Garth Ennis jest mistrzem opowieści wojennych, a konflikty zbrojne zawsze przedstawia w naturalistyczny, makabryczny sposób. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że mało kto mówi o koszmarach wojny z tak potwornym sznytem, szczególnie w mainstreamowym komiksie superbohaterskim. Jak łatwo się domyślić, Punisher Max tom 11 również nawiązuje do dwóch pełnych okropieństw wojen: w Afganistanie i Wietnamie. O tej drugiej wiele się nasłuchaliśmy, ale to tą pierwszą scenarzysta potraktował w ciekawszy sposób.

W Soviet Punisher spotyka mężczyznę, który wydaje się być jego… radzieckim lustrzanym odbiciem. To rzadko spotykana sytuacja: Castle działający ramię w ramię z kimś, kto dorównuje mu umiejętnościami w boju i komu faktycznie może zaufać. W normalnych okolicznościach panowie znaleźliby się po dwóch stronach konfliktu i strzelali do siebie, dopóki jeden by nie padł. W tym komiksie razem będą ścigać pewnego sprzedajnego wojskowego. Emocji i makabry nie zabraknie, a rosyjski pogromca to jeden z najlepszych pomysłów Ennisa.
W Get Fury jest podobnie, chociaż znów przenosimy się do początku lat 70. i do Wietnamu. Tam uprowadzony zostaje Nick Fury, doskonale Wam znana legenda S.H.I.E.L.D. Amerykańscy dowódcy wiedzą, jak niebezpieczny może być tego rodzaju jeniec, wiedzący wszystko o machlojkach CIA i znający nazwiska wszystkich agentów. Wysyłają więc Franka Castle’a, by rozwiązał problem – cokolwiek miało by to znaczyć w wykonaniu Pogromcy.

Ennis świetnie się czuje w opowieściach wojennych i doskonale gra kartami z podobiznami Fury’ego i Castle’a, nie po raz pierwszy zresztą. Przypomnijcie sobie poprzednie historie z tymi bohaterami, nie musicie nawet daleko sięgać pamięcią, bo przecież całkiem niedawno czytaliście Fury Max tom 2, prawda? Z pisanych na przestrzeni lat komiksów wyłania się obraz ludzi gotowych na wszystko – z jednej strony patriotów, z drugiej dwuznacznie moralnych zimnokrwistych morderców, którzy w pewnym sensie gloryfikują przemoc i też mają swoje za uszami. Ale przecież właśnie takich ich kochamy.
Na osobny akapit zasługuje tu Jacen Burrows. Rysownik znany ze współpracy z Alanem Moorem przy albumach Providence i Neonomicon w Punisher Max tom 11 pełni rolę chłodnego dokumentalisty. Artysta nie szarżuje, nie tapla się w przemocy, ale też nie stroni od krwawych i przerażających scen. Nie mają one jednak na celu szokować czytelnika flakami i dziurami w ciele, a jedynie pokazać horror stanowiący oblicze każdej wojny.

Punisher Max tom 11 to znakomity album, bez problemu dorównujący poprzednim odsłonom, a w wielu miejscach nawet je przewyższający. Nie ma tu gloryfikacji wojny, prędzej znajdziemy mniej lub bardziej subtelną krytykę systemu. Castle i Fury nadają się do tych opowieści idealnie: przemoc, trauma, nieodwracalne zmiany w psychice, oportunizm i cierpienie niewinnych. Warto zauważyć, że w przeciwieństwie do odcinków tworzonych wcześniej z nieodżałowanym Stevem Dillonem, nie ma tu praktycznie miejsca na humor i groteskę pełniących wcześniej funkcje rozładowujące napięcie. A że wojna nie kończy się nigdy, mam ogromną nadzieję, że Ennis jeszcze kiedyś wróci do postaci Punishera. Pozycja obowiązkowa.

Tytuł oryginalny: Punisher: Soviet, Punisher: Get Fury
Scenariusz: Garth Ennis
Rysunki: Jacen Burrows
Tłumaczenie: Marek Starosta
Wydawca: Egmont 2025
Liczba stron: 272
Ocena: 90/100
PR-owiec, recenzent, geek. Kocha kino, seriale, książki, komiksy i gry. Kumpel Grahama Mastertona. W MR odpowiedzialny za dział komiksów, książek i gier planszowych.