Movies Room - Najlepszy portal filmowy w uniwersum

Kino Świat

The Last of Us - Part 1 - recenzja gry. To jeszcze nie koniec!

Autor: Kamil Witkowski
1 września 2022
The Last of Us - Part 1 - recenzja gry. To jeszcze nie koniec!

Naughty Dog wiele razy nas już zachwyciło. Serią gier o Nathanie Drake’u czy Jaku i Daxterze. Jest jednak jeszcze jedna seria. Taka, która uderza w raczej mroczniejsze klimaty. Pierwsza część została wydana już wiele lat temu. Druga – całkiem niedawno. Natomiast teraz otrzymujemy remake zatytułowany The Last of Us – Part I. Czy widać poprawę? A może tytuł nie zasłużył jeszcze na takie odświeżenie? Jako wieloletni fan serii, który chętnie wytyka jej pewne bolączki, wziąłem ją na swój celownik, a teraz opowiem, co myślę o tym tytule. Wolę jednak uprzedzić, że ja dość mocno na niego czekałem, mimo że znam już historię.

Dla tych, którzy przez ostatnich dziesięć lat mieszkali pod kamieniem, zacznijmy w takim razie od nakreślenia, czym jest ta seria. Pierwsza część wyszła już 14 czerwca 2013 roku. Trochę ponad dziewięć lat temu. Zachwycała wciągającą historią, niezwykłymi pomysłami co do mechanik czy rozgrywki oraz prześliczną, jak na tamte czasy grafiką. Nie czekaliśmy długo, bo już 29 lipca 2014 roku otrzymaliśmy The Last of Us Remastered. Wydawało się to tylko skokiem na kasę, jednak różnica graficzna była zauważalna gołym okiem. Mimo że wielu ludziom taka praktyka nie spodobała się, jakoś machnięto na to ręką. Większość serwisów myślała, że The Last of Us – Part II dostaniemy dopiero ze startem kolejnej generacji konsol. Mowa tu o PlayStation 5. Premiera jednak odbyła się wcześniej, bo już 19 czerwca 2020 roku. Mimo wielu problemów – jak wyciek scenariusza przed premierą – gra sprzedała się dobrze i została przyjęta przez niektórych lepiej, a przez innych gorzej niż pierwowzór.
The Last of Us - Part 1
fot. zrzut ekranu z gry The Last of Us - Part 1
Po dwóch latach ukazuje się kolejny raz część pierwsza. Twórcy The Last of Us – Part I postanowili na zrobienie remake’u oryginału. To już w ogóle wzbudziło kontrowersje. Jak to? Trzeci raz chcą zarobić na tej samej grze? Co nam zaoferują? No i tutaj twórcy postanowili nas totalnie zaskoczyć. Powiedzieli oni bowiem, że budują pierwszą odsłonę całkowicie od początku, ale na silniku sequela. To już wzbudziło wiele szumów ciekawości i podekscytowania. Nie ukrywam, że sam się w to złapałem i mimo że przeszedłem ten tytuł już kilka razy, postanowiłem usiąść do niego jeszcze raz. Miałem oczywiście pewne obawy. I co? No i jestem naprawdę pozytywnie zaskoczony. To jest dokładnie ta sama gra, którą znamy już od wielu lat, jednak wyglądająca w taki sposób, jakbyśmy otrzymali całkowicie nowy tytuł, nad którym twórcy pracowali wiele ciężkich lat przepełnionych crunchem (w przemyśle gamedevu, to przymusowe nadgodziny przytrafiające się podczas procesu deweloperskiego dotyczącego danej gry). https://www.youtube.com/watch?v=WxjeV10H1F0&ab_channel=PlayStation

Zobacz także: Cult of the Lamb – recenzja gry. Baranek nie-Boży

Innymi słowy, jest naprawdę dobrze. Podczas przechodzenia gry uświadomiłem sobie, że fabuła nadal zapiera dech w piersiach, a osoby, które jeszcze jej nie znają, wkręcą się i będą chciały dalej ją poznawać. Podczas podróży po zrujnowanym przez wirus świecie natrafimy bowiem na zarażonych. Możemy oczywiście spróbować rozwalić ich, wbiegając z okrzykiem niczym rambo, jednak to niestety nie jest najlepszym pomysłem. W grze mamy bowiem ograniczony zapas amunicji oraz zapasów. Wszystko jednak możemy znaleźć gdzieś po drodze podczas odkrywania kolejnych elementów fabuły. Zamiast wbiegać zatem w grono przeciwników, lepiej jest zacząć się skradać. Istnieje bowiem szansa, że uda nam się wtedy załatwić ich wszystkich bez utraty amunicji czy zdrowia. Na pewno zajmie nam to trochę więcej czasu, jednak nagroda w postaci zachowania elementów potrzebnych nam do dalszej rozgrywki dodaje motywacji, aby tak właśnie robić. Bo właśnie to zaplanowali twórcy. Cichą skradankę, a nie naparzanie się na oślep niczym w serii Uncharted.
The Last of Us - Part 1
fot. zrzut ekranu z gry The Last of Us - Part 1
Gracze zakochali się w grze już przy premierze oryginału, a teraz mogą zrobić to ponownie. Tytuł wygląda naprawdę świetnie. Nowe modele postaci, w tym całkowicie nowa aktorka grająca Tess, wyglądają lepiej i jeszcze bardziej pasują do świata przedstawionego. Nie tylko postaci dostały jednak poprawę. Zmieniono także wygląd miejscówek, broni czy samych zarażonych. Ich animacje prezentują się o niebo lepiej, a gdy miałem jednego z nich udusić, z ogromną ochotą patrzyłem, jak ucieka z nich energia. Może nie brzmi to dobrze. Chodzi o to, że ta animacja została wykonana naprawdę genialnie i chciałem ją w kółko oglądać. Tekstury, oświetlenie i cienie także są znacznie ładniejsze. Do tego tytułu wykorzystano już technologię Ray Tracing, czyli śledzenia promieni światła widocznych na ekranie. Gdy na przykład zaczynamy grę, jesteśmy w sypialni. Jest tam zapalona tylko jedna lampka, dająca klimatyczną poświatę. Światło odbija się nawet w postawionym w pokoju lustrze. To absolutnie odjęło mi mowę. https://www.youtube.com/watch?v=R2Ebc_OFeug&ab_channel=PlayStation

Zobacz także: Rollerdrome – recenzja gry. Tony Hawk spotyka Maxa Payne’a

Niby nie ma się czym jarać. Ray Tracing jest dostępny już od jakiegoś czasu. Nie zmienia to jednak faktu, że zobaczenie go w tytule, który już znam, potrafi zaprzeć dech w piersiach. Gra w ogóle posiada wiele nowych funkcji, których wcześniej nie widzieliśmy. Możemy na przykład włączyć sobie funkcję, dzięki której dialogi wypowiadane w grze będą odtwarzane na głośniczku ukrytym w kontrolerze. W opcjach kontrolera możemy również pozmieniać sobie ustawienia wibracji dotyczące konkretnych akcji w grze. Może to być pogoda, atak wręcz, wystrzały i łuk czy wydarzenia w otoczeniu. Przez to możemy dostosować sobie ustawienia do własnych potrzeb i odczuwać grę w taki sposób, jakiego potrzebujemy. Nie ma co jednak ukrywać, że twórcy naprawdę bardzo się postarali, projektując ten bajer. Przyznam szczerze, że bardzo mi się on spodobał i absolutnie go nie zmieniałem. Dzięki temu mogłem na przykład odczuć krople spadającego deszczu. Niezwykłe doznanie, którego w grach zdecydowanie mi brakuje.
The Last of Us - Part 1
fot. zrzut ekranu z gry The Last of Us - Part 1
Nie będziemy się skupiać na dźwięku, bo tutaj jest raczej bez zmian. Muzycznie gra zawsze stała bardzo dobrze. Świetnie buduje klimat muzyką czy innymi dźwiękami. Nawet dubbing brzmi naprawdę dobrze. Muszę szczerze powiedzieć, że ja zbytnio za dubbingiem nie przepadam. Zdarza się jednak, tak jak w przypadku The Last of Us – Part I, że słuchanie postaci mówiących po polsku zwiększa immersję. Łatwiej jest się dzięki temu zżyć z postaciami, poznać je, współczuć im i starać się zrobić tak, aby miały jak najlepiej. Studio jednak nie wzięło tylko tego, co było dobre w oryginalnym tytule. Poza poprawioną SI, animacjami wyglądającymi tak jakby nie miały łączeń czy nowymi funkcjami dla kontrolera i grafiką dostajemy także nowe poziomy trudności, jak permadeath czy tryby gry, jak speedrun mode. Do gry dołączają także skórki do wyboru czy możliwość zagrania w grę w 4K z 30 klatkami na sekundę, bądź w dynamicznym 4K z 60 FPSami. https://www.youtube.com/watch?v=uRKIWQUucj0&t=187s&ab_channel=PlayStation

Zobacz recenzję na YouTube!

Czym jest The Last of Us – Part I? Jest to gra świeża, czy może skok na kasę? To coś świeżego, a może odgrzewany kotlet? No cóż… trzeba powiedzieć, że jest po trochu z wszystkiego. Fabularnie nadal jest świetnie. Tutaj bez zmian. Podobnie przy dźwięku. Obraz natomiast i animacje wyglądają o niebo lepiej. Przeciwnicy poza nowymi ruchami mają także nowe SI, dzięki czemu lepiej się ustawiają podczas pojedynków. W tytule mamy także masę nowych ustawień dotyczących właśnie grafiki czy funkcji wibracji kontrolera. Jaka jest zatem decyzja? Traktuję tytuł, jakby była to nowa gra, która premieruje właśnie w tym roku. Jest cudownie. Mam wrażenie, że twórcy chcieli, aby właśnie ta gra była traktowana, jako ta „jedynka”, dzięki której chętniej zapoznamy się z sequelem. Zdecydowanie jest to dobry ruch, ale mam wrażenie, że nadal jest coś jeszcze do poprawy. Czyżbyśmy za rok dostali The Last of Us – Part I Remastered?

Podobał Ci się ten artykuł? Zobacz go również na YouTube!

Ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe
Chcesz nas wesprzeć i być na bieżąco? Obserwuj Movies Room w google news!

Przede wszystkim gracz i miłośnik kina. Zakochany w MARVELu, a najbardziej w Spider-Manie. Prowadzi swój kanał YouTube, streamuje na Twitchu, montuje filmy i zbiera figurki. Takie duże dziecko.

Komentarze (0)
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.