany w grze przedmiot da się dzięki niemu „sczytać”, by potem wykorzystać jego warunki fizyczne lub inne atrybuty, aby rozwiązać zagadkę środowiskową. W ten sposób na przykład możemy utworzyć most ze skopiowanych łóżek (przedmioty po prostu materializują się w wybranym przez na miejscu), aby przejść nad przepaścią lub też ułożyć schody ze skrzyń oraz stołów. A co ciekawe, w wielu miejscach znajdziecie nawet kilka sposobów na rozwiązanie problemu – kreatywności nie ma tu końca.

Screen z gry The Legend of Zelda: Echoes of Wisdom

„Ale ekipę żeście zmontowali”

Niezwykle ciekawie prezentuje się również walka. Zelda może bowiem kopiować też pokonanych wrogów, dzięki czemu otrzymujemy możliwość przywoływania armii sługusów, które atakują wrogów. Ograniczeniem jest tylko moc kostura – na przykład mocniejszego summona możemy stworzyć tylko jednego, a słabszych po kilka. Sprawdza się to wyśmienicie i daje ogrom wariantów poradzenia sobie ze zwykłymi wrogami czy też z bossami. I pomyśleć, że na początku gry musiałem rzucać w slamy kamieniami, a już po kilkunastu godzinach mogłem wysłać na przeciwników pokaźną grupkę siejących postrach sługusów. Można tu stworzyć ekipę niezłych popaprańców. 

Zobacz również: Dragon Ball: Sparking! Zero - recenzja gry. Celne uderzenie Kamehameha w serca fanów serii

W tej nietypowej odsłonie można wyróżnić jeszcze kilka elementów. Fajnie na przykład wypadają etapy w szczelinach, gdzie możemy udać się dzięki zdolnościom wróżki. Tu twórcy mocno pobawili się formą, dzięki czemu dzieje się naprawdę dużo. To właśnie tam mierzymy się też z bossami, a ci są równie pomysłowi, co cały zamysł na gameplay. Twórcy nie zapomnieli też o craftingu – zbieranie składników ma tu sens, bo stworzenie na przykład mikstur daje realne korzyści. A graficznie? Jest tu naprawdę ładnie. To dokładnie ten sam poziom, co przy niedawnym The Legend of Zelda: Link's Awakening – oprawa jest jaskrawa, wielobarwna i zwyczajnie cieszącą oko.

Zelda nie przynosi wstydu Linkowi?

The Legend of Zelda: Echoes of Wisdom, gdzie pierwsze skrzypce gra tytułowa Zelda, zdecydowanie nie odstaje od głównych odsłon serii. Pomysł na gameplay przeszedł moje oczekiwania, dostarczając rozwiązania, których trudno szukać w innych grach – mogłem ich spodziewać się tylko w grze Nintendo. To dwadzieścia kilka godzin zabawy, zmuszającej do logicznego myślenia. Gra korzysta ze swoich nietuzinkowych rozwiązań na każdym kroku i na każdym kolejnym kroku zaskakuje jeszcze bardziej. A co więcej, nie mamy tu narzuconego jednego, słusznego rozwiązania, bo twórcy ciągle wynagradzają naszą kreatywność, do której nowa Zelda daje wyśmienite podłoże. Kocham odkrywać, że w branży gier nadal jest miejsce na pomysłowość. 

Ilustracja wprowadzająca: materiały prasowe

Chcesz nas wesprzeć i być na bieżąco? Obserwuj Movies Room w google news!

Gra więcej, niż powinien. Od czasu do czasu obejrzy jakiś film, ale częściej sięgnie po serial w domowym zaciszu. Niepoprawny fanatyk wszystkiego, co pochodzi z Kraju Kwitnącej Wiśni. | [email protected]

Komentarze (0)
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.