Zjadacz Grzechów nie jest już tym samym Stanleyem Carterem co w opowieści z lat 80.. Kindred ożywiając go pozwolił mu nabyć moc oczyszczania z grzechu wszystkich złoczyńców. Strzelając do nich nie pozbawia ich życia, a jedynie wypala z nich chęć występku, jednocześnie zmieniając całkowicie ich własne „ja” (i przejmując ich moce, co prowadzi do kuriozalnych sytuacji – sami zobaczycie). Tu pojawia się też problem natury moralnej, a Spider-Man najlepiej właśnie nadaje się do eksploracji tego typu wątków.
Kiedy Carter bierze na celownik Normana Osborna, pomiędzy członkami coraz bardziej rozrastającej się, międzywymiarowej Spider-rodziny, która występuje tu gościnnie, rozpoczyna się debata, czy nie należy przypadkiem pozwolić Zjadaczowi Grzechów dokończyć roboty. Perspektywa likwidacji złej części jestestwa mordercy i psychopaty takiego jak Zielony Goblin wydaje się nader kusząca. Ale czy faktycznie w ten sposób udałoby się uniknąć większej liczby ofiar? Zdania w temacie są podzielone.
I tak w Amazing Spider-Man tom 10 – Zielony Goblin powraca Spidey będzie musiał podjąć trudne decyzje, a nawet zawiązać niecodzienny sojusz. I zapewniam, że nie jest to coś, co widujemy na co dzień. Czy jednak Peter wybierze właściwą drogę i zignoruje sygnały i ostrzeżenia, że jego największy wróg nawet walcząc przy jego boku wciąż dybie na jego życie? Nick Spencer udanie prowadzi ten wątek i podobnie jak w poprzednim tomie rezygnuje z tony głupkowatych żartów i scen na rzecz nieco bardziej poważniejszego tonu.
Scenarzysta wyrabia się na naszych oczach i na tym etapie mogę stwierdzić, że to nie on jest największym problemem serii Amazing Spider-Man. W mojej ocenie stanowią go zapychacze – krótkie historie niezwiązane z główną fabułą, tworzone zazwyczaj przez zupełnie innych twórców i rzadko stojące na poziomie wyższym niż przeciętny. W Amazing Spider-Man tom 10 – Zielony Goblin powraca znów zajmują one miejsce, a to z powodu jubileuszu, jakim jest 850 zeszyt serii, jeśli policzymy od jej powstania w 1963 roku. I są to po prostu kiepskie rzeczy. Nie pomaga nawet udział gwiazd takich jak Kurt Busiek, Chris Bachalo czy Tradd Moore. Szczególnie ten ostatni tworzy, jakby przedawkował jakieś narkotyki zamknięte w kolorowych pigułkach.
Główna opowieść ma się zaś dobrze pod kątem graficznym, bo na posterunku wciąż pracują mistrzowie ołówka, tacy jak Mark Bagley, Ryan Ottley czy Humberto Ramos. Ten pierwszy stracił trochę ze swojego pazura i nie rysuje już tak jak kiedyś, ale jego charakterystyczny styl wciąż jest rozpoznawalny i z pewnością jego obecność ucieszy fanów jego twórczości. Po lekturze stwierdzam, że całościowo znów mam więcej powodów, żeby chwalić ekipę twórców niż narzekać, co w poprzednich recenzjach nie było wcale takiego oczywiste. Nie pozostaje mi nic innego niż czekać na kolejne tomy, bo znajdujemy się mniej więcej w 2/3 runu Spencera. Jeśli tendencja wzrostowa się utrzyma, nie będę mógł doczekać się finału!
Tytuł oryginalny: Amazing Spider-Man by Nick Spencer vol. 10: Green Goblin Returns
Scenariusz: Nick Spencer, Kurt Busiek, Tradd Moore, Saladin Ahmed, Jed Mackay
Rysunki: Mark Bagley, Federico Vicentini, Ryan Ottley, Humberto Ramos, Chris Bachalo, Tradd Moore, Aaron Kuder, Patrick Gleason
Tłumaczenie: Bartosz Czartoryski
Wydawca: Egmont 2024
Liczba stron: 160
Ocena: 75/100
PR-owiec, recenzent, geek. Kocha kino, seriale, książki, komiksy i gry. Kumpel Grahama Mastertona. W MR odpowiedzialny za dział komiksów, książek i gier planszowych.