Pierwsza rzecz, jaką musicie wiedzieć o Ice Cream Man tom 1, to fakt, że mamy do czynienia z antologią krótkich opowieści, które luźno łączy ze sobą jedynie motyw tytułowego lodziarza. Zapomnijcie o uśmiechniętym sprzedawcy z furgonetki z radosną melodyjką. Lodziarz wprawdzie potrafi wzbudzić sympatię i zaufanie, ale jednocześnie jest przerażający. A kiedy proponuje Ci kulkę, możecie być pewni, że za moment wydarzy się coś przerażającego. I prawdopodobnie ktoś pożegna się z życiem.
Pierwszy tom to cztery historie, z których każda jest inna i wykracza poza ramy jednego gatunku. W otwierającej tom opowieści policja wpada na trop rodziców małego chłopca, którzy przez ponad tydzień nie dają znaku życia. Co kryje się w jego przerażającym domu rodzinnym? Czy pewien niecodzienny pupil, którego hodował młodzian, ma coś wspólnego z ich zniknięciem? Druga opowieść traktuje o parze zakochanych narkomanów, którzy nie cofną się przed niczym, aby zdobyć działkę i znajdują się na prostej drodze do autodestrukcji, która przy okazji zabierze ze sobą osoby postronne. To najlepsza i najbardziej przejmująca opowieść w tym albumie.
Ice Cream Man tom 1 to także ocierająca się nieco o klimaty science-fiction historia o podstarzałym i zapomnianym autorze wielkiego hitu muzyki rockowej, który nigdy później nie mógł już powtórzyć swojego sukcesu i cierpi na twórczą niemoc. Album zamyka z kolei smutna i nieco nostalgiczna, aczkolwiek przepełniona grozą podróż dwóch mężczyzn, których połączyła śmierć. Dawny przyjaciel oraz dawno niewidziany ojciec denata, który opuścił przed laty swoją rodzinę, wpadają na siebie na pogrzebie. Ich rozmowa doprowadzi do niecodziennych wydarzeń.
Cztery zupełnie różne, niezależne od siebie historie połączone jednym motywem – tajemniczego lodziarza, którego furgonetka pojawia się wszędzie tam, gdzie dzieje się coś złego i tragicznego. Ice Cream Man tom 1 mógłby równie dobrze zostać zekranizowany i wyszłyby pewnie z tego nowe odcinki Opowieści z krypty albo Z archiwum X. W. Maxwell Prince snuje historie pełne smutku, żalu, nieszczęść, żałoby i nawet jeśli gdzieś komuś przytrafi się chęć uzyskania odkupienia, to i tak niewiele tu nadziei na lepszą przyszłość. Lodziarz nie jest aniołem stróżem dającym szansę na nowe, lepsze życie. Wydaje się, że żywi się ludzkim nieszczęściem, a tego na kartach komiksu jest pod dostatkiem.
Trudno się pisze o komiksie, który tak mocno wykracza poza ramy konkretnego gatunku. To horror, ale podszyty motywami z wielu innych dziedzin: kryminału, czarnej komedii, dramatu czy science-fiction. Czasem bywa absurdalnie, czasem po prostu przejmująco. Podczas lektury Ice Cream Man tom 1 miałem momenty refleksji, pobudziły się wspomnienia popełnionych błędów, czy nawet chęć zadzwonienia do osób, których już nie ma w moim życiu. To uczucia, które nie każde dzieło potrafi wywołać. Wspomaga je rysownik Martin Morazzo, którego delikatna, aczkolwiek wyrazista kreska przywodzi mi na myśl prace Franka Quitely’ego. To dobra rekomendacja.
Jak każda antologia, tak i Ice Cream Man tom 1 jest opowieścią nierówną. Pierwsza opowieść bierze nas z zaskoczenia, druga jest świetna, trzecia – chyba najsłabsza – pozbawiona jest wyrazistej puenty, a ostatnia wprowadza nową postać, która powinna namieszać w kolejnym tomie. U mnie lektura zostawiła uczucie niedosytu – chciałbym dowiedzieć się więcej o tytułowej postaci, która w żadnej z opowieści nie jest punktem centralnym, a pełni raczej rolę katalizatora wydarzeń, balansując na granicy jawy i snu, czy raczej koszmaru. Mam nadzieję, że historia ta rozwinie skrzydła w kolejnym tomie, bo potencjał jest.
Tytuł oryginalny: Ice Cream Man Volume 1: Rainbow Sprinkles
Scenariusz: W. Maxwell Prince
Rysunki: Martin Morazzo
Tłumaczenie: Paweł Bulski
Wydawca: Shock Comics 2025
Liczba stron: 128
Ocena: 75/100
PR-owiec, recenzent, geek. Kocha kino, seriale, książki, komiksy i gry. Kumpel Grahama Mastertona. W MR odpowiedzialny za dział komiksów, książek i gier planszowych.