Movies Room - Najlepszy portal filmowy w uniwersum

lenovov

Iron Fist - recenzja 2. sezonu

Autor: Szymon Góraj
14 września 2018

Netflix ma wiarę w swój projekt superbohaterski. Inaczej ciężko byłoby wyjaśnić to, że pomimo spektakularnej klęski, jaką był 1. sezon Iron Fista, nadal ruszono z produkcją kontynuacji. Zmieniono oczywiście niefortunnego showrunnera – w międzyczasie mającego również niechlubny wkład w projekt Inhumans, który nawet nie został kontynuowany – i ruszono z odważną ofensywą mającą na celu zrehabilitowanie Danny’ego Randa. Po licznych materiałach promocyjnych oraz całkiem sympatycznym cameo tytułowego bohatera w Luke’u Cage’u pora na rozliczenie obietnic.

Iron Fist w swoim drugim rozdaniu przedstawia nam losy Danny’ego i jego przyjaciół po zmianie układu sił. Diabeł z Hell’s Kitchen powszechnie jest uważany za zmarłego, a nieśmiertelna Ręka to przeszłość. Danny postanawia kontynuować swoją rolę  obrońcy uciśnionych i zrobić porządek w mieście. Jak to jednak zazwyczaj w takich sytuacjach bywa, problemy zamiast ubywać – piętrzą się coraz bardziej, do tego największe zagrożenie nadchodzi z najmniej oczekiwanej strony.
Kadr z serialu Iron Fist
Kadr z serialu Iron Fist
Jedno należy twórcom przyznać: rzeczywiście dołożyli wszelkich starań, aby zmodyfikować dotychczas najbardziej wadliwy sezon ze wszystkich superhero platformy Netflix. Najmocniej na tym zyskały dwa elementy, które nieprawdopodobnie kulały w pierwszej odsłonie. Po pierwsze, sceny walki. W komiksowych przygodach Iron Fist był absolutnym mistrzem sztuk walki, w walce wręcz mając szanse pokonać praktycznie każdego innego superherosa Marvela. To sprawiało, że tak biedne wyegzekwowanie potyczek w sezonie poprzednim było w zasadzie podwójnie naganne. Na szczęście 2. sezon zakończył ten żenujący balet i przeszedł do prawdziwej akcji. Pojedynki mają prawo się podobać – są efektowne, a nade wszystko wreszcie możemy poczuć, że oglądamy starcia mistrzów w swoim fachu. Oczywiście w dalszym ciągu ustępują starciom z Daredevila, jednak to im nie odbiera jakości. Najlepsze z nich to praktycznie starcia ideologii, oprócz samej choreografii niosące dodatkowy ciężar dramaturgiczny – i mówię tutaj szczególnie o retrospekcjach z Kunlun. Drugim naprawdę udanym elementem jest dynamika sezonu. Zmniejszenie liczby epizodów zostało godziwie wykorzystane. Mamy dostrzegalnie mniej męczących przestojów, kolejne wątki pędzą do przodu, starając się nie zanudzić widza. W ten sposób twórcy naprawili pewne istotne wady z pierwszej serii.
Kadr z serialu Iron Fist
Kadr z serialu Iron Fist
Powyższe zalety miałyby jeszcze większą siłę rażenia, gdyby w parzę z nimi szła również jakość fabuły. A patrząc na całość, naprawdę nie dostrzegam większych różnic pomiędzy tym elementem serialu w sezonie pierwszym a recenzowanej kontynuacji. Sporo sytuacji nie ma większego sensu, a w pewnym stopniu zastępujące szeregi Ręki triady to jedna z najgorzej przedstawionych organizacji w całym netfliksowym uniwersum. Scenarzyści nawet nie próbowali choć trochę zbudować przed widzem ich siły, przez co od początku wpasowują się w rolę chłopców do bicia, będących dość marnym pretekstem do przepychanek pomiędzy rozstawiającymi ich po kątach najważniejszymi stronami konfliktu. Po prostu dość biednie to wygląda, a częstokroć te lepsze momenty bardzo mocno wzorują się na wypracowanych schematach znanych choćby z Daredevila. Sam zaś finał, choć i do niego znalazłoby się nieco uwag, daje nadzieje na to, że 3. sezon będzie większym usprawnieniem.
Kadr z serialu Iron Fist
Kadr z serialu Iron Fist
Co do samych bohaterów sezonu, to jest tłoczno, ale i nierówno. Postać Danny’ego Randa wydaje się być już nie do odratowania. Jakkolwiek twórcy by tego nie uargumentowali, wprost nie da się uwierzyć, że oglądamy wojownika ze świątyni, który przez lata ostro trenował po to, by być niezrównany w walce wręcz. Tytułowy bohater wciąż jest przeraźliwie naiwnym, łatwo wpadającym w furię chłopakiem, który co rusz popełnia proste błędy. Ta ostatnia kwestia dziwi mnie zresztą najmocniej. Z jednej strony scenarzyści starają się nas przekonać, że Rand przechodzi przemianę, z drugiej - co chwila każą mu robić kolejne głupie rzeczy, tak że Finn Jones może się dwoić i troić w swojej roli, a i tak tego nie odratuje. Co się tyczy przeciwników, mam bardzo mieszane uczucia. Choć ani Joy Meachum, ani Davos nie wywołują u mnie raczej efektu zażenowania na poziomie najgorszych villainów, ich postacie w ogóle nie licują z własnym obrazem z 1. sezonu. Nie potrafię uwierzyć w tak skrajne wykolejenie się moralne Joy, tak samo jak w jej ślepą wiarę we wszystko, co robi jej partner w zbrodni. Davos z kolei z podszytego bądź co bądź moralną słusznością zagubionego mężczyzny przepoczwarzył się w demonicznego fanatyka i zarazem marne skrzyżowanie Punishera z Bushmasterem z 2. sezonu Luke’a Cage’a. Z tego wszystkiego chyba jednak wybrałbym kapitalnie zagranego przez Davida Wenhama Harolda Meachuma z poprzedniej serii Iron Fista. Na szczęście nie zawodzą Misty Knight z Colleen Wing, które zarówno solo, jak i (a w zasadzie tym bardziej) w duecie stanowią jedną z najjaśniejszych stron sezonu i zarazem głos rozsądku Danny’ego. Bardzo ciekawą zmienną jest również Mary Walker, najemniczka o podwójnej osobowości. Szkoda jedynie, że nie zagrał go ktoś lepszy od drętwej Alice Eve, która chwilami zamiast zimnego wyrachowania prezentuje mimikę robota. Komiksowa Typhoid Mary byłaby wtedy prawdopodobnie największym plusem tej odsłony. Obiecywano zatem ogromny progres w stosunku do poprzednika, a tymczasem mamy co najwyżej kroczek naprzód. To trochę mało, jak na obiecanki. O niebo lepsze sceny walki i usprawnione tempo akcji nie przykryją w dalszym ciągu miałkiej fabuły i wadliwych postaci, na czele z głównym bohaterem. Oczywiście cieszyć może fakt, iż bądź co bądź wystąpiła pewna poprawa, która może być zwiastunem czegoś znacząco lepszego w przyszłości. Ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe Netflix

Miłośnik literatury (w szczególności klasycznej i szeroko pojętej fantastyki), kina, komiksów i paru innych rzeczy. Jeżeli chodzi o filmy i seriale, nie preferuje konkretnego gatunku. Zazwyczaj ceni pozycje, które dobrze wpisują się w daną konwencję.

Komentarze (0)
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.

Ocena recenzenta

55/100
  • sceny walk wreszcie wyglądają tak, jak powinny
  • mniejsza ilość odcinków poprawiła tempo akcji
  • dobre rozwinięcie Warda Meachuma
  • duet Colleen-Misty ponownie zdaje egzamin
  • pomimo swojej kuriozalności, zakończenie może przynieść wiele dobrego na przyszłość
  • bardzo ciekawy koncept przeniesienia z komiksu Mary Walker...
  • ...jednak w paru aspektach jest ona niekonsekwentna
  • Alice Eve zupełnie nie radzi sobie z rolą
  • Danny Rand to nadal kpina
  • fabuła w dalszym ciągu jest bardzo taka sobie
  • mało przekonujący rozwój charakterów złoczyńców

Movies Room poleca

Nadchodzące premiery