Movies Room - Najlepszy portal filmowy w uniwersum

Cyberpunk: Edgerunners - recenzja serialu anime. Każdemu na ręce patrzy Arasaka

Autor: Mikołaj Lipkowski
15 września 2022
Cyberpunk: Edgerunners - recenzja serialu anime. Każdemu na ręce patrzy Arasaka

Cyberpunk 2077 na swoją premierę okazał się klapą. Głównie z racji tego, że był bardzo pobugowany, przez co gracze stwierdzili, że dostali niedopracowany produkt. Można powiedzieć, że tytuł był wręcz agrywalny na konsolach starej generacji. Netflix ruszył jednak ze spin-offem tejże gry, a wraz z nimi współpracowali CD Projekt RED. Czy anime okazało się lepsze od swojego pierwowzoru?

Doskonale pamiętam moje emocje, gdy wychodził Cyberpunk 2077. Mega się zajarałem, kupiłem go w pre-orderze, lecz po pierwszych godzinach grania poszło z mych ust pełno niecenzuralnych słów. Jednak Pani redaktor Ula Reszka namówiła mnie, by ruszył tę grę jeszcze raz, bo po patchach da się grać. Owszem, grę przeszedłem i można powiedzieć, że stałem się jej maniakiem. Night City i przygody z nim związane wciągnęły mnie na długie godziny i nie mogłem oderwać oczu od ekranu telewizora. Stałem się fanem. Gdy Netflix ogłosił Cyberpunk: Edgerunners to również zajarałem się i wciągnąłem serial w praktycznie jeden dzień.
cyberpunk
Cyberpunk: Edgerunners (L to R) Kenn as David Martinez and Aoi Yuki as Lucy in Cyberpunk: Edgerunners. Cr. COURTESY OF NETFLIX © 2022

Zobacz również: Belle – recenzja filmu anime. To był tylko za krótki sen…

Nowe anime od Netflixa możemy traktować jako spin-off, ale także jako prequel do gry. Wiąże się to z tym, że akcja anime dzieje się przed wydarzeniami z dziecka CD Projekt RED. Poznajemy Davida Martineza, który jest uczniem akademii Arasaki. Nie ma on złych wyników, lecz z czasem następuje pewien twist, przez który porzuca on szkołę. Jego matka ginie, przez co on sam postanawia dołączyć do grupy punków, z którą zostaje do końca serialu. Fabuła może i wydaje się dość prosta, lecz anime nie stroni od wszelakich zwrotów akcji czy też momentów wzruszenia. Mimo swojej przewidywalności niejednokrotnie uroniłem łzę oraz przysłowiowo obgryzałem paznokcie przez nadpęcie akcji. Dodatkowo humor w tej całym majdanie jest wyjęty rodem z Deadpoola. Same postacie stoją na najwyższym poziomie. Nie ma co się dziwić, gdyż scenarzystą serialu jest Bartosz Sztybor, który napisał jeden z tomów niesamowitego komiksu osadzonego w tym uniwersum. Są one barwne i zżywamy się z nimi od samego poznania. Z odcinka na odcinek widzimy ich przemiany i widzimy jak wielkie znaczenie ma dla nich gang, do którego należą. Dodatkowo David eksperymentuje z wszelakimi wszczepami. U niego ów zmiany są najbardziej widoczne. Niezwykle w pamięci zapisały mi się kobiece postaci, głównie Lucy i Rebecca. Pierwsza - niezwykle dobra netrunnerka, której niestraszne jest hackowanie czegokolwiek, natomiast Rebecca to istna odpowiedź na Harley Quinn. Świruska, która wpada w szał zabijania jest tak samo urocza, jak i szajbnięta.
cyberpunk
Cyberpunk: Edgerunners (L to R) Kenn as David Martinez and Aoi Yuki as Lucy in Cyberpunk: Edgerunners. Cr. COURTESY OF NETFLIX © 2022

Zobacz również: Sandman – recenzja 1. sezonu serialu. Czyli jednak da się zrobić wierną i dobrą adaptację

Na wyróżnienie zasługuje również soundtrack. Myślałem, że będzie on wyjęty żywcem z gry, natomiast jest inaczej. Podczas całej naszej przygody z bandą Edgerunnerów, otrzymujemy wszelaki przekrój rapu, techniawy czy nawet (tfu) polskiego reggae. Twórcy idealnie dobrali utwory wokalno-instrumentalne do tejże produkcji, lecz zabrakło mi czegoś z Wojny i noce Darii Zawiałow. Płyta koszalińskiej artystki idealnie wpisałaby się w klimat dziecka Netflixa i CD Projekt Red. Niemniej - piosenka z napisów końcowych od Dawida Podsiadły robi niesamowitą robotę i niejednokrotnie nie przewijałem ich, by móc odsłuchać to arcydzieło do końca. Twórcy animacji również stanęli na najwyższym poziomie. Kreska jest przyjemna dla oka, a Night City jest lepiej przedstawione, aniżeli w pierwowzorze. Przeprowadza się nas przez ohydne zakamarki tego zimnego i ponurego miasta. Dodatkowo fani gry mogą zobaczyć znajome dla nich miejsca. Tak samo postacie są niezwykle barwnie narysowane. Mamy także sporo odniesień do produkcji z 2020 roku, chociażby przez wizualizacje telefoniczne, wszelakie pojazdy czy dźwięki. No i pojawiają się postacie, które mogliśmy tamże zobaczyć, lecz nie będę zdradzał jakie, by nie psuć Wam zabawy w odkrywaniu tego arcydzieła. Dodam też, że anime to jest niezwykle krwawe, brutalne i wulgarne. Tego Cyberpunk 2077 aż tak dobrze nie pokazał. Ja oglądałem akurat z polskim dubbingiem, gdyż preferuje rodzimy język w animacjach i jest on na niezwykle wysokim poziomie. Pani Zuzanna Galia zasługuje na wychwalanie pod niebiosa za to, co zrobiła z postacią Rebeki. Dostaje Pani ode mnie oklaski na stojąco. Gdyby każda produkcja była zdubbingowana tak jak ta, pokochałbym nasz rodzimy dubbing.
cyberpunk
Cyberpunk: Edgerunners. Tomoyo Kurosawa as Rebecca in Cyberpunk: Edgerunners. Cr. COURTESY OF NETFLIX © 2022

Zobacz również: Cyberpunk 2077 tom 1: Trauma Team – recenzja komiksu

Edgerunners wymaga od widza niezwykłej uwagi, gdyż nawet sekundowa ucieczka na ekran telefonu potrafi widza zbić z tropu i tworzy dziury w fabule. Mamy sporą ilość time skipów, skoków między wydarzeniami czy też odniesień do wydarzeń z przeszłości. Sam mam tę brzydką przypadłość, że jak oglądam coś w domu, to rozkojarzyć potrafi mnie wszystko dookoła i często sięgam po telefon. Niejednokrotnie też miałem problemy ze zrozumieniem niektórych wydarzeń i musiałem cofać odcinek o kilka minut. Nie jest to oczywiście minus, lecz przestroga dla tych co tak jak ja, w trakcie oglądania muszą się wgapiać w telefon. Cyberpunk: Edgerunners zasługuje na specjalne wyróżnienie w bibliotece Netflixa. Nie spodziewałem się, że wypadnie to aż tak dobrze. To anime nie jest jedynie dla fanów Cyberpunka i to w tym jest super. Niemniej, fani najnowszej gry od CD Projekt RED poczują się jak w domu i zostaną przez ten serial bardziej dopieszczeni aniżeli przez pierwowzór. Jest to zarówno piękne, jak i ohydne. Zabawne i smutne. Urocze i niegrzeczne. W obecnych czasach bardzo średnich produkcji od Netflixa, to ta jest po prostu jedną z najlepszych jakie widziałem w tym roku. ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe

Geek i audiofil. Magister z dziennikarstwa. Naczelny fan X-Men i Elizabeth Olsen. Ogląda w kółko Marvela i stare filmy. Do tego dużo marudzi i słucha muzyki z lat 80.

Komentarze (0)
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.