Piotruś Pan powstał jako sztuka teatralna jeszcze w 1904 roku (!). Dopiero w 1911 roku jej autor, szkocki pisarz James Matthew Barrie, zaadaptował ją na pełnoprawną powieść. Jej polskie tłumaczenie powstało już dwa lata później. Pierwsza ekranizacja datowana jest z kolei na 1924 rok – był to oczywiście film niemy. Animacja disneyowska to z kolei 1953 rok.
Tytułowy Piotruś Pan to nieco psotny chłopiec, który spędza pełne przygód dzieciństwo w krainie Nibylandii. Sam jest świetnym szermierzem i posiada tajemnicze zdolności – potrafi latać, a dodatkowo pomaga mu dysponująca specjalnym magicznym pyłem wróżka Dzwoneczek. Pewnego dnia nasz bohater przylatuje do mieszczącej się w londyńskiej dzielnicy Bloomsbury sypialni dziewczyny – Wandy (Wendy) Darling i jej młodszych braci, którzy mocno w niego wierzą. Wszyscy razem wybierają się do Nibylandii, gdzie czeka ich seria przygód oraz pojedynek z groźnym kapitanem Hakiem i jego grupką piratów.
Głównym tematej tej opowieści jest dorastanie. Pogrążone w marzeniach i wyobraźni dzieciaki wcale nie chcą dorastać, a Piotruś Pan personifikuje tę niechęć, pokazując, że w krainie fantazji można spędzać wspaniałe i ekscytujące chwile. Oczywiście czai się tam też niebezpieczeństwo, bo wspomniany Hak nienawidzi naszego bohatera za… odcięcie mu dłoni i nakarmienie nią krokodyla. Brzmi to mało bajkowo, ale cała opowieść utrzymana jest oczywiście w lekkim i dość humorystycznym tonie, chociaż oryginał miewał mroczniejsze momenty.
Piotruś Pan to dynamiczny i kolorowy komiks, w którym jednak osobiście nie doszukuję się żadnej większej głębi. Trudno tu o jakiś morał czy nawet mądrzejsze przesłanie, a i sama metafora dorastania jest kompletnie nieczytelna i nie sądzę, żeby trafiła do dzieciaków. Te prędzej zachwycą się akcją i pojedynkiem z niecnym kapitanem Hakiem czy latającym statkiem transportującym bohaterów z Nibylandii z powrotem do Londynu.
Nie jest i nie będzie to moja ulubiona disneyowska adaptacja, szczególnie, że nie do końca jest ona zgodna z duchem powieści Barriego. Oczywiście kadry komiksu znów doskonale oddają wygląd filmu, kolory są nasycone i podbijają wrażenia wizualne, ale jednak lektura pozostawia spory niedosyt, szczególnie, że nie ma nawet wyrazistej pointy. Zabrakło tu czegoś więcej, jakiejś cechy szczególnej, jakiegoś haka (hehe), który sprawiłby, że opowieść te zapamiętamy na dłużej. A tak, to wyróżnia się chyba tylko Dzwoneczek, która zresztą będzie bohaterką kolejnego zaplanowanego do tej serii komiksu.
Na początku albumu znów znajdziemy galerię postaci z obszernymi wyjaśnieniami kto jest kim, a na końcu ponownie natrafimy na galerię najważniejszych momentów – kadrów z całej opowieści, również takich, które… w komiksie się nie znalazły. I jak zawsze podpowiadam, że można przez nią przejść wspólnie z dzieckiem po skończonej lekturze – to doskonałe ćwiczenie, aby utrwalić przeczytaną opowieść. Nawet jeśli nie jest to najmocniejsza propozycja w serii Disney – Klasyczne baśnie.
Tytuł oryginalny: Peter Pan
Scenariusz: Dider Le Bornec
Rysunki: Dan Spiegle
Tłumaczenie: Mateusz Lis
Wydawca: Egmont 2025
Liczba stron: 64
Ocena: 50/100
PR-owiec, recenzent, geek. Kocha kino, seriale, książki, komiksy i gry. Kumpel Grahama Mastertona. W MR odpowiedzialny za dział komiksów, książek i gier planszowych.