Movies Room - Najlepszy portal filmowy w uniwersum

Sandman – recenzja 1. sezonu serialu. Czyli jednak da się zrobić wierną i dobrą adaptację

Autor: Mateusz Chrzczonowski
9 sierpnia 2022

Obawy przed premierą netflixowej adaptacji Sandmana, genialnego komiksu Neila Gaimana, były spore, bo dzieło to nie jest łatwe do przełożenia, a co najważniejsze, gigant streamingowy pokazał już, że potrafi popsuć dobry materiał źródłowy – Wiedźminie, patrzę na ciebie. Co więc dostaliśmy tym razem?

Nadzieję fanów komiksu Sandman Neila Gaimana, już od wczesnych etapów powstawania serialu, podtrzymywał fakt, że autor historii Władcy Snów miał tu bardzo dużo do powiedzenia. Pisarz sam miał bowiem doglądać scenariusza i akceptować każde zmiany. Co więcej, za powstawanie serialu miała odpowiadać wytwórnia Warner Bros. Television, czyli Netflix wyłożył tu tylko pieniądze. Z drugiej strony nie ustawały kontrowersje związane ze zmianami w kwestii ważny postaci dla tej historii. No ale nie wszystko może być przeniesione jeden do jednego, co nie?
Sandman
Fot. Sandman sezon 1. / Netflix

Dobrego się nie zmienia

Z pierwszymi tomami Sandmana wersji komiksowej zapoznałem się stosunkowo niedawno, bo w zeszłym roku, gdy Egmont zaczął wydawać tę historię jeszcze raz, tym razem w pięknej, twardej oprawie. Dobrze się więc złożyło, bo mam teraz porównanie i wiem, na ile wiernie twórcy serialu trzymają się pierwowzoru. Mogę więc powiedzieć, że jest to przełożenie praktycznie jeden do jednego. W dziesięciu odcinkach pierwszego sezonu udało się wepchnąć wszystkie zeszyty składające się na dwa pierwsze tomy. Widać, że dokładne odwzorowanie było tu priorytetem i nikt nie miał zamiaru zbytnio się spieszyć, aby przejść do dalszych wydarzeń. Zamiast tego postanowiono odrobinę dopakować niektóre wątki i postacie, co wyszło ponownie bardzo dobrze – naprawdę trudno mi znaleźć wartości dodane, które by nie pasowały.

Zobacz również: Ms. Marvel – recenzja serialu. Feige otwórz oczy!

Ale kto to ten piaskowy facet?

Dobra, bo zacząłem trochę od środka, a na pewno nie wszyscy czytali dzieło Neila Gaimana. Więc o co chodzi w Sandmanie? Poznajemy tu historię Morfeusza, władcy Krainy Snów, który jest jednym z siedmiu Nieskończonych, czuli bytów stojących nawet ponad bogami. Do jego rodzeństwa należy na przykład Śmierć, Pożądanie czy Rozpacz. Każde z nich pełni ważną rolę i nie może jej zaniedbać. W roku 1916 w Anglii pewni ludzie na czele z Roderickem Burgessem postanawiają odprawić rytuał w celu uwięzienia Śmierci. W zamian za wolność miałaby ona przywrócić życia ich synów, którzy zginęli na froncie wielkiej wojny. Nie wszystko idzie jednak zgodnie z planem i w miejsce Śmierci do pułapki trafia właśnie Sen. Jako że nie może on spełnić życzeń ludzi, zostaje w szklanym więzieniu na ponad sto lat – tu twórcy całkiem słusznie postanowili przenieś akcję do współczesności, choć akcja komiksu działa się na przełomie lat 80. i 90, bo wtedy powstawał komiks.
Sandman
Fot. Sandman sezon 1. / Netflix
Jak łatwo się domyśleć, brak Władcy Snów nie wpłynął dobrze na świat. W noc pochwycenia Morfeusza ze snu nie wybudziło się blisko milion osób na całym świecie, a wielu po tym wydarzeniu nie mogło już w ogóle usnąć. W końcu jednak Sen wyrywa się z więzienia i musi odzyskać dawną siłę oraz przywrócić porządek. W tym celu wyrusza na poszukiwanie artefaktów swojej władzy, czyli magicznego piasku, maski oraz rubinu. Każdą z tych rzeczy ma kto inny, co wymaga od Morfeusza sporo wysiłku. Dzięki temu jednak możemy poznać Constantine (Johannę Constantine, która jest przodkiem występującego w komiksie Johna Constantina) czy Lucyfera, czyli Władcę Piekieł. Ten wątek kończy się na fenomenalnym piątym odcinku. Następnie mamy jeszcze piękny szósty epizod z dwoma krótkimi historiami (w tym o Śmierci), a potem ostatni główny wątek. Tutaj można odczuć odrobinę spadek formy, choć nadal trudno jakoś mocno narzekać.

Zobacz również: MADiSON – recenzja gry. Czy ktoś może wyłączyć jumpscare’y na 10 sekund?

Lucyfer była kobietą?

Sandmana od pierwszych minut błyszczy aktorstwem i nie zmienia się to aż do końca sezonu. Już w pilocie widzimy fenomenalnego Charlesa Dance’a (Tywin Lannister z Gry o Tron) wcielającego się w Rodericka Burgessa. Co jednak najważniejsze, nie zawiódł Tom Sturridge w głównej roli jako Sen – kradnie on każdą scenę swoją zimną, niezdradzającą żadnych emocji naturą, bo właśnie tak powinien wyglądać ten ponury pan Krainy Snów. Tak samo jak w komiksie, jest on zagubiony tuż po ucieczce i na nowo poznaje świat, co z czasem przyczynia się do jego przemiany. Obok niego fantastycznie spełnia się Vivienne Acheampong jako Lucienne, czyli prawa ręka Morfeusza – cała jej kreacja została dobudowana na potrzeby serialu i był to świetnych ruch. Nie można nie wspomnieć jeszcze o Koryntczyku, w którego wciela się Boyd Holbroook (Logan: Wolverine, Narcos), bo to najmocniejsza strona drugiej części sezonu. No i jeszcze David Thewlis (Fargo, Harry Potter) – ten daje nam najlepszy, piąty odcinek (dla mnie 10/10), który na dobre utwierdził mnie w przekonaniu, że Sandman to naprawdę dobry serial.
Sandman
Fot. Sandman sezon 1. / Netflix
Najwięcej kontrowersji po castingach wzbudziło osadzenie Gwendoline Christie jako Lucyfera (Brienne z Gry o Tron). Bo dlaczego nie Tom Ellis z doskonale przyjętego przez widzów serialu Lucyfer który tak w ogóle jest oparty na komiksie z tego samego uniwersum? Ano dlatego, że serial Lucyfer z oryginałem komiksowym napisanym przez Mike’a Careya ma tyle wspólnego, co drugi sezon Wiedźmina z książkami Sapkowskiego, a pewnie i mniej. A jak powiedział sam Gaiman: „Ellis zacząłby pewnie dobierać się do Morfeusza”. Zwyczajnie to zupełnie inna adaptacja, bo tym razem mocno postawiono na zgodność z komiksami, a tam Lucyfer jest kompletnie inną postacią. Ale czy jest kobietą? Nie, zwyczajnie nie ma sprecyzowanej płci, bo jest upadłym aniołem. W serialu jednak Christie gra podstępnego Pana Piekieł perfekcyjnie – choć czasu nie miała dużo, ale to może się zmienić w drugim sezonie.

Zobacz również: Bullet Train – recenzja filmu. Wysiądź albo zgiń!

Piekło jak malowane

Serial jak widać stoi przede wszystkim świetnym aktorstwem, dzięki czemu seans przygotowanych przez twórców 10 odcinków jest tak przyjemny. Ale czy można się do czegoś przyczepić? Może do efektów specjalnych, które nie zawsze są najwyższych lotów. Na początku nie podobało mi się na przykład animowanie pewnego stwora. Czasami lokacje też delikatnie niedomagały, ale zdarzały się również niezwykle klimatyczne miejscówki, jak Piekło, gdzie było co podziwiać. Choć i tam zdarzały się oszczędności, na przykład scena z armią demonów. Jak na standardy serialowe jest jednak naprawdę dobrze. https://www.youtube.com/watch?v=tLcg_8LRo6U

Zobacz również: Lucyfer tom 1 – recenzja komiksu

Sandman tak dobry, że aż mi smutno

Sandman to naprawdę świetna adaptacja, która materiał źródłowy traktuje z dużym poszanowaniem. Twórcy doskonale zrozumieli, co w pierwowzorze było najważniejsze i dostarczyli nam niezwykle dopracowaną wizję serialową. Tak samo jak w komiksie dostajemy tu więc miszmasz gatunkowy, rozważania filozoficzne podane w przystępnej formie oraz masę ciekawych postaci osadzonych w fantastycznie świecie. Jestem również pod wrażeniem, jak świetny był tu casting, bo nawet te kontrowersyjne wybory były strzałem w dziesiątkę. No a teraz zasadnicze pytanie: czy nie dało się tak tworząc netflixowego Wiedźmina? Ilustracja wprowadzenia: materiał prasowe

Gra więcej, niż powinien. Od czasu do czasu obejrzy jakiś film, ale częściej sięgnie po serial w domowym zaciszu. Niepoprawny fanatyk wszystkiego, co pochodzi z Kraju Kwitnącej Wiśni. | [email protected]

Komentarze (0)
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.

Ocena recenzenta

85/100
Wierne przeniesienie świetnego komiksu Aktorsko błyszczy na każdym kroku Świetnie łączy różne gatunki Wątki rozbudowane z wyczuciem Odcinek 5. jest perfekcyjny Przez większość czasu wygląda naprawdę dobrze...
...choć parę miejsc do ponarzekania się znajdzie Przy ostatnim wątku czuć odrobinę spadek formy

Movies Room poleca

Nadchodzące premiery