
Charakter serii Taylora oddaje już sama historia otwierająca czwarty tom. Oto Nightwing i Batman pracują nad sprawą osieroconego chłopaka. To nie tylko opowieść pełna symboli dla obu dżentelmenów, ale przywrócenie pamięci o ich zażyłości. Choć ścieżki obu rozdzielały się przez lata, Taylor przypomina o tej ojcowsko-synowskiej relacji, w której są zarówno nuty słodkie, jak i gorzkie. Autor nie katuje nas konfliktem pokoleń i poglądów. Każdy wie, że panowie różnią się pod wieloma względami. Ale na tym polegają relacje rodzinne - by wspierać się i być razem pomimo różnic. Rdzeniem tego komiksu jest jednak starcie z Heartlessem. Niepokojącym nie tylko ze względu na swą metodą mordowania przeciwników.
Istotną częścią wizerunku Batmana są jego wrogowie, często również powiązani z pierwszym Robinem. On sam jednak nie dorobił się przeciwników skali Jokera, choć Taylor zaczyna tu coś kształtować. W Nightwingu Taylora zabłysnął już Blockbuster, ale głównym mącicielem jest wspomniany już Heartless. Już samo makabryczne pochodzenie jego pseudonimu wyróżnia go na tle łotrzyków Bludhaven, a w finalnym tomie dowiadujemy się co nieco o jego przeszłości i powiązaniach z Dickiem. Do tego potrafi on uderzyć także w prywatną sferę życia herosa, zmuszając go do chwilowego odwrotu.

Tom Taylor to scenarzysta superbohaterski. Jego dzieła to rozrywka, choć z nutą wartościowych treści. W czwartym tomie wysyła Nightwinga w Himalaje, ale nie po to, by został mistrzem sztuk walki czy arcymagiem, a w celu rozwiania pewnych wątpliwości. Na miejscu Mentorem jest Deadman i choć autor nie mógł powstrzymać się od przesyconego humorem stylu, Grayson osiąga swój cel. Jak jednak we wszystkich epizodach w tej serii, czegoś mi zabrakło. Taylor dość szybko rozwiązuje wszystkie wątki i choć nie tracą one sensu, to pełnię osiągnęłyby nieco przedłużone.
Lekkość i płynność opowieści wpierają rysunki. Redondo ze swoim talentem mógłby pójść najprostszą drogą i dać nam kolejne superbohaterskie show. Zdecydował się stworzyć coś więcej, trzymając się przy tym dynamiki idealnie pasującej do charakteru Nightwinga. Bruno Redondo dla Nightwinga Taylora był tym, kim Quitely dla New X-Men. Rozdał karty, które znamy, ale grał nimi w zupełnie inny sposób. Istotą jego prac są detale. Od obecności ludu Bludhaven w aktywnych działaniach Graysona, poprzez uroczy związek z Barbarą i ich psa, aż po takie cudeńka jak finalna plansza niniejszego tomu. DC Comics powinno dać obu autorom znacznie dłuższy run, a jeśli by nie chcieli - przykuć do biurka na jakąś miniserię.

Robin debiutował już ładnych kilka dekad temu, a jego przeistoczenie się w Nightwinga również nie jest czymś świeżym. W kategoriach fikcyjnego czasu komiksu Dick Grayson to jednak nadal młodzieniec i sporo jeszcze przed nim. Jednak dopiero teraz Nightwing wzleciał naprawdę wysoko. Choć wydana u nas seria Tima Seeleya była w porządku, to daleko jej do pracy Taylora i Redondo. Dzięki takim runom DC ma szansę ewoluować. Bez wielkich Kryzysów. Nightwing tom 4: Upadek Graysona kończy się tak, jak powinien. Optymistycznie i z nadzieją, że przyszłość herosa może być równie dobra.

Tytuł oryginalny: Nightwing Vol.7: Fallen Grayson
Scenariusz: Tom Taylor
Rysunki: Bruno Redondo
Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
Wydawca: Egmont 2025
Liczba stron: 264
Ocena: 80/100
Dziennikarz, felietonista. Miłośnik klasyki SF, komiksów i muzyki minionych bezpowrotnie dekad.