Jedno z wielu robotniczych miasteczek w USA. Para nastolatków podczas wyprawy w teren natrafia na coś nie z tej ziemi. Dosłownie. Spike i Carly lądują na pokładzie pogrzebanego pod skałami kosmicznego statku, gdzie w letargu pogrążone są sporej wielkości roboty. Zrządzeniem losu są świadkiem burzliwego przebudzenia kilku z nich i tak oto zaczyna się ziemski epizod wojny Autobotów z Decepticonami.
Wojna to główny motyw tego komiksu. Realna wojna, a nie teatrzyk. Daniel Warren Johnson, nie gubiąc kolorowego anturażu transformerów, kreuje ponury obraz śmiertelnego konfliktu dwóch ugrupowań. Bezlitosnego, wręcz sadystycznego, gdzie wszystkie chwyty są dozwolone. Na dodatek zaczyna z przytupem godnym wybuchów Michaela Baya. Jeden z kluczowych kompanów Optimusa ginie już na starcie, jeszcze przed aktywacją, a i równie kluczowy Decepticon jest jedynie wspomnieniem. Przewaga którejś ze stron jest chwilowa, a każde zwycięstwo okupione sporymi stratami. A pośród tego mamy dramat miękkich i śmiertelnych homo sapiens.
Skoro jest wojna, jest i PTSD. Ojciec głównego bohatera, ale też i sam Optimus Prime to ofiary tego schorzenia. O ile w przypadku mężczyzny to zrozumiałe i wiarygodne, tak u legendarnego przywódcy Autobotów początkowo wydawało mi się to dość nieprzekonujące. Z każdym kolejnym wydarzeniem Johnson pokazuje jednak, że możesz sobie być wielkim robotem zamieniającym się w ciężarówkę, ale odczuwając emocje jesteś wrażliwy na urazy, przed którymi nie chroni metalowe ciało. Ideologie obu zwaśnionych stron są zresztą ukazane wyraźnie. Agresywne i ofensywne Decepticony pod wodzą psychotycznego Starscreama i dążące do stabilizacji Autoboty z lekko straumatyzowanym Prime'm.
Rysunki Johnsona to jego znak firmowy, idealnie oddający popkulturowego ducha jego scenariuszy. W pozytywnym tego słowa znaczeniu. W przypadku Transformers tom 1: Zamaskowane roboty miał do dyspozycji cały wór postaci i wykorzystał to dobrze, zachowując klasyczny wygląd blaszaków. Zresztą w uszanowaniu historii blaszaków z Cybertronu DWJ jest solidny. Choć dokonał kilku przewrotów, to pomogły one jedynie zbudować bardziej współczesną i nieprzewidywalną narrację, trzymając się tego, co fani dobrze znają. Doskonale mają się sceny bitewne, w których iskry lecą i gnie się stal. I choć ich bohaterowie to maszyny, to bywa dość brutalnie.
Transformers tom 1: Zamaskowane roboty podnosi klasyczny już dla serii motyw przybycia obu robocich frakcji na Ziemię, ale zamiast festiwalu blaszanych zapasów mamy regularną wojnę. DWJ przy całej spektakularności swych opowieści potrafi pokazać, że jego bohaterowie to nie kukły czy bezosobowe roboty. Obyczajowa dramaturgia współistnieje z hukiem oręża i choć podchodziłem do tego komiksu jak do lekkiej opowiastki, to Johnson mile mnie zaskoczył. Start Energon Universe jawi się obiecująco.
Tytuł oryginalny: Transformers Vol.1: Robot in Disguise
Scenariusz: Daniel Warren Johnson
Rysunki: Daniel Warren Johnson
Tłumaczenie: Tomasz Kupczyk
Wydawca: Nagle Comics 2024
Liczba stron: 144
Ocena: 80/100
Dziennikarz, felietonista. Miłośnik klasyki SF, komiksów i muzyki minionych bezpowrotnie dekad.