Sceny zbrodni to typowy dla Brubakera kryminał noir, w którym spotkamy młodego detektywa Jacka Herrimana. Właśnie otrzymał on od przyjaciela swojego tragicznie zmarłego ojca zlecenie odnalezienia zaginionej w San Francisco dziewczyny. Istnieje podejrzenie, że Maggie stała się krzywda, kiedy odwiedziła dom pewnej żyjącej w komunie sekty. Jack rozpoczyna śledztwo, ale tajemnice mnożą się ze strony na stronę, ale podejrzani są tu praktycznie wszyscy.
Brubaker snuje swoją opowieść myląc poszlaki i podsuwający czytelnikom nowe tropy. W pewnym momencie nie wiadomo nawet, czy siostra i matka zaginionej dziewczyny nie mają czegoś za uszami i czy pożar w siedzibie sekty sprzed wielu lat nie strawił jeszcze większej ilości tajemnic. W Scenach zbrodni nie wszyscy musza być tymi, za których się podają i muszę przyznać, że lektura tego kryminału naprawdę potrafi wciągnąć jak bagno, chociaż widać też pewne mankamenty, o których scenarzysta sam wspomina w posłowiu.
Brubaker zawsze kojarzył mi się z szybkimi lekturami wypełnionymi trafnymi, aczkolwiek zwięzłymi dialogami. Gdyby porównać Sceny zbrodni z innymi dziełami tego scenarzysty, mogłoby się okazać wręcz przegadane, bo w dymkach zmieściło się naprawdę sporo dialogów i monologów wewnętrznych. Osłabia to nieco tempo lektury i wpływa negatywnie na napięcie, na szczęście tylko trochę, bo komiks nie jest długi (zaledwie 128 stron), a fabuła wynagradza pewne przestoje.
Za realistyczną i czytelną warstwę graficzną odpowiada dobrze Wam znany Michael Lark (Kapitan Ameryka, Gotham Central), który również współpracował jeszcze później z Brubakerem. Lark samodzielnie położył tusz na pierwszy z czterech zeszytów, zanim ze świetnym skutkiem zastąpił go wspomniany wcześniej Sean Phillips. W efekcie dostaliśmy dzieło spójne, krótkie, ale kompletne i wciągające – co dowodzi, że Brubaker miał smykałkę do gatunku już od najmłodszych lat. Ale czego spodziewać się po człowieku wręcz faszerującym się powieściami groszowymi, pulpą, noir, komiksami i powieściami bitników?
Sceny zbrodni to może nie najlepsze dzieło Brubakera, ale podobało mi się bardziej niż recenzowane przeze mnie w styczniu Incognito. To komiks poprawny w każdym aspekcie, nie silący się na rewolucję ani rewelację, ale chyba właśnie w tym od zawsze tkwiła siła tego twórcy, który niczym James Wan w Obecności potrafi po prostu używać doskonale znanych, typowych klocków z prawdziwą wirtuozerią. Nie jest to specjalnie rozbudowana opowieść, ale ma wyraźny wstęp, rozwinięcie i satysfakcjonujące zakończenie. Brubakerowi na stosunkowo niewielkiej przestrzeni udało się stworzyć wiarygodne postacie i chociaż nie zabrakło kontrolowanej wtórności i mocnych inspiracji, mamy do czynienia z albumem, który po prostu warto przeczytać. Szczególnie, że okazał się dla twórców zasłużoną trampoliną do kariery.
Tytuł oryginalny: Scene of the Crime
Scenariusz: Ed Brubaker
Rysunki: Michael Lark
Tłumaczenie: Maria Lengren
Wydawca: Mucha Comics 2025
Liczba stron: 128
Ocena: 75/100
PR-owiec, recenzent, geek. Kocha kino, seriale, książki, komiksy i gry. Kumpel Grahama Mastertona. W MR odpowiedzialny za dział komiksów, książek i gier planszowych.