Początki serii The King of Fighters sięgają lat 90., gdy w salonach gier produkcja konkurowała z takimi potęgami, jak Street Fighter czy Tekken. Seria u nas raczej nieznana, a na pewno mniej rozpoznawalna niż franczyzy od Namco czy Capcomu. Dla mnie była to pierwsza styczność z Królem Wojowników. Czy jest to tytuł, który może zainteresować fanów bijatyk?
Gier z gatunku "bitki po pyskach" na rynku jest obecnie całkiem sporo, bo to zawsze fajna opcja przy spotkaniach ze znajomymi. Można powciskać losowe klawisze, a nóź wejdzie jakieś widowiskowe kombo – chyba że trafi się jakiś pan niszczyciel dobre zabawy, który przypadkiem spędził setkę godzin przy masterowaniu jednej postaci (zawsze można go wyprosić). Od lat triumfy świeci
Mortal Kombat, seria nieustannie rozbudowywana o bohaterów różnych franczyz filmowych czy growych. Ostatnio zapowiedziano długo wyczekiwanego
Street Fightera 6, świetnie ma się nadal
Tekken 7, dobrze jest też czasem wrócić do
Injustice 2, ja za to od kilku lat nie mogą nacieszyć się miodnością
Dragon Ball FighterZ. Do tego pozostaje jeszcze fantastyczne
Super Smash Bros. Ultimate na Switcha. Czy gdzieś w tym jest miejsce na
The King of Fighters XV?
Fot. Screen z gry The King of Fighters XV
Serii może być zwyczajnie trudno się przebić – nawet ja o tytule usłyszałem jakieś dwa miesiące temu. No i trochę szkoda, bo gra ma naprawdę rozbudowany system walki, licznych bohaterów (na start aż 39), a każdego z nich trzeba uczyć się praktycznie od zera – ataki specjalne i kombosy przy większości postaci działają inaczej i nie można przenieś naszej wiedzy z innych bohaterów. Do tego walki toczą w się w systemie 3 x 3, dlatego aby dobrze radzić sobie na przykład w walkach w sieci, trzeba dość dokładnie opanować system ataków przynajmniej trójki bohaterów. Jeśli chodzi o walkę trzech bohaterów, to nie da się ich zmieniać w dowolnym czasie, jak ma to miejsce w
Dragon Ball FighterZ. Tylko przed startem walk możemy wybrać kolejność, a ta ma spore znaczenie między innymi ze względu na przyznawane maksymalne paski Power (ich ilość zwiększa się wraz z kolejnym bohater). Ten dość skomplikowany, unikatowy dla każdej postaci system walki może trochę odstraszyć nowicjuszy, ale na szczęście twórcy nie zapomnieli o paru ułatwieniach dla początkujących graczy.
[gallery ids="196715,196716,196718,196717"]
Tak jak w każdej bijatyce, tak i w
The King of Fighters XV musimy energicznie wciskać kombinacje klawiszy. Tutaj podstawą jest operowanie lewym analogiem, który wykorzystujemy do wykonywania charakterystycznego dla serii ćwierć i pół kółka. Raz musimy z pozycji dolnej przesunąć się szybko o ćwierć obrotu w lewo, by potem równie szybko energicznie wykonać pół kółka w przeciwnym do ruchu zegara kierunku. Do tego trzeba jeszcze albo uderzyć pięścią (słaby lub silny atak), albo kopnąć nogą (też słaby lub silny atak). Następnie dochodzą odpowiednie kombinacje silnych i słabych udrzeć plus różne warianty operowania ćwierć i pół obrotami analoga. Dla ułatwienia triggery i bumpery robią też za dwa przyciski, na przykład zastępują silne kopnięcie i silne uderzenie pięścią czy silne i słabe kopnięcie, co trochę ułatwia szybkie wykonywanie złożonych kombosów. Ogólny gameplay odrobinę ułatwia też Roll, który umożliwia przeturlanie się po ziemi, dzięki czemu przez chwilę stajemy się niewrażliwi na większość ataków. No i jeszcze czterokrotne naciśniecie lekkiego uderzenia ręką uruchamia proste, acz efektowne ataki specjalne czy nawet Climaxy (jeśli mamy odpowiednią ilość pasków Power).
Tutaj pojawia się pewien problem z balansem postaci. W niektórych przypadkach te ułatwienia, czyli Roll i wspomniany przez chwilą kombos, są zbyt skuteczne. Do tego gdy bohater ma uderzenia specjalne oparte na ćwierć obrocie analogiem, a jego przeciwnik na pół obrocie, zaczyna być zauważalna przewaga jednej ze stron. Sam wszystkich postaci dobrze nie opanowałem, więc możliwe, że są też na to dobre kontry, ale trochę balansu by się przydało.
Fot. Screen z gry The King of Fighters XV
The King of Fighters XV to przede wszystkim zabawa online z innymi graczami i widać, że na tym głównie skupili się twórcy. Zabawa w sieci jest tu bezproblemowa i przy wielu grach nie doświadczyłem większych problemów. Małe „przesunięcia” zdarzały się tylko, gdy mój przeciwnik miał problem z internetem. Jeśli chodzi o grę offline, to mamy story mode, który wystarcza na około 45 minut. Możemy go jednak przechodzić wiele razy różnymi zespołami, by odblokowywać inne scenki po zakończeniu historii. Niestety reszta – walka z bossem i tak dalej – toczy się bez zmian. Jest też oczywiście możliwość gry w trybie kanapowym (tutaj spodobał mi się system boostów dla mniej wprawnych gracz, co wyrównuje niektóre starcia). A poza tym jest też skromny trening oraz zadania.
Graficznie gra jest za to po prostu okej, prezentuje poziom innych bijatyk. Większość to oprawa 2D, elementów 3D jest tu dość mało. Efektownie potrafią za to wyglądać ataki specjalne z masą efektów. A na największe uznanie zasługują projekty i wykonanie postaci, które potrafią cieszyć oko. Niektórym może przeszkadzać „japońskie” podejście do tematu, ale dla mnie był to fantastyczny powrót do klasycznych stylizacji. A muzyka? Od pierwszych minut w ucho wpadał
utwór przewodni, a w trakcie gry często można było słyszeć podobne rockowe brzemienia i te bardziej „
orientalne” – tu ponownie, nie miałem z tym żadnego problemu.
https://www.youtube.com/watch?v=i-R_EQUIRA8
The King of Fighters XV to zwyczajnie bardzo dobrze wykonana bijatyka, która może nie rewolucjonizuje modelu rozgrywki znanego w poprzednich odsłon, ale go odrobine podrasowuje. Seria ma solidne podstawy i świetnie wykorzystuje to w piętnastej odsłonie. Jeśli szukacie czegoś nowego na długie godziny ćwiczeń, to
The King of Fighters XV może być dla was.
Ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe
Gra więcej, niż powinien. Od czasu do czasu obejrzy jakiś film, ale częściej sięgnie po serial w domowym zaciszu. Niepoprawny fanatyk wszystkiego, co pochodzi z Kraju Kwitnącej Wiśni.
|
[email protected]