Movies Room - Najlepszy portal filmowy w uniwersum

Kino Świat

Halo – recenzja 1. sezonu serialu. Master Chief to jednak też człowiek

Autor: Mateusz Chrzczonowski
29 maja 2022
Halo – recenzja 1. sezonu serialu. Master Chief to jednak też człowiek

Adaptowanie gier to nie jest łatwa sprawa. Przekonaliśmy się o tym wielokrotnie. Paramount za sprawą pierwszego sezonu Halo pokazuje jednak, że gdy potraktujemy świat gry tylko jako podwaliny, to z odrobiną fantazji da się zrobić naprawdę dobry serial, który będzie bronił się jako samodzielny twór w nowym medium.

Halo po pierwszym odcinku zbierało skrajne opinie. Z jednej strony barykady stali ludzie zachwyceni dobrze przeniesionymi realiami znanymi z gier oraz nowym podejściem do materiału źródłowego. Z drugiej zaś strony znalazły się osoby, które nie mogły pogodzić się z zupełnym przemodelowaniem dobrze znanego im uniwersum, a przede wszystkim postaci głównego bohatera, Master Chiefa. Ten bowiem już w pierwszym odcinku zdjął hełm – a nie robił tego nigdy w grach. W kolejnych odcinkach John-117 robił jeszcze bardziej „szalone” rzeczy, co też oczywiście było szeroko komentowane. No i całe szczęście, że Master Chief to teraz zupełnie inna postać, bo w końcu zyskał on ludzkie cechy, a bez tego serial już na wstępie skazany byłby na porażkę.

Zobacz również: Stranger Things – recenzja 4. sezonu! Ależ to straszne, kocham to!

Halo sezon 1
Fot. Halo sezon 1. / Paramount
Fabuła pierwszego sezonu serialu Halo to swego rodzaju prequel do głównych odsłon gamingowej serii. Główny wątek opiera się na wyjaśnieniu tajemnicy artefaktu obcych, który zostaje odkryty w pierwszym odcinku. Protagonistą jest tu ponownie Master Chief, czyli superżołnierz UNSC (militarno-eksploracyjno-naukowej agencji Zjednoczonego Rządu Ziemskiego) należący do elitarnego grona Spartan. Stanowią oni główną siłę w walce z Przymierzem – zjednoczoną organizacją obcych, która toczy wojnę z ludźmi. O ich sile stanowi genetycznie ulepszone i wytrenowane ciało, które odziane jest w kombinezon stanowiący najwyższe osiągnięcie techniki. Za powstaniem Spartan stoi doktor Catherine Halsey, a czwórka przedstawionych w serialu żołnierzy służy bezpośrednio pod nią, będąc niezależnymi względem władz UNSC. W serialu świetnie wypada wątek wyjaśniający genezę tej elitarnej jednostki – jest tu sporo brudów oraz tajemnic, które mogą zszokować, a na pewno odbijają się na osobie Master Chiefa. Ważna w tym wszystkim jest postać dr Halsey. Niesamowita jest przemiana tej postaci, a bardziej sposobu postrzegania jej przez nas. W początku zdaje się oddanym sprawie naukowcem. Robiła ona wręcz za matkę dla Johna. Jednak jej plany na wykorzystanie artefaktu oraz sposoby działania, które opierają się na „cel ponad wszystko”, ukazują ją w zupełnie innym świetle. Aż ciekawi, jak ostateczne rozwinie się ta postać w kontynuacji. Czy skończy jako główny antagonista?

Zobacz również: Miłość, Śmierć i Roboty – recenzja serialu. But where is Puddin’?

Halo sezon 1
Fot. Halo sezon 1. / Paramount
W pierwszym odcinku serialu nie można było nie zauważyć, że Master Chief toczył bój w pojedynkę, nie było z nim jego wiernej towarzyszki Cortany. Twórcy postanowili bowiem przedstawić również cały proces powstawania tej sztucznej inteligencji. Z początku dr Halsey planowała zastąpić całkowicie świadomość Johna właśnie Cortaną, co miało rozwiązać problem jego niesubordynacji oraz jeszcze bardziej rozwinąć jego zdolności bojowe. Ostatecznie jednak nie mogła tego zrobić, bo bez świadomości Master Chief nie mógłby uaktywnić artefaktu. Dlatego też dostał jedynie „upgrade” w postaci sztucznej inteligencji, która mogła się z nim komunikować bezpośrednio przez korę mózgową oraz monitorować jego funkcje życiowe. Robiła też za wsparcie taktycznej podczas walki. Na przestrzeni sezonu świetnie przedstawiono przemianę Cortany i rozwój jej relacji z Johnem. Z początku dość sztywna i zimna, ostatecznie przeradza się w tę luźną i uszczypliwą życzliwość znaną z serii gier. Cortana zasługuje też na pochwałę w kwestii wizualnej, bo prezentuje się naprawdę super. Historia w Halo już w drugim odcinku została wyraźnie podzielona na dwa wątki. W pierwszym Master Chief razem z dr Halsey, Cortaną i resztą Spartan rozwiązuje zagadkę artefaktu obcych. John poznaje też swoją przeszłość, aż w końcu staje w szranki z Przymierzem. Akcji nie ma tu aż tak dużo – oprócz pilota są to w sumie dwa starcia i jedna mniejsza bitka. Oczywiście nie jest to zarzut, bo wątek ten i tak wypada naprawdę ciekawie, czy to za sprawą knowań Halsey, czy już samego Przemierza i ich wysłanniczki – Makee. Postać tajemnicza, którą połączyła bliższa więź z Master Chiefem. To za jej sprawą John staje się jeszcze bardziej ludzki, pokazując prawdziwe ludzkie uczucia.

Zobacz również: Pachinko – recenzja 1. sezonu serialu. Koreańsko-japońska historia rodzinnych więzi

Halo sezon 1
Fot. Halo sezon 1. / Paramount
Tak jak pierwszy wątek można ocenić na plus, tak już drugi zdaje się wrzucony tu na siłę. Główną bohaterką tej historii jest Kwan Ha, którą poznajemy w pierwszym odcinku na planecie Madrigal. To właśnie ją ocalił Master Chief. W drugim odcinku oddaje ją pod opiekę byłego Spartana Sorena-066 – obecnie jest on przemytnikiem. Dziewczyna jednak nie może długo usiedzieć w kryjówce Sorena i przekonuje go, by w zamian za sowitą zapłatę pomógł jej we wskrzeszeniu rewolucji zapoczątkowanej przez jej ojca. Tak też wspomniana dwójka ląduje na planecie Madrigal, gdzie stawia czoła nowemu zarządcy osady. Dzieje się tu niestety bardzo mało. Bohaterowie przez większość czasu kręcą się bez celu, a wszystko sprowadza się do pojedynku z końca serialu. Zdecydowanie niepotrzebna rzecz. Tylko postać Sorena ratowała sytuację, bo gościa można szczerze polubić. Halo od początku promocji zachęcało dużymi kwotami, które podobno wydano na produkcję tego serialu. No i można w to uwierzyć, bo warstwa wizualna pierwszego sezonu jest przynajmniej dobra. Po pierwsze trzeba pochwalić wykonanie kombinezonów Spartan – zwłaszcza Master Chiefa – które wyglądają fenomenalnie i od pierwszych minut przykuwają oko. Efekty specjalne też są naprawdę dobre. Kosmici wyglądają przez większość czasu bardzo wiarygodnie (świetnie wrażenie zrobił ogromny Brutal z potężnym młotem), tak samo pojazdy i lokacje, które widzimy przez większość czasu w serialu. Najwięcej uwag można mieć do finału. Ostatnia lokacja wygląda niestety źle. Tak samo kosmici. Ogólnie całe to duże starcie prezentowało się zwyczajnie sztucznie. Niestety może do oznaczać cięcia budżetowe w końcowej fazie produkcji serialu. Trochę szkoda, bo finał powinien robić lepsze wrażenie.

Zobacz również: “Obudź mnie, kiedy będę potrzebny” – historia serii Halo

https://www.youtube.com/watch?v=b4doITNi2RE&feature=emb_title Serial Halo to dla mnie mimo wszystko spore pozytywne zaskoczenie, bo po adaptacji gry zwyczajnie nie spodziewałem się tak odważnego podejścia do materiału źródłowego. Cieszy przede wszystkim ukazanie ludzkiej strony Master Chiefa, który w grach poza strzelaniem do kosmitów raczej nie miał wiele do powiedzenia. Tutaj przez zdecydowaną większość czasu pokazuje się nam bez kombinezonu, co fanom serii może nie przypaść do gustu, ale tu ma sens. Główny wątek fabularny też może się podobać. Szkoda, że tego samego nie mogę powiedzieć o historii skupiającej się na Kwan Ha. Na pochwałę zasługuje jednak wykonanie wizualne serialu – sci-fi, które nie ma się (prawie) czego wstydzić. Tylko ile przyjdzie nam teraz czekać na 2. sezon? Ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe
Chcesz nas wesprzeć i być na bieżąco? Obserwuj Movies Room w google news!

Gra więcej, niż powinien. Od czasu do czasu obejrzy jakiś film, ale częściej sięgnie po serial w domowym zaciszu. Niepoprawny fanatyk wszystkiego, co pochodzi z Kraju Kwitnącej Wiśni. | [email protected]

Komentarze (0)
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.

Ocena recenzenta

75/100
Główny wątek fabularny daje radę Geneza oddziału Spartan Master Chief bardziej ludzki niż kiedykolwiek Przynajmniej kilka zapadających w pamięć postaci Cortana i jej relacja z Johnem Wizualnie wypada naprawdę dobrze...
...poza finałem, na który chyba zabrakło funduszy Wątek z Kwan Ha zupełnie niepotrzebny

Movies Room poleca