W tym roku na rodzimym podwórku czekałam na dwa seriale tak bardzo, że na samą myśl o nich przebierałam nóżkami. Pierwszym była Edukacja XD, o której pisałam tutaj – i która do tej pory była moją ulubioną komediową produkcją 2025 roku. Drugim tytułem jest najnowsza propozycja Netflixa – Aniela. Mam już za sobą cały sezon i śmiało mogę powiedzieć: dostałam dokładnie to, czego chciałam. Teraz na szczycie rankingu moich tegorocznych serialowych ulubieńców jest remis między dwoma mocnymi zawodnikami.
Aniela to żyjąca w luksusie kobieta w średnim wieku, która po zaatakowaniu nożem własnego męża, traci niemalże wszystko, co ma. Pozbawiona całego (nie)swojego majątku, trafia na warszawską Pragę, gdzie bez żadnych kwalifikacji, ale poprzez znajomości – zostaje zatrudniona jako polonistka w technikum gastronomicznym. Tam zaczyna poznawać osoby, które do tej pory niesprawiedliwie traktowała z góry jako tzw. niziny społeczne. Czy ta historia momentami brzmi nieco absurdalnie? Oczywiście. Ale co najważniejsze – w niczym to nie przeszkadza. Nie wszystko to, co wydaje się być nierealistyczne w rzeczywistości, będzie też takie na ekranie – bo mamy wierzyć w świat przedstawiony, a nie w prawdziwą opowieść. Istotne jest to, aby fabuła była spójna i ostatecznie całość się ze sobą kleiła. A tutaj dokładnie tak jest i ja ten świat kupuję.
Kiedy Netflix ogłosił, że już w tym roku Aniela trafi na streaming, a światło dzienne ujrzały pierwsze zdjęcia i teasery, od razu pojawiły się głosy: „ale to już było i nawet Kożuchowską w roli głównej!”. Mowa oczywiście o debiutującej niemal 10 lat temu Drugiej Szansie, której fabuła z pozoru wydaje się być podobna, jednak nic bardziej mylnego. Choć swego czasu serial zdobył sporą popularność, była to zwykła tvnowska obyczajówka pozbawiona charakteru. Natomiast Aniela ma pazur. Co więcej – pokazuje nie tylko pazury, ale i kły, i to już w pierwszym odcinku. Dzięki temu zostaje w głowie niczym użyta w serialu piosenka Zanim zrozumiesz.
Aniela jest pełna mocnego humoru – momentami niegrzecznego i politycznie niepoprawnego, ale bardzo trafnego. Twórcy sięgają też po odważne, a jednocześnie nietypowe dla polskich produkcji rozwiązania, jak chociażby częste burzenie czwartej ściany przez główną bohaterkę niczym w kultowym Fleabag. Oczywiście, do poziomu Phoebe Waller-Bridge jest jeszcze długa droga, ale zwroty do widzów tutaj naprawdę się udały. Widać, że twórcy nie bali się ryzykować, co wyszło im na dobre. Komizm najłatwiej można było odnaleźć w postaciach – zarówno w tym, jak zostały napisane, jak i odegrane. Natomiast absolutną wisienką na torcie są dialogi, a zwłaszcza kwestie wypowiadane przez główną bohaterkę. Teksty tak prawdziwe, a jednocześnie niewiarygodnie zabawne. A kto kiedyś ze scenariuszami miał do czynienia, ten wie, jak trudnym elementem do napisania są właśnie dialogi – panie Demirski, chylę czoła.
Jak już główna bohaterka została wywołana przeze mnie do tablicy, to jeszcze poświęcę jej chwilę uwagi. Ze źle napisanej postaci ciężko jest stworzyć coś wybitnego, bo – jak wiadomo – z pustego to i Salomon nie naleje, ale za to dobrze napisaną postać można dość łatwo popsuć przez zły casting. Tutaj wszystko się zgrało idealnie i dostajemy postać Anieli, której Polska potrzebowała. Można dostrzec lekką inspirację Anią Ostrowską z Kobiet Mafii Patryka Vegi, jednak Aniela w swoim zabawnym zachowaniu jest również cholernie bystra i inteligenta, co sprawia, że jest unikatowa. A myślę, że gdyby była prawdziwą osobą, to byłby dla niej największy komplement. Aktorsko – Małgorzata Kożuchowska jest po prostu fenomenalna. Nie wiem, czy była to rola napisana specjalnie dla niej, ale nie jestem w stanie wyobrazić sobie w tej kreacji nikogo innego. Śmiało mogę powiedzieć, że jest to jej najlepsza dotychczasowa rola – kradnie całe show i nawet jeśli nie wciągnie Was fabuła, to Aniela grana Kożuchowską jest sama w sobie już wystarczającym argumentem, aby obejrzeć serial od początku do końca.
Aniela jest naprawdę bardzo dobrą produkcją, którą pochłonęłam w ciągu jednego dnia, ale – żeby nie było tak kolorowo – ma też swoje minusy. A konkretnie dwa, bo chodzi mi o dwa ostatnie odcinki. O ile cały serial ma potencjał, ma pomysł i w większości jest on wykorzystany, o tyle końcówka znacznie obniża jego poziom. A szkoda. Punkt kulminacyjny i rozwiązanie całego sezonu wyglądają niestety trochę tak, jakby twórcom brakowało już pomysłu. Motywacja i cele głównej bohaterki rozmywają się, co pozostawia niedosyt, a nawet lekkie rozczarowanie. To tylko (i aż) tyle. Niemniej jednak – ogólne wrażenie wciąż zostaje pozytywne.
Pod koniec zeszłego roku na streamingu MAX wylądowała Lady Love, która pod wieloma względami była dla mnie świeżynką wyznaczającą nową drogę dla polskich seriali. W międzyczasie premierę miała też wspomniana już wcześniej Edukacja XD, kontynuacja Emigracji XD. Mamy zaledwie czerwiec, a twórcy Anieli również pokazali, że nie trzeba podążać za tym, co u nas już utarte i przerobione setki razy. Warto sięgać po coś nowego, coś innego i nie bać się, że trafi się tym do wszystkich. Aniela to kolejny dowód na to, że polskie seriale wreszcie zaczynają grać odważniej – z pomysłem, charakterem i świetnie napisanymi postaciami. Nie wszystko tu jest idealne, ale twórcy przynajmniej zdecydowali się nie podążać za schematami. I obyśmy na tym naszym filmowym podwórku dalej szli tą ścieżką.
Zakochana w filmach i muzyce, a także ich połączeniu w postaci musicali. Pierwszą część Harry'ego Pottera oglądała prawdopodobnie, zanim nauczyła się mówić. Typowy geek, którego mieszkanie pełne jest figurek, plakatów kinowych i płyt CD.