Vin – młody chłopak z odwiecznymi problemami finansowymi – jest świadkiem, jak nocą w pewien oszpecony przez ogień mężczyzna zabija wielkiego pająka. Tajemniczy Reynolds twierdzi, że cały Nowy Jork opanowany jest przez gigantyczne, ośmionogie stwory, których ofiarami najczęściej padają ludzie błąkający się po opuszczonych zakątkach miasta. Giną bezdomni, nastolatki, włóczędzy zwiedzający nocą opuszczone stacje metra. I jakimś cudem nikt tego nie zauważa. Albo też nikomu to nie przeszkadza, bo zawsze to jakiś sposób na oczyszczenie miasta.
Pogromca pająków wiedziony jest z kolei prywatną wendettą. A ponieważ główny bohater i tak nie ma nic do stracenia (i najwyraźniej nic lepszego do roboty), postanawia przyłączyć się do polowania. Tak zaczyna się bardzo sztampowy horror pełen opuszczonych budynków, tuneli i piwnic, w których kryją się potwory. All Eight Eyes tom 1 zahacza o wszystkie możliwe klisze i tak naprawdę staje się jedynie pretekstem do narysowania wielgachnych pająków i kilku teoretycznie czadowych scen.
Scenariusz Steve’a Foxe’a jest niestety banalnie prosty. Na przestrzeni zawartych w albumie czterech zeszytów nie udało się mu stworzyć żadnych porządnych portretów psychologicznych - jedynie w motywację Reynoldsa można jakoś uwierzyć, chociaż to nadal elementarz spod znaku „wielkie potwory zabiły mi rodzinę!”. Fabuła ogranicza się praktycznie do walki z potworami i nawet jeśli twórcy próbują zarysować gdzieś w tle historię o złych, skorumpowanych urzędnikach, to i tak wydaje się to niespecjalnie angażujące. Wszyscy czekają przecież na wielkie potwory!
Nie jestem fanem twórczości Piotra Kowalskiego, ale uczciwie trzeba przyznać, że mordercze pająki w All Eight Eyes tom 1 wyszły mu całkiem nieźle. Są odpowiednio obrzydliwe, groźne, a sceny mordów – chociaż okazjonalne – wyglądają satysfakcjonująco. Ale na tym właściwie zalety się kończą, bo nie ma mowy ani o strachu, ani o ekscytacji, ani o zapadających w pamięć na dłużej kadrach. Styl Kowalskiego jest zbyt często oszczędny w detale, czasami miałem też trudności z odczytaniem ekspresji bohaterów. Jak mówiłem – komiks powstał po to, by ktoś mógł narysować wielkie pająki.
All Eight Eyes tom 1 to komiksowe kino klasy C, coś, co gdyby było książką, z pewnością znalazło by się w bibliografii Guya N. Smitha, a gdyby było filmem, leciało by o 21.00 w telewizji Puls. Mamy krótką, zaledwie poprawną opowiastkę, która w żadnej mierze nie zaskakuje, nie ma drugiego dna, czegoś, co przykuło by uwagę i napędzało lekturę. Sporo tu niewykorzystanego potencjału, bo przecież miejskie legendy o monstrach czających się w zaułkach wielkich metropolii to niezwykle wdzięczny temat na opowieść.
Zbyt dużo w tym komiksie niewiadomych, zbyt dużo niedopowiedzeń. Nawet cliffhanger na końcu nie sprawia, żebym jakoś z wypiekami na twarzy czekał na kolejną część – o ile faktycznie się jej doczekamy. Bohaterowie nie są dobrze nakreśleni, nie wiadomo, jaka jest ich rola, skąd się znają, jakie są ich zamiary. Całość sprawia wrażenie wyrwanej z kontekstu, jakbyśmy trafili w sam środek historii, którą ktoś zaczął już wcześniej, tylko jakoś zapomniał nam o tym powiedzieć. No cóż, są lepsze komiksowe horroru – również w ofercie Egmontu.
Tytuł oryginalny: All Eight Eyes #1-4
Scenariusz: Steve Foxe
Rysunki: Piotr Kowalski
Tłumaczenie: Jacek Drewnowski
Wydawca: Egmont 2024
Liczba stron: 136
Ocena: 50/100
PR-owiec, recenzent, geek. Kocha kino, seriale, książki, komiksy i gry. Kumpel Grahama Mastertona. W MR odpowiedzialny za dział komiksów, książek i gier planszowych.